Gdy Lechia Gdańsk poprzednio wygrała w lidze był zupełnie inny czas - w środek wakacji nastroje dopisują - zwłaszcza w turystycznym regionie jakim jest Trójmiasto. W Biało-Zielonych szeregach też nie było tragedii. Co prawda drużyna, dopiero co odpadła z Ligi Konferencji po zaciętych meczach z Rapidem Wiedeń, ale zareagowała "pozitiwnie" trzy dni później wygrywając na pełnym stadionie łódzkiego beniaminka, Widzewa. Od tej pory turyści opuścili plaże, liście spadły z drzew, a drużyna Biało-Zielonych zaczęła jazdę bez trzymanki w dół tabeli. Zatrzymała się dopiero na samym dnie, niżej spaść już nie można. No chyba, że na koniec rozgrywek. Wygrana 1-0 z Cracovią po 69 dniach bez zwycięstwa to duży łyk tlenu, dla drużyny Lechii, która powoli zaczęła zanurzać się pod wodą. Sierpień i wrzesień 2022 r. przejdą do historii Lechii Gdańsk jako koszmarne. Gdyby ktoś przewidział po meczu w Łodzi według jakiego scenariusza potoczą się wydarzenia i jak będzie wyglądała sytuacja klubu i drużyny 9 października zostałby uznany za niepoczytalnego. Zgadza się tylko nazwisko trenera - wtedy był Tomasz Kaczmarek, teraz jest Marcin Kaczmarek - panowie nie są spokrewnieni. Wiadomo, że twarzą klubu jest pierwsza drużyna, jeśli ona gra przyzwoicie klub lepiej funkcjonuje jako całość. Natomiast w Lechii posypało się wszystko naraz. Do ostatniego miejsca w tabeli i najgorszego startu w ekstraklasowej historii (5 punktów na 30 możliwych), doszły wszystkie "plagi trójmiejskie": zapewne najdłuższa w historii polskiej piłki sprzedaż klubu, wycofanie (przynajmniej oficjalne) z działalności w Lechii, Adama Mandziary, taczka dla prezesa Pawła Żelema, głośny konflikt wewnątrz drużyny, dwukrotna zmiana kapitana, wreszcie żmudne poszukiwania nowego trenera po zbyt pochopnym w mojej opinii zwolnieniu Tomasza Kaczmarka. Jego następca Marcin Kaczmarek jest piłkarskim pragmatykiem. Mówi się, że to "trener defensywny", ale w Gdańsku nikt w tej chwili nie oczekuje nowatorskiej strategii i sześciu na siebie nachodzących diamentów, a wyników. Zwłaszcza, że zadanie w sobotni wieczór było ekstremalnie trudne, stadion Cracovii jest lat "ziemią przeklętą" dla lechistów - w 15 meczach od powrotu do Ekstraklasy, do wczoraj Biało-Zieloni wygrali na nim tylko dwa razy, w tym raz na zamkniętym przez pandemię stadionie stadionie w 2020 r. Gorzej zawodnikom z Trójmiasta idzie tylko na obiekcie Lecha Poznań. Wygrana Lechii Gdańsk przy ulicy Józefa Kałuży nie była piękna, była wyszarpana, to nie był mecz, który będzie wskazywany jako wzór młodym adeptom futbolu. Ale czasem trzeba pocierpieć, żeby potem wzbić się do lotu. Słusznie prawi ekspert TVP Sport i były zawodnik oraz trener Lechii, Jarosław Bieniuk, że to "jedno z ważniejszych zwycięstw w ostatnich latach". Mecz na Cracovii był kluczowy, bo terminarz nie rozpieszcza drużyny Lechii i jej nowego trenera. Dwa kolejne mecze to spotkania z liderem i wiceliderem tabeli - Rakowem Częstochowa i Legią Warszawa. Nie byłoby wygranej z "Pasami" bez dwóch ojców tego zwycięstwa. To dwóch najstarszych piłkarzy znad morza - 37-letni Dusan Kuciak bronił jak za najlepszych lat, a rok starszy Flavio Paixao, choć zmarnował kilka sytuacji był tam, gdzie być powinien. To nie jest czas na eksperymenty i promocję młodych talentów, zwłaszcza że i wcześniej Lechia dość oszczędnie szafowała minutami dla młodzieżowców. Dość powiedzieć, że średni wiek wyjściowej "11" na stadionie Cracovii to 30 lat z groszami. To nie jest dobra informacja dla gdańskiej młodzieży, która puka do składu i chciałby grać więcej, ale bez tych dwóch liderów drużyna Lechii nie istnieje - na boisku i poza nim. Oczywiście są pewne warunki - będąc na ostatnim miejscu w tabeli trzeba do kieszeni schować ego i na bok odłożyć swary - obowiązuje hasło "wszystkie ręce na pokład". Marcin Kaczmarek od pierwszego dnia pracy w Lechii zajął się sytuacją personalną w drużynie. Na pierwszy ogień poszły rozmowy indywidualne z szóstką doświadczonych zawodników. Warto rozmawiać, a szczery dialog potrafi przenosić góry. Komunikacja z doświadczonymi piłkarzami jest kluczowa, jako że walka o utrzymanie w Ekstraklasie rozgrywa się zwłaszcza w sferze mentalnej. Na razie spokojnie, ręce na kołdrę, bo to dopiero jeden wygrany mecz, ale marsz w górę tabeli od czegoś trzeba zacząć. Kibice i drużyna Lechii marzyli o takim meczu - może nie najpiękniejszym, ale na zero z tyłu i co najważniejsze - zwycięskim. Maciej Słomiński, Interia