Piłka nożna jest najpopularniejszym sportem na kuli ziemskiej dlatego, że nie zawsze wygrywa ten kto ma więcej pieniędzy i większe posiadanie piłki. W drużynę Lechii Gdańsk inwestowana jest bardzo duża jak na polskie warunki kasa, a Biało-Zieloni mieli zwłaszcza w pierwszej połowie piłkę dwukrotnie częściej od Resovii. Co z tego jeśli byli o wiele mniej konkretni i zdecydowanie oraz zasłużenie przegrali 0-2. Bramkarz na ścieżce wojennej z Lechią Gdańsk Od początku zarysowała się optyczna przewaga przyjezdnych, którzy mierzą zdecydowanie wyżej niż Resovia. Już w 7. minucie po składnej akcji mocno uderzał Dominik Piła, ale Michał Gliwa pewnie obronił. Mecz wyglądał tak, że goście mieli piłkę i inicjatywę, a gospodarze starali się kontratakować. I robili to bardzo umiejętnie. Resovia zdecydowanie lepsza od Lechii Gdańsk. Wygrana 2-0 W 22 min. po stałym fragmencie gry do opuszczonej już przez bardzo dziś niepewnego Bohdana Sarnawskiego bramki uderzał głową Rafał Mikulec, ale piłkę z pustej bramki wybił Piła. Co się odwlecze, to nie uciecze. Resovia sprytnie rozegrała rzut rożny. Obrona gości kompletnie się pogubiła, Marcin Urynowicz mógł ustawić sobie piłkę kilkanaście metrów od bramki nieatakowany przez nikogo. Jego uderzenie zostało jeszcze zablokowane, ale wobec potężnej dobitki Radoslawa Kanacha, bramkarz Lechii był kompletnie bezradny. Zaraz było już 2-0, Sarnawski popełnił katastrofalny błąd, w stylu Bartosza Klebaniuka - zamiast wyekspediować piłkę daleko zaczął rozgrywać, piłkę przechwycił Maciej Górski i skierował ją do siatki. Mówiąc językiem bokserskim Lechia po tych dwóch ciosach była liczona i do przerwy nie zdołała się otrząsnąć i przegrywała 0-2 mając aż 65% posiadania piłki. W drugiej połowie lechistom starczyło animuszu na kilka pierwszych minut, potem bliżej było do podwyższenia wyniku niż zdobycia bramki kontaktowej. Maciej Słomiński, INTERIA