Maciej Słomiński, INTERIA: Czy stęsknił się pan za ligą? Za czasem, którego rytm wyznaczają kolejne mecze? Dušan Kuciak, bramkarz Lechii Gdańsk: - Tak, stęskniłem się za ligą. Przerwa była bardzo długa, ponad dwa miesiące. Sparingi sparingami, ale to nie jest to samo, co mecze o punkty. Lubię tę adrenalinę oraz granie na naszym pięknym stadionie. Za tym co działo się jesienią też pan tęsknił? Ani wyniki, ani atmosfera w Lechii Gdańsk nie były najlepsze. - Niektórzy przez to na mnie dziwnie patrzą, ale ja staram się zawsze patrzeć optymistycznie. Zgadzam się, że nie wszystko było idealnie jesienią, jednak moja głowa pracuje tak, że lepiej pamiętam rzeczy pozytywne. Był awans w eliminacjach Ligi Konferencji czy ostatni niezwykle ważny zwycięski mecz z Górnikiem Zabrze. Była też mini-seria zwycięstw, z których najbardziej efektowne było to z Zagłębiem w Lubinie. Za tymi pozytywnymi akcentami tęsknię i gorąco liczę na to, że będzie co wspominać z piłkarskiej wiosny. Co się stanie, jeśli Lechia powtórzy taką jesień? - Dziś jesteśmy mądrzejsi i wiemy, gdzie popełniliśmy błędy. Wszystkich pomyłek nie wyeliminujemy, ale jeśli przykładowo z pięciu popełnionych wcześniej błędów wyeliminujemy trzy, to runda wiosenna powinna dla nas być bardziej obfita punktowo. Jestem przekonany, że zdobędziemy więcej punktów wiosną niż jesienią, a to powinno dać utrzymanie w lidze. Jesienią wasza szatnia była w pewnym sensie pęknięta. Czy można powiedzieć, że drużyna Lechii jest dziś już pozszywana? - Uważam, że cały czas szliśmy w jednym kierunku całą drużyną. Każdy oczywiście ma prawo to różnie odbierać. Nie chcę wracać do tego, co było negatywne. Jestem przekonany, że okres od meczu z Górnikiem wykorzystaliśmy na maksa i w niedzielę pokażemy, w jakim kierunku idziemy. Czy niedzielny mecz z Wisłą Płock będzie swego rodzaju finałem? I każdy następny ligowy mecz także? - Nie chcę gdybać, w sporcie jak i w życiu początek zawsze jest bardzo ważny. Te 3-4 pierwsze kolejki na wiosnę zadecydują, czy gramy o utrzymanie, czy o coś więcej. Dwóch nowych zawodników doszło do drużyny Lechii. Bliżej pana na boisku będzie grał Jakub Bartkowski. - Jest to zawodnik, który wyrobił sobie solidną markę w ostatnich latach. Będzie rywalizował z Davidem Stecem o miejsce w składzie, nie zazdroszczę trenerowi w kwestii wyboru. Jeden i drugi to solidni ligowcy. Jest też Kevin Friesenbichler, który dołączył do nas trochę później - szkoda, ale widać, że potrafi. Bardzo podoba mi się jego lewa noga. Mam nadzieję, że to nie koniec wzmocnień i jeszcze ktoś jakościowy do nas dojdzie. Ma pan na koncie 311 meczów w Ekstraklasie w ciągu 12 sezonów. Tylko w jednym z nich był pan zaangażowany w walkę o uniknięcie degradacji - czy czerpie pan coś z sezonu 2017/18, gdy sytuacja Lechii Gdańsk w tabeli była podobna do dzisiejszej? - Bardzo cenne doświadczenie, ale nie chcę tego więcej powtarzać. Dlatego liczę, że jak najszybciej uciekniemy daleko od strefy spadkowej i będziemy patrzyli w górę tabeli, a nie za siebie. Daniel Łukasik, który był w sezonie 2017/18 w szatni Lechii razem z panem, po czasie zrozumiał, że nie należy w głowie tworzyć czarnych scenariuszy. Dodatkowa presja związana z walką o uniknięcie degradacji nie sprzyja wygrywaniu. - Stoimy u progu rundy wiosennej, wiem, że tabela nie napawa optymizmem, ale ja szczerze wierzę w to, że za parę kolejek nie będzie już mowy o walce o utrzymanie. Na razie rozmawiamy o meczu z Wisłą Płock, w którym nie będzie liczyła się piękna gra i fajerwerki, a wygrana. Liczę na to, że krok po kroku będziemy gromadzić punkty i za kilka tygodni temat naszych rozmów będzie zupełnie inny niż dziś. Jak pan zareagował na informację o tym, że były trener Lechii Gdańsk Tomasz Kaczmarek ma szanse zostać asystentem w reprezentacji Polski? Spodziewał się pan, że tak szybko zaliczy taki sportowy awans? - To najważniejsza drużyna w kraju dla zawodników i trenerów. Co można więcej osiągnąć? Jakoś bardzo to mnie nie dziwi. Za wyniki Lechii na jesień trener był najmniej winny, ale ktoś musiał ponieść odpowiedzialność. Łatwiej zmienić jednego trenera niż połowę drużyny. Myślę, że trenera Tomasza Kaczmarka czeka ciężkie, a zarazem ciekawe wyzwanie. Na plus działa to, że w podobnym charakterze pracował już z reprezentacją Egiptu. Trener Kaczmarek wie, z czym to się je, a dodatkowym plusem dla niego jest to, że zna Ekstraklasę i może coś doradzić w sprawie zawodników, którzy w niej grają. Wiem, że liga polska jest często lekceważona, ja się będę upierał, że to bardzo wymagające i trudne rozgrywki. Czuje się pan dziś numerem 1 w bramce Lechii Gdańsk? - Czuję zaufanie trenera, ale nie byłbym sobą, gdybym codziennie nie udowadniał tego, że jestem najlepszy z grona bramkarzy, którzy są w Lechii. Gdybym czuł, że ktoś inny da więcej drużynie, z ręką na sercu oddałbym miejsce komuś innemu. Znam siebie i wiem, że jestem w dobrej formie. "Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz". Jak pana zdrowie? Na jesień bywało z nim różnie. - Jedynym moim kłopotem było złamanie ręki, kolega z drużyny kopnął mnie w rękę i kość pękła. Czysty przypadek. Najwidoczniej tak miało być, starałem się ten czas wykorzystać, aby popracować nad innymi elementami. Chciałem wrócić jak najszybciej, gdy to zrobiłem nasz kryzys zaczął się pogłębiać. Nie dałem rady pomóc drużynie na ile chciałem. Staram się zachować koncentrację oraz chłodną głowę. To, o czym mówił Łukasik - nie brać za bardzo do głowy, staram się to wyeliminować, bo to mnie ogranicza i nie pomaga. Wiadomo, że nie mam 20 lat i nie regeneruję się tak szybko jak kiedyś, ale dzięki trenerowi Pawłowi Primelowi pozostaję w dobrej formie. Bardzo dobrze mnie prowadzi, czuję, że treningi nie są dla mnie trudnością tylko radością, to mnie napędza. Dopóki zdrowie pozwoli, ambicja nie będzie mnie opuszczała, a forma utrzyma się na odpowiednim, wysokim poziomie, to będę na każdym treningu udowadniał, że zasługuję na bluzę z numerem "1". Jeśli znajdzie się ktoś lepszy i trener uzna, że to jego czas, to pogodzę się z rolą rezerwowego. Mówił pan o głowie, o sferze mentalnej, o chęci pomocy drużynie. Czy z tego, że za bardzo chciał pan pomóc drużynie wynikały błędy jak np. wybiegnięcie z bramki w meczu Pucharu Polski przeciwko Legii Warszawa? - To są właśnie te małe detale, zamiast skupić się na swojej robocie wybiegam, chcę uratować kogoś, a sam siebie pakuję na minę. Nie chodzi tylko o boisko. Mam nadzieję, że obóz w Turcji, gdzie straciliśmy dużo bramek w sparingach, pozwoli mi wyeliminować złe decyzje i w Ekstraklasie pomóc drużynie, byśmy odnosili jak więcej zwycięstw. Czego panu życzyć w rundzie wiosennej? - Jak najmniej wywiadów, wszystkim to na zdrowie wyjdzie. Maciej Słomiński, INTERIA