Maciej Słomiński, Interia: Wrócił pan na boisko po kilkutygodniowej przerwie, to znaczy, że jest pan w pełni zdrowy. Dušan Kuciak, kapitan Lechii Gdańsk: - Lekarz dał mi pozwolenie na grę, nic mi nie dolega, nic mnie nie boli. Jestem pozytywnie nastawiony i cieszę się z powrotu na boisko. Tyle pozytywów. Przegrany mecz z Miedzią Legnica nie będzie tym, który będzie pan wspominał latami. - To mecz, który chciałbym jak najszybciej zapomnieć. Coś sobie ustalamy w szatni, potem wychodzimy na boisko i dzieje się coś zupełnie innego. Pierwszą bramkę tracimy po wrzucie z autu. Drugą straciliście w 16 sekundzie drugiej połowy. - Nie wiem, czy to jest komedia, czy może horror? Nie chcę o tym mówić. Na szczęście zaraz strzelamy bramkę kontaktową, wracamy do meczu, wreszcie dzieje się to zakładaliśmy w szatni, zaczynamy grać inaczej. Najgorsze jest to, że dziś bardzo chcieliśmy, zostawiliśmy na boisku mnóstwo sił i energii, ale najlepszym zawodnikiem Miedzi był bramkarz. Gdybyśmy strzelili drugą bramkę, może potem poszlibyśmy po trzecią, ale to tylko gdybanie. Miedź Legnica zasłużyła na wygraną, bo strzeliła dwie bramki, po dwóch strzałach w jej światło. My mamy kilkanaście rzutów rożnych, drugie tyle wrzutek, wiele strzałów i tylko jedna bramka. Nie był to zły mecz w naszym wykonaniu, dlatego porażka jest tym bardziej bolesna. Musimy się szybko pozbierać, bo następny przeciwnik będzie mocniejszy niż dziś. Kolejny rywal tak jak wy jest w kryzysie - mistrz Polski, Lech Poznań ma tylko jeden punkt. Zagracie z nim w środę o 20.30. - Przegraliśmy trzy mecze z rzędu, wiemy jaka jest Ekstraklasa, musimy teraz złapać dobrą serię. Wygramy dwa kolejne mecze i będziemy w zupełnie innym miejscu. W meczu z Lechem musimy pokazać pozytywną reakcję na ostatnie wydarzenia. Z Koroną Kielce zagraliśmy słabo, z Radomiakiem Radom bardzo słabo, z Miedzią Legnica gra nie była zła, jednak 3 punkty ma przeciwnik, a my zero. Była zupełnie inna pogoda, ale atmosfera podobna, gdy rozmawialiśmy po sensacyjnym odpadnięciu Lechii z Puszczą Niepołomice w Pucharze Polski. Mówił pan wtedy: "Sami do tego g... wpadliśmy i sami z niego wyjdziemy!". - Tych sytuacji nie da się porównać, wtedy było dużo gorzej. Nie uważam, że dziś jesteśmy w dobrym położeniu, ale kryzysem też bym tego nie nazwał. Wszystko w naszych rękach i nogach, w środę możemy zacząć coś nowego, coś dobrego. Są pewne warunki. Nie możemy być śpiący przy stałych fragmentach, musimy grać od początku każdej z połów. Jeśli tak się stanie przeciwnik nas szybko ukarze. Jeśli nie spełnimy tych warunków - wpadniemy do tego g... co kiedyś. Od nas zależy czy los się odmieni. Mówiłem o tym po meczu z Rapidem Wiedeń - wtedy po rykoszecie piłka wpadła do naszej siatki, a gdy my tak uderzaliśmy, to mijała bramkę. Dziś było podobnie. Miał pan dziś opaskę na ramieniu. To coś zmienia? Czy czuje pan większą odpowiedzialność? - Będę się starał, żeby to nic nie zmieniło w moim podejściu. Tak naprawdę kapitanów w naszej drużynie jest więcej. Proszę powiedzieć, jak się odbyło przekazanie opaski kapitańskiej. Było głosowanie, czy to trenera pana wybrał? - Uważam, że pewne rzeczy powinny pozostać w szatni, to sprawa wewnętrzna. I tak za dużo ostatnio wychodziło z naszej szatni, także proszę wybaczyć. Rozmawiał Maciej Słomiński, Interia