W swej blisko 77-letniej historii Lechia Gdańsk dopiero trzeci raz zagrała w europejskich pucharach. Każdy z tych udziałów był bardzo intensywny i na długo zapisał się w pamięci kibiców. Tak było z legendarnym dwumeczem z Juventusem Turyn w 1983 r., tak było z zaciętymi spotkaniami z Brondby z 2019 r., tak wreszcie będzie z tegorocznym udziałem Biało-Zielonych w eliminacjach Ligi Konferencji. Najpierw pierwszy w historii Lechii pucharowy awans po dwóch wygranych z macedońską Akademiją Pandew (mecz w Gdańsku został niestety zakłócony przez niepokój na trybunach), potem rywalizacja z Rapidem Wiedeń, zakończona triumfem Austriaków - było 0-0 w Wiedniu i wczoraj 2-1 w Gdańsku. Ten ostatni dwumecz będzie długo rozpamiętywany przez trójmiejskich kibiców, bo Rapid był całkowicie w zasięgu, to drużyna której daleko do czasów świetności z okresu Hansa Krankla i Antonina Panenki. Czego zatem zabrakło, by wczorajszy dzień był idealny dla gdańskiego środowiska piłkarskiego? Komunikacja Tuż po meczu w Wiedniu i obiecującym, bezbramkowym remisie kibice rozpędzili oddolną akcję w mediach społecznościowych pod hasztagiem #TrzyDychyNaLechię. Klub ochoczo do akcji dołączył, angażując weń piłkarzy. Dusan Kuciak z bramkarza zamienił się w sprzedawcę biletów w klubowym sklepie, piłkarze zachęcali do nabycia wejściówek pod powyższym hasztagiem, na całość poszedł Marco Terrazzino pytając: Trzy dychy? A dlaczego nie cały stadion? Wszystko super, sprzedaż biletów ruszyła z kopyta, na dobę przed meczem przekraczając 20 tysięcy. W dzień meczu portal Lechia.gda.pl uzyskał informację z Urzędu Miasta Gdańska, iż impreza masowa formalnie została zgłoszona na...28 tysięcy widzów. Po co promować wydarzenie jeśli nie można wpuścić pożądanej liczby kibiców? Nawet jeśli kupujemy wyjaśnienia rzecznika klubu, o tym że w miarę progresji sprzedażowej, można ustalenia z Miastem zmienić, to zabrakło komunikacji z kibicami, a złość niektórych na klub trudno będzie ugasić. Ostatecznie jako oficjalną frekwencję podano 23.519 widzów. Można gdybać, czy przez to zamieszanie biletowe część osób zrezygnowało z zakupu? A może tyle realnie osób interesuje się występami Lechii Gdańsk? Pewne jest, że ci którzy byli stworzyli atmosferę iście europejską i pod koniec spotkania napędzali ofensywne poczynania drużyny Lechii. Ustawienie drużyny Jakub Kałuziński to zawodnik o najwyższym w Lechii Gdańsk, tzw. "potencjale sprzedażowym". To czystej wody talent, w dodatku wychowanek. Problem w tym, że to zawodnik stricte ofensywny (tak jak 18-letni Filip Koperski, który dał topową zmianę i asystę grając na prawej obronie), a nie defensywny pomocnik. Wiadomo, że może takim stać się w przyszłości, ale na razie z jego strefy padła bramka dla Akademiji Pandew, to on też faulował Guido Burgstallera po czym sędzia podyktował (wydumany, o czym później) rzut karny. Nie powinno być "jedenastki", ale trudno nie pozbyć się wrażenia, że urodzona "6" jak Jarosław Kubicki zachowałby w tej sytuacji więcej zimnej krwi i nie faulował austriackiego wieżowca. Zresztą cała ofensywna gra Lechii po wejściu Kubickiego i Flavio Paixao wyglądała w drugiej połowie o niebo lepiej. Strach pomyśleć co będzie w przyszłym sezonie, gdy portugalskiego kapitana zabraknie w Biało-Zielonych barwach. Transfery A właściwie ich brak. Dominik Piła, który kontrakt z Lechią podpisał jeszcze zimą pozostaje jedynym letnim nabytkiem gdańszczan. Wierzymy w słowa, Sławomira Wojciechowskiego, który pełni w Lechii funkcję koordynatora ds. kadry (czyli w praktyce - dyrektora sportowego), że ciężko na rynku o kogoś kto realnie wzmocni drużynę, kto będzie znacznie lepszy od zawodników aktualnie będących w kadrze. Osobiście nie jestem zwolennikiem karuzeli transferowej, a wyciskania soków z piłkarzy, którzy są do dyspozycji. Zaskakująco dobrze zagrał w gdańskiej drużynie w dwumeczu z Rapidem, np. Rafał Pietrzak, co do którego umiejętności wielu miało wątpliwości. Lechia Gdańsk przegrała 1-2 z Rapidem Wiedeń i odpadła z europejskich pucharów W tle jest trwający proces przejęcia Lechii Gdańsk przez nowych właścicieli, trudno inwestować w mieszkanie czy samochód, które są wystawione na sprzedaż, z klubem sportowym jest podobnie. Koniec końców (jak mawia trener Tomasz Kaczmarek) - trudno uznać, że drużyna jest mocniejsza personalnie, niż wtedy gdy 3 miesiące temu zajęła 4. miejsce w Ekstraklasie. Odszedł m.in. do Malmo FF Joseph Ceesay, na marginesie wiele w europejskich pucharach nie pograł - mistrz Szwecji już odpadł niespodziewanie po dwumeczu z Żalgirisem Wilno. Szczęście i międzynarodowe obycie Wszystko w tym temacie powiedział po meczu bramkarz Lechii Gdańsk, Dusan Kuciak, który ma nadzieję, ze UEFA rozliczy szwajcarskiego sędziego za dwa kardynalne błędy, które popełnił. Nikt nikogo nie oskarża korupcję, ale coś jest w tym co mówi słowacki bramkarz: - Pytanie dlaczego takie rzeczy dzieją się tym klubom z biedniejszych krajów? Uważam, że my w tym dwumeczu nie byliśmy słabsi sportowo od Rapidu. Przegrałem jeden z najważniejszych meczów swojej kariery, boli mnie to, bo przeciwnik wcale nie był lepszy. Rywal był dobrej jakości, ale my graliśmy jak równy z równym. Tak jak my zawalaliśmy przy bramkach dla gości i ponosimy konsekwencje w postaci odpadnięcie z pucharów, tak sędzia zawalił swoimi decyzjami. Nie chcę mówić, że to sędzia jest winny, że odpadamy, ale jakie ten pan w niebieskiej koszulce poniesie konsekwencje za swoje decyzje? Wierzę, że UEFA zareaguje i ten pan sobie sobie nie posędziuje. Jeśli nie ma VAR, trzeba wybierać sędziów, którzy są najlepsi, a ten sędzia nie był najlepszy. Zwraca uwagę zwłaszcza początkowy fragment - sędzia mógł mieć gdzieś z tyłu głowy fakt, że Rapid Wiedeń to wielokrotny mistrz Austrii, etatowy uczestnik europejskich pucharów, a Lechia Gdańsk jest na salonach kopciuszkiem. W przypadku podobnego przewinienia sędzia powinien podejmować identyczne decyzje z automatu niczym robot, jednak w praktyce jest inaczej. Wypowiedź Kuciaka przypomniała mi przypadek Legii Warszawa, która w poprzedniej dekadzie rokrocznie grała w pucharach (zresztą z udziałem Słowaka w bramce), płaciła frycowe, ale mrówczą pracą w kolejnych sezonach zdobyła tyle punktów, że zasłużyła na rozstawianie, aż wreszcie osiągnęła upragnioną fazę grupową Ligi Mistrzów. Co dalej? Lechia Gdańsk wraca do szarej, ligowej rzeczywistości, ale po posmakowaniu rozgrywek europejskich nie może osiąść na laurach - musi pójść za ciosem, być w Europie co rok, tak aby nikt nie mylił jej nazwy z Legią Warszawa co nagminnie zdarzało się podczas niezapomnianych podroży na mecze do Skopje i Wiednia. Po to się gra w piłkę, kibicuje i o niej pisze, żeby zwiedzać świat. Maciej Słomiński, Interia