Prawie trzy miesiące temu pisaliśmy o Lechii Gdańsk jako o chorym człowieku Ekstraklasy, pytając czy ewentualny spadek da oczyszczenie. Pacjent spadł już z najwyższej klasy rozgrywek, ale problemy pozostały, a wręcz się zwielokrotniły. Sezon zakończony degradacją przyniósł debet w wysokości co najmniej kilkunastu milionów złotych. Od ponad roku trwa proces sprzedaży klubu, co pewien czas odżywają plotki o kolejnych potencjalnych kupcach. Plotką nie jest zainteresowanie kupnem Lechii ze strony Michała Brańskiego, o którym informowaliśmy jako pierwsi. W wywiadzie dla "Dziennika Bałtyckiego" Brański mówił o konieczności wypicia piwa nawarzonego przez obecne władze Lechii i spłatę najbardziej palących zobowiązań. - W mojej ocenie jest jeden element, który może uratować całą sytuację. Bez rozwiązania tego problemu będzie trudno komukolwiek przejąć klub. Myślę, że obecny właściciel powinien uregulować wszystkie zobowiązania względem pracowników, piłkarzy, itd. W klubie trzeba posprzątać, a po drugiej stronie są ludzie, którzy mają na to środki, a myślę tutaj o rodzinie Wernze. To właśnie rodzina Wernze powinna poczuć się do odpowiedzialności, a taki klub jak Lechia nie powinien dziś stać nad przepaścią. Wierzę, że dałbym radę dojść do porozumienia z gdańskim Ratuszem, Energą czy innymi partnerami biznesowymi.(...) Cierpliwie czekam. Kluczowe będzie podejście właściciela z Niemiec. Takiej legendy, jak Lechia, nie traktuje się w taki sposób. Dla aktualnego właściciela to powinna być teraz sprawa honoru. Niemiecki właściciel pożyczy pieniądze Lechii Gdańsk Na 100 procent potwierdzić mógłby to sam zainteresowany, ale w Gdańsku głośno słychać o tym, że Philpp Wernze (czyli właściciel udziałów w Lechii Gdańsk i syn byłego właściciela, zmarłego pod koniec kwietnia Franza-Josefa) pożyczył środki Adamowi Mandziarze, by ten ostatni mógł zasypać najpilniejsze zobowiązania - czyli wobec trenerów i piłkarzy, którzy w sezonie 2022/23 spadli z Ekstraklasy oraz pracowników plus premia za czwarte miejsce w sezonie 2021/22. Czy to dobra informacja? Na pewno dla osób czekających na wynagrodzenia. Gdyby tych środków nie udało się zorganizować start w I lidze byłby bardzo wątpliwy, a tak do niego dojdzie. Żeby Lechia była zdrowsza musiałby zmienić się styl zarządzania gdańskim klubem, bo dotychczasowy i oszczędzanie na wszystkich to ścieżka donikąd. Poza pogłoskami o pożyczce właścicielskiej i spłacie zobowiązań może świadczyć powrót Mandziary do rady nadzorczej Lechii Gdańsk (gdyby nie było środków, pan Adam nie wróciłby do struktur klubowych) oraz dość buńczuczny post na Instagramie, z którego z lubością korzysta (współ?)właściciel klubu z Trójmiasta do komunikacji ze światem. Adam Mandziara pisze w nim o motywach powrotu do rady nadzorczej klubu, w celu "dokładnego stanu finansowego spółki Lechia Gdańsk po spadku z Ekstraklasy oraz zapotrzebowania finansowego klubu" i "kontrolingu i monitoringu procesu sprzedaży spółki". . Ponadto wytyka Michałowi Brańskiemu i Dariuszowi Krawczykowi nie podpisanie umowy poufności. Jest takie przysłowie o drzazdze i belce, radzę sprawdzić. Pożyczka od Philippa Wernze zwiększy dług właścicielski, którego wysokość waha się od 30 do 40 milionów złotych, zależy kogo pytać. Jak w polskim filmie. - Jak wyglądamy z planem? - No więc, jeśli chodzi o plan, to 96 procent. - Prawdę mi mów. - Prawdę... to 75 procent. - Powiedziałem - "prawdę". - Prawdę, no... Prawdę to... no kto to może wiedzieć, panie dyrektorze? W środę piłkarze Lechii wznowią treningi. Wśród zebranych może zabraknąć m.in. Michała Nalepy - o zainteresowaniu jego osobą donoszą media - wśród potencjalnych pracodawców wymienia się kluby Ekstraklasy - Lecha Poznań i Śląsk Wrocław. Problemem dla klubów zainteresowanych pozyskaniem Nalepy może być długi, jeszcze trzyletni kontrakt Nalepy z Lechią. Z kolei Biało-Zieloni mieli sondować możliwość sprowadzenia m.in. Bartosza Bidy, któremu wygasa kontrakt z Jagiellonią Białystok - temat tego transferu pojawił się już zimą bieżącego roku. Wreszcie pytanie kluczowe - kto poprowadzi Biało-Zielonych na zapleczu Ekstraklasy? Wśród sześciu trenerów, z którymi rozmawiają Biało-Zieloni (mówił o tym dyrektor sportowy, Łukasz Smolarow) miałby być m.in. Artur Skowronek. Maciej Słomiński, INTERIA