Bieniuk przeszedł do Lechii z Widzewa Łódź w 2012 roku. Co prawda w pierwszym meczu poprzedniego sezonu nie zagrał z powodu nadmiaru żółtych kartek, ale później nie opuścił żadnego spotkania. Wystąpił także w 12 pierwszych potyczkach bieżących rozgrywek - w sumie uzbierało się 41 meczów z rzędu, w których tylko dwóch nie zaliczył w pełnym wymiarze. - Wcześniej wiedziałem, że nie wystąpię w meczu 1/8 finału Pucharu Polski w Krakowie z Wisłą. Trener Probierz dał mi odpocząć, a zastępujący mnie na środku obrony Rafał Janicki zagrał bardzo dobrze. W kolejnych ligowych spotkaniach, z Piastem w Gliwicach, gdzie był remis 0-0 i w Lubinie z Zagłębiem, które pokonaliśmy 3-1, nasza defensywa spisywała się praktycznie bez zarzutu. A jeśli coś nieźle funkcjonuje, to nie ma sensu tego zmieniać - zauważył. 34-letni stoper nie traktuje odesłania na ławkę rezerwowych jak piłkarskiego dyshonoru. - Nie oceniam tej sytuacji w kategoriach "dzwona". Powiem więcej - na ławkę usiadłem nawet z poczuciem ulgi. Miałem problemy ze zdrowiem i moja forma nie była najwyższa. Mam swoje lata, tymczasem grałem w każdym meczu po 90 minut i nie opuściłem żadnego treningu. A czasami były to forsowne zajęcia. Warunki do gry są coraz trudniejsze i odczuwałem już trudy tego sezonu. Ta przerwa naprawdę była mi potrzebna - stwierdził. Bieniuk nie zamierza jednak na stałe pogodzić się z rolą rezerwowego. - Nie jestem już w stanie grać na równym i wysokim poziomie przez dłuższy czas, dlatego ten odpoczynek dobrze mi zrobił. Wyleczyłem trapiące mnie urazy, dzięki czemu odżyłem i nabrałem dodatkowej ochoty do treningu. Moja forma rośnie i chciałbym wrócić do pierwszego składu. Nie wywieszam jeszcze białej flagi. Wiem, że będąc w odpowiedniej dyspozycji jestem w stanie sporo dać mojemu zespołowi - ocenił. Po udanym początku Lechia wyraźnie spuściła z tonu. W pierwszych pięciu meczach gdańszczanie zdobyli 11 punktów, podczas kiedy w kolejnych 11 zaledwie osiem. W tabeli ekstraklasy biało-zieloni zajmują odległe, 11. miejsce. - Zdaje sobie sprawę, że nasze wyniki nikogo nie mogą satysfakcjonować. Zwłaszcza mnie. Bardzo to przeżywam, bo występuję w swoim macierzystym klubie i szczególnie zależy mi, żebyśmy dobrze grali i nie dawali "ciała". Jestem stąd i pół Trójmiasta wydzwania do mnie i pyta, co się z nami dzieje - dodał. Były reprezentant Polski uważa, że największą bolączką biało-zielonych są stałe fragmenty gry. Właśnie w ten sposób Lechia traci najwięcej bramek. - Moim zdaniem gramy lepiej niż na to wskazuje zajmowane przez nas miejsce w tabeli. Wszystko rozbija się jednak o stałe fragmenty, które są naszą piętą Achillesa. W ten sposób straciliśmy 10 punktów. Nie jesteśmy idealną drużyną i mamy swoje problemy, ale gdybyśmy nie pozwolili rywalom strzelić w ten sposób kilku banalnych goli, bylibyśmy zdecydowanie wyżej w ligowej hierarchii. Dlatego też w przerwie na reprezentację ćwiczyliśmy ten element do bólu. Trenerzy próbowali różnych wariantów oraz ustawień i jestem przekonany, że w końcówce tego roku nasza praca zaprocentuje - skomentował. W ostatnich pięciu meczach gdańszczanie będą mieli jednak bardzo wysoko zawieszoną poprzeczkę. W niedzielę o 15.30 lechiści zagrają na własnym stadionie z Ruchem Chorzów, a następnie czekają ich dwa spotkania wyjazdowe - z Jagiellonią Białystok i Cracovią. Na zakończenie pierwszej fazy rozgrywek ekipa trenera Michała Probierza zmierzy się z dwoma czołowymi zespołami ekstraklasy - Legią Warszawa w Gdańsku oraz Górnikiem w Zabrzu. - Z pewnością końcówki tego roku nie możemy zaliczyć do łatwych. W tych meczach musimy jednak wycisnąć wszystko, co się da i nie pozwolić się zaskoczyć przy stałych fragmentach. Nasza gra, zwłaszcza do straty pierwszego gola, nie wygląda przecież źle. Jestem przekonany, że będziemy piąć się w tabeli - podsumował Jarosław Bieniuk. 34-letni Bieniuk po raz pierwszy związał się z Lechią w 1996 roku. Przed sezonem 1998/99 przeniósł się do Amiki Wronki, gdzie zadebiutował w ekstraklasie 22 maja 1999 w spotkaniu Amiki z Polonią Warszawa. Z tą drużyną wywalczył Puchar Polski. W latach 2006-2008 występował w tureckim Antalyaspor, a wiosną 2009 roku powrócił do Polski i podpisał kontrakt z łódzkim Widzewem. W lipcu 2012 roku związał się ponownie z Lechią Gdańsk. Przed sezonem 2013/2014 został nowym kapitanem zespołu. 30 lipca 2013, w meczu towarzyskim przeciwko FC Barcelona strzelił gola na 1-0. Ekstraklasa: wyniki, tabela, strzelcy, terminarz