Maciej Słomiński, Interia: Do października pracował pan w sztabie trenerskim ekstraklasowej drużyny Lechii Gdańsk. Co pan porabia dzisiaj? Jarosław Bieniuk, ekspert TVP Sport: - W towarzystwie innych byłych piłkarzy Lechii, m.in. Sebastiana Mili i Kuby Wawrzyniaka pracuję dla TVP Sport, także barwy Biało-Zielone wciąż są obecne w moim życiu. Zapachu szatni panu nie brakuje? - Oczywiście, że tak. Przecież tam spędziłem większość życia, najpierw jako zawodnik, potem trener. Brakuje mi codziennego dotykania piłki, tej specyficznej atmosfery. Wybrałem jednak inną drogę, praca w sztabie w Ekstraklasie jest cięższa niż w niejednej korporacji, bo do wielu godzin w tygodniu dochodzą zajęte weekendy. Wieczny stres i ciśnienie. Samotnie wychowuję trójkę dzieci, to była moja główna motywacja odejścia z piłki ligowej, by być więcej czasu z nimi, by nie przegapić jakiegoś ważnego momentu. Zna pan selekcjonera Czesława Michniewicza grubo ponad dwadzieścia lat. Był pan świadkiem jego pierwszych kroków trenerskich. - Powiem więcej, znamy się tak długo, że graliśmy razem na boisku. Był taki mecz, gdy w barwach Amiki Wronki wystąpiliśmy w nieistniejącym już Pucharze UEFA na starym stadionie Atletico Madryt, Vicente Calderon. Przegraliśmy 0-1 po bramce w końcówce spotkania. Potem Czesiu został trenerem rezerw, często wracaliśmy razem do Gdyni jeszcze ze śp. Anią Przybylską. Amica bardzo dbała o zaplecze pierwszej drużyny, rezerwy grały w III lidze, czyli II lidze według dzisiejszego systemu. Dziś Lech II gra w czołówce tego poziomu, ale to nie pierwszyzna w Wielkopolsce. Amica pod kierunkiem Michniewicza przetarła szlak około 20 lat temu, mogłaby nawet awansować na zaplecze Ekstraklasy, gdyby przepisy na to pozwalały. Gdy wówczas patrzył pan na Michniewicza widział pan w nim trenera reprezentacji? - Ciężko powiedzieć, to były jego początki i zupełnie inne czasy niż dziś. Nie było kursów trenerskich, wiele rzeczy robiło się "na czuja", szkoleniowcy pracowali metodą chałupniczą. Na pewno prowadzenie z sukcesami rezerw Amiki było pierwszym sygnałem, że z tej mąki będzie chleb. Potem spotkaliście się w Widzewie Łódź. - Na początek trener posadził mnie na ławce, może dlatego, że mnie znał (śmiech). Szybko jednak wskoczyłem do składu i stworzyłem dobry duet stoperów z Sebastianem Maderą, potem z Ugo Ukahem. Dobrze nam się współpracowało w Widzewie, byliśmy o jeden mecz od pucharów. Wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że Michniewicz, którego znałem z boiska, może zostać topowym trenerem. To jeden z dwóch szkoleniowców, z którym najlepiej mi się pracowało. Kto jest tym drugim? - Michał Probierz. U obu przygotowania do sezonu były bardzo ciężkie. Pamiętam, że po obozie w Gniewinie już w barwach Lechii mówił pan, że to ostatni obóz, kolejnego pan nie zniesie. - Tak wtedy myślałem, a potem przyszedł holenderski trener Ricardo Moniz i dopiero dostaliśmy w kość (śmiech). Mówiąc serio, lubiłem jako piłkarz ciężko pracować, zwłaszcza gdy potem tę pracę było widać na boisku. Wracając do Michniewicza, pamiętam gdy spotkałem go kiedyś w pociągu, był wówczas trenerem Termaliki Nieciecza, z której uczynił drużynę, której bardzo ciężko było strzelić bramkę. Przez trzy godziny pokazywał mi na laptopie treningi swojej drużyny, ujęcia z drona itd. Dobry trener z otwartą głową. Cieszę się z jego sukcesu, który jest wydarzeniem dla całej polskiej piłki. To teraz gorący temat - wymarzeni rywale dla Polski na mistrzostwach świata. Z pierwszego koszyka ulubiona Anglia? - Zawsze kibicuję reprezentacji Anglii, jej zawdzięczam boiskowy pseudonim. Jednak z tych najsilniejszych drużyn poproszę kogoś z Ameryki Płd. - niech będzie Argentyna lub Brazylia. Z drugiego wolałbym nie wylosować nikogo egzotycznego, z tymi drużynami mamy złe doświadczenia - przegrywaliśmy z Ekwadorem, Senegalem czy Koreą Płd., poproszę więc Danię lub Chorwację. Wreszcie z czwartego poproszę Kanadę, z którą graliśmy bardzo rzadko jeśli w ogóle. O Lechii Gdańsk wciąż mówi pan "my", ale zapewne pilnie śledzi pan ligowe występy Zagłębia Lubin. - Z trenerami Piotrem Stokowcem, Łukaszem Smolarowem, Mariuszem Szymkiewiczem, Jarosławem Bako i psychologiem Pawłem Habratem, którzy dziś są w Zagłębiu Lubin spędziliśmy trzy bardzo udane lata w Lechii Gdańsk. Osiągnęliśmy historyczny sukces w sezonie 2018/19, zdobywając Puchar Polski i trzecie miejsce w lidze. Ktoś powie, że mogliśmy więcej, że jest niedosyt, ja mówię, że to najlepszy sezon w historii klubu. Potem były zacięte mecze z Brondby, obok finału Pucharu Polskim na Stadionie Narodowym najbardziej pamiętne chwile ostatnich lat. Cały czas jesteśmy w kontakcie, rozmawiamy o różnicach między Lechią i Zagłębiem, wiem że cały sztab z Piotrem na czele ma ogromny sentyment do Gdańska. W Lubinie są w podobnej sytuacji jak na początku pobytu w Lechii. W pierwszym sezonie muszą się utrzymać w lidze, potem pomyśleć o czymś więcej. Trzy lata współpracował pan w sztabie z Piotrem Stokowcem. Mówiło się o nim głośno jako o następcy Adama Nawałki, potem Paolo Sousy. Myśli pan, że to odpowiedni kandydat na selekcjonera? - Merytorycznie na pewno dałby radę, praca z reprezentacją to marzenie każdego selekcjonera i Piotr nie jest pod tym względem wyjątkiem. Pozostaje kwestia doświadczenia na najwyższym poziomie z najlepszymi polskimi piłkarzami. Jarosław Bieniuk: Życzę Piotrowi Stokowcowi pracy z reprezentacją Czesław Michniewicz też nie pracował z Robertem Lewandowskim przed podjęciem pracy w kadrze. - Był jednak w Legii Warszawa, a przede wszystkim pracował z kadrą młodzieżową. Wiedział jak to jest mieć piłkarzy do dyspozycji jedynie przez kilka dni, jak zorganizować zgrupowanie itd. Życzę Piotrowi Stokowcowi, by poprowadził kiedyś reprezentację, dorosłą lub młodzieżową. W sobotę o godz. 20 Legia Warszawa podejmie Lechię Gdańsk. Jakie ma pan wspomnienia ze stadionu przy Łazienkowskiej? - Kiepskie. Gdy przyjeżdżałem na stadion Legii w barwach Amiki lub Widzewa nigdy nie zdołałem wygrać. Dopiero w 2013 r., gdy wróciłem do Lechii wywieźliśmy wygraną 1-0. Dobrze nam wtedy szło, byliśmy świeżo po remisowym meczu towarzyskim z Barceloną, niosło nas to. Nie przegraliśmy ośmiu pierwszych spotkań sezonu i razem z Górnikiem Zabrze liderowaliśmy tabeli. Na nasz mecz z Górnikiem w Gdańsku w piątek o godz. 18 przyszło 25 tysięcy widzów. Dziś raczej nie do pomyślenia. To był dobry czas i dobry sezon. W moich ostatnich rozgrywkach w karierze na mecie zajęliśmy czwarte miejsce w lidze. Legia Warszawa okrutnie dołowała jesienią obecnego sezonu, na wiosnę punktuje najlepiej w lidze. Co się zmieniło? - Byłem dziwnie spokojny, że Legia wygrzebie się z tarapatów i będzie się pięła w górę tabeli. Gdyby nie fatalna jesień drużyna ze stolicy liczyłaby się w grze o podium, wciąż ma szanse na grę w Europie - poprzez Puchar Polski, chociaż z perspektywy Lechii Gdańsk lepiej, żeby go nie zdobyła. Trener Aleksandar Vuković ustawił drużynę pragmatycznie, grają solidnie w obronie, w ataku, mimo że nie grają pięknie, są skuteczni. Wygrali kilka meczów i nabrali pewności siebie, a to w sporcie kluczowe. Mają Josue, który potrafi zagrać na nos. Wrócił Paweł Wszołek, który choć nie jest w szczytowej formie, jest skuteczny pod bramką rywala. A co się stało z Lechią Gdańsk? Na jesień, gdy drużynę przejął Tomasz Kaczmarek szła jak do pożaru. Wiosną grają przeciętnie, a na wyjeździe przegrali pięć ostatnich meczów. - Nowy trener daje nowy bodziec. Nie na darmo mówi się o tzw. "efekcie nowej miotły". Byłem przy początkach pracy trenera Kaczmarka w Lechii, który wprowadził inne treningi niż jego poprzednik i inna filozofię gry. Za trenera Stokowca dobrze graliśmy w pressingu niskim, Kaczmarek chce bronić wyżej, agresywnie odbierać piłkę już na połowie przeciwnika. Dlaczego na wiosnę idzie gorzej? Wydaje mi się że murawy jakie są w Polsce o tej porze roku preferują drużyny, które grają piłkę defensywną. Nie jestem w gdańskiej szatni, ale myślę, że nawet mimo kilku porażek trener Kaczmarek nie zmieni swojej filozofii gry. Jaki mecz zobaczymy w sobotni wieczór? - Na papierze Legia jest faworytem, ale ma w perspektywie półfinał Pucharu Polski i prestiżowy mecz z Lechem Poznań. Z drugiej strony Lechia musi się w końcu przełamać na wyjeździe, jeśli chce grać w pucharach musi zapunktować. Biało-Zieloni wywiozą punkty z Warszawy jeśli zagrają solidnie w obronie, odważnie w ataku i będą groźni ze stałych fragmentów gry, które ostatnio są atutem lechistów. Rozmawiał Maciej Słomiński Kiedy mecz Legia Warszawa - Lechia Gdańsk? Rozpoczęcie meczu: sobota, 2 kwietnia 2022 godz. 20:00. Transmisja w Canal Plus Sport, relacja tekstowa na sport.interia.pl.