W 1983 roku młody, ledwie 18-letni wtedy Grembocki, później reprezentant Polski, stał za jedną z największych sensacji w pucharowych rozgrywkach. Z grającą wtedy w trzeciej lidze Lechią, awansował do finału Pucharu Polski. Po drodze jedenastka z Pomorza eliminowała wtedy kolejne drużyny z Ekstraklasy, silnego jak nigdy Widzewa Łódź, Śląsk Wrocław, Zagłębie Sosnowiec czy Ruch Chorzów. W finale rozegranym w czerwcu 1983 roku na stadionie w Piotrkowie Trybunalskim, rywalem był grający na zapleczu Ekstraklasy silny Piast. To gliwiczanie byli faworytem decydującej potyczki. - Wystarczyło spojrzeć na parkingi, jakimi samochodami jeździli piłkarze z Gliwic, a jakimi my. U nas samochód miał Lech Kulwicki, Jerzy Kruszczyński, który przyszedł do nas po tym finale, i Andrzej Marchel. Nie mogliśmy się równać w tamtym czasie finansowo z klubami z Górnego Śląska. Talony na samochody, mieszkania... Na Wybrzeżu było pod tym względem zupełnie inaczej, była posucha i kryzys. Wielu chłopaków mieszkało w hotelach robotniczych czy z rodzicami - wspomina dziś Grembocki. Gliwiczanie też nie sprostali rewelacji z Gdańska prowadzonej przez Jerzego Jastrzębowskiego. Skończyło się na wygranej 2-1 Lechii i sensacyjnym triumfie trzecioligowca, który później, w Pucharze Europy Zdobywców Pucharów zmierzył się z samym Juventusem Turyn. - Przy 1-0 dla nas mogłem wpisać się na listę strzelców i przejść do historii. Ominąłem już bramkarza i uderzyłem na bramkę, ale w ostatniej chwili wybił ją Kałużyński czy Żemaitis. Potem, kiedy prowadziliśmy jedną bramką, był rzut karny dla nas. Miałem podejść do piłki, ale trener Jastrzębowski nie ryzykował i wyznaczył Andrzeja Salacha. Ten jednak nie wykorzystał szansy - opowiada Grembocki. Dziś albo Lechia, albo Jagiellonia po raz drugi sięgnie po Puchar Polski. Białostoczanie triumfowali poprzednio w 2010 roku, kiedy do sukcesu jedenastkę z Podlasia poprowadził Michał Probierz. - Zdecyduje podejście do meczu, forma fizyczna, dyspozycja dnia i regeneracja po ostatnim ligowym spotkaniu. Ściskam oczywiście kciuki za Lechię, ale szanse oceniam 50 na 50 - mówi Grembocki. Michał Zichlarz