Maciej Słomiński, INTERIA: Kilkadziesiąt godzin dzieli nas od derbów Trójmiasta, czy w szatni Lechii Gdańsk są w ogóle inne tematy od tego meczu? Rifet Kapić, pomocnik Lechii Gdańsk: - Już się nie mogę doczekać pierwszego gwizdka w tym spotkaniu. To przyjemność zagrać w meczu, o którym wszyscy mówią. Po to gra się w piłkę, aby zagrać na pełnym stadionie, który kipi do ciebie nienawiścią. Czy może być coś piękniejszego dla zawodowego sportowca? A jeśli, daj Boże, wygramy to spotkanie, te chwile zostaną z nami do końca życia. Słyszałem, że na wtorkowym treningu mieliście gości w postaci delegacji kibiców. Co sądzisz o takim sposobie motywacji? - Sytuacja jakich pełno na moich rodzinnych Bałkanach. Oceniam tę wizytę pozytywnie, młodzi zawodnicy, jeśli jeszcze nie wiedzieli, zdali sobie sprawę jak wiele ten mecz znaczy dla kibiców Lechii Gdańsk. To pozytywna motywacja, gdy ktoś poświęca swój czas, by dać nam wsparcie, pozostaje mi tylko przyklasnąć. Wszyscy wiemy, że ten mecz jest inny niż wszystkie pozostałe, ale nigdy za mało o tym przypominania. Czy wiesz co was czeka w Gdyni? Arka jest liderem tabeli, kibice zakończyli bojkot, będą na was czekać jak wygłodniałe wilki. - Oczywiście, zasięgnąłem języka, wiem jaka jest historia derbów, wiem że Gdyni kibice nie chodzili na mecze. To będą moje pierwsze derby w Polsce, ale grałem w takich meczach w Bośni i Szwajcarii, wiem z czym to się je. Wiem, co trzeba robić, aby sprostać atmosferze - trzeba zająć się tylko i wyłącznie boiskiem, nie zwracać uwagi na trybuny, mecz toczy się na murawie, nie wśród kibiców. To przekażę naszym młodym zawodnikom. W mojej opinii Arka jest pod większym ciśnieniem niż my. Oni muszą, my możemy. Oni dawno nie grali przed tak liczną publicznością, my mieliśmy ostatnio 12 tysięcy na meczu z Wisłą Kraków. Jak w telegraficznym skrócie wyglądają derby Sarajewa? - Istne szaleństwo, możesz mi zaufać. Widziałem, jak kibice wbiegali na murawę i w ruch szły noże. Dlatego nie przerażają mnie opowieści o tym co może stać się w Gdyni, jak gorąco tam może być. Zgadzam się z tym co napisał Luka Modrić w swej autobiografii. Chorwat, który za młodu został wypożyczony do Zrinjskiego Mostar napisał, że "jeśli dasz radę w lidze bośniackiej, poradzisz sobie wszędzie". On doszedł do Złotej Piłki, ja znam swe miejsce w szeregu, ale uwierz że takich rozgrywek nie ma nigdzie indziej na świecie. Arka Gdynia zagra z Lechią Gdańsk w piątek o 20:30. Derby Trójmiasta będą transmitowane w Polsacie Sport Z zawodników Lechii, którzy mogą zagrać w piątek starszy od ciebie jest Bohdan Sarnawski, ale to bramkarz, dlatego młodzi zawodnicy będą patrzeć na ciebie jako najstarszego z pola. Czy czujesz się liderem tej drużyny? - Na pewno sam o sobie tak nie powiem. Jeśli mam być liderem, który sprawia, że drużyna gra jak najlepiej oraz że reszta zawodników wspina się na jak najwyższy poziom - wtedy tak, jestem takim liderem. Nie chce być kimś, kto ma dużo goli i asyst, ale jego drużyna przegrywa - to nie moja bajka. Chcę być jednym z ojców sukcesu całej drużyny. Jeśli awansujemy do Ekstraklasy, możesz do mnie mówić jak sobie tylko życzysz - to nasz najważniejszy cel w tym sezonie. Słyszałem, że opaska kapitana Lechii ma być przekazana komuś innemu na spotkanie derbowe. - Jeśli taka będzie decyzja trenera, zostanie mi to zaakceptować. Nie będę udawał, że piątkowy mecz jest jak każdy inny. Derby to niezwykły mecz dla mnie, dla moich kolegów z drużyny, tak samo dla rywali. Mogę zapewnić, że dam z siebie 120 procent. Nie interesuje mnie tylko to, czy ja zagram dobrze, chcę sprawić, żeby każdy z moich partnerów z boiska wypadł jak najlepiej. Będę moich młodszych kolegów motywował i, jeśli trzeba, podpowiadał co mają robić. Obojętnie czy będę kapitanem czy nie. Najważniejsze jest wygrana, reszta się nie liczy. Ligowe wyniki Lechii Gdańsk paradoksalnie poprawiły się wraz kontuzją Luisa Fernandeza. Zbiegło się to również z pojawieniem się w klubie Kevina Blackwella. Jaka jest jego rola? On rozmawia raczej z trenerem czy z drużyną też? - Kevin bardzo nam pomaga, myślę że przez te kilka tygodni w klubie pozwolił nam stać się lepszymi zawodnikami, podpowiada jak rozwiązywać boiskowe wyzwania, a to przecież dopiero początek naszej współpracy. On wnosi ogromne doświadczenie do naszej szatni, a przecież w większości są w niej bardzo młodzi zawodnicy. Kluby, w których pracował robią ogromne wrażenie i właściwie nie musi wiele mówić, jego CV mówi za niego. A Luis? - Luis jest bardzo ważnym zawodnikiem naszej drużyny, ale każdy z nas może zostać zmieniony, każdemu może przytrafić się kontuzja albo pauza za kartki i Fernandez czy ja nie jesteśmy wyjątkami, nie mamy specjalnych praw. Pierwszy będę mówił, że potrzebujemy Luisa w drużynie, są sytuacje, gdy potrzebujemy go na boisku, jego doświadczenia, jakości w polu karnym. Być może w takim meczu jak z Wisłą Kraków strzeliłby bramkę, która dałaby nam trzy punkty, ale dziś nie mamy wyjścia - musimy na niego czekać i liczyć, by jego rehabilitacja przebiegła jak najszybciej. Nie ma Luisa, nie ma Conrado, musimy sobie radzić. I wiesz co mnie cieszy? Na pewno nie pogoda za oknem. - To, że jesteśmy mocni w defensywie, w ostatnich czterech meczach straciliśmy tylko dwa gole, z czego ten z Tychami, umówmy się - piłka przypadkowo odbiła się od głowy ich zawodnika. Jak to się mówi - atak sprzedaje bilety, a obrona zdobywa trofea. Dom buduje się od fundamentów, a tym fundamentem w futbolu jest obrona. Oprócz Fernandeza i Conrado w derbach nie będzie też Iwana Żelizko i Tomasza Neugebauera, czyli zawodników którzy grają z tobą w środku linii pomocy. - Jesteśmy drużyną, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Tych dwóch piłkarzy wypadło, mówi się trudno. To szansa dla innych, taki właśnie jest futbol, czasem dostajesz szansę i następnej może nie być. Taki właśnie mecz derbowy może stać się szansą dla dotychczasowych zmienników. Derbową tradycją stały się spotkania z kibicami Lechii na starym stadionie przy Traugutta. Jeśli wygracie będzie ich sporo czekało. - Wiem, słyszałem o tym. Szanuję swojego pracodawcę i znam tutejsze zwyczaje. Zachowuję jednak spokój, wszystko po kolei - najpierw mecz, w którym chcemy wypaść jak najlepiej, potem jak Bóg da, spotkamy się z naszymi kibicami. Podkreślasz, że jesteś zawodnikiem drużynowym, dlatego nie pytam o statystyki indywidualne, ale ile procent najlepszej wersji Rifeta Kapicia zobaczyliśmy do tej pory? - Jestem zawsze bardzo krytyczny wobec swojej gry. Mogę obiecać, że będę grał lepiej. Trener i cały jego sztab wiedzą na co mnie stać. Potrzebuję trochę czasu, by się zaadaptować do nowego miejsca, ale dziś czuję, że jestem w lepszej formie niż gdy przyjechałem do Gdańska, a będzie jeszcze lepiej, mogę obiecać. Mam tylko jeden problem... A mianowicie? - Muszę częściej decydować się na strzały, cały czas chcę podawać, a gdy mam piłkę na linii pola karnego trzeba uderzać, co zresztą pokazałem w meczu z Tychami. Jak oceniasz mecz Lechii Gdańsk z reprezentacją Ukrainy? Czy wasza drużyna coś na nim skorzystała? Z tego co widziałem głównie biegaliście za piłką. - Z każdego meczu wynosisz jakieś wnioski i ten nie był wyjątkiem. Dużo rozmawialiśmy o nim w szatni. To przyjemność grać przeciw zawodnikom ze światowego topu, wartym miliony. Wszystko działo się o wiele szybciej. Gdy grasz z takim rywalem - jeden błąd i od razu jesteś ukarany, w lidze możesz sobie pozwolić na więcej. Do Lechii trafiłeś przez Łotwę z Ukrainy, gdzie występowałeś w Krywbasie Krzywy Róg prowadzonym przez Jurija Wernyduba. - Grałem też dla niego w Sheriffie Tyraspol. Po sezonie 2020/21 trener chciał, żebym został w tym klubie, ale ja podjąłem decyzję o powrocie do Bośni i występach w Sarajewie. W ten sposób nie zagrałem dla Sheriffa na Bernabeu, gdy sensacyjnie pokonał Real 2-1. Myślę, że wystąpiłbym w tym spotkaniu, gdybym posłuchał trenera i został. Futbol pisze zwariowane historie. W tym czasie dowiedziałem się, kto jest moim prawdziwym przyjacielem, wiele się nauczyłem. Dziś jestem mądrzejszy niż na początku kariery, dla mnie drużyna Lechii Gdańsk jest jak rodzina, zresztą jej członków widzę częściej niż własną rodzinę. Dam wszystko, abyśmy wrócili do Ekstraklasy. Będę szczęśliwy, jeśli Lechia będzie mogła sprzedać Żelizko, Biegańskiego, Menę i zarobić na nich. Tysiące meczów w ojczyźnie futbolu. Chce w Polsce dziewiątego awansu Uśmiechasz się, gdy wymieniam nazwisko Wernyduba. To najlepszy trener jakiego miałeś? - Na pewno najbardziej uczciwy. Dawał szansę tym, którzy na nią zasługiwali. Relacja z nim wiele znaczy dla mnie - pojechałem na Ukrainę w czasie wojny, do Krzywego Rogu, by grać dla niego. Mając 3-4 lepsze oferty z lepszych i bezpieczniejszych miejsc Europy, pojechałem by grać w miejscu, gdzie spadały rosyjskie rakiety. Pojechałem tam wiedząc, że wojna jest najgorszą rzeczą - wiem o tym z pierwszej ręki, mój ojciec uczestniczył w wojnie w byłej Jugosławii. Jakim człowiekiem jest Wernydub? - Mógłbym długo opowiadać - to osoba, która będąc u szczytu sukcesu w Sheriffie Tyraspol rzuciła wszystko, by z bronią w ręku bronić swej ojczyzny. Przede wszystkim jest dobrym człowiekiem, a dopiero później trenerem. I ja chcę tego samego od życia - niech ludzie zapamiętają mnie jako dobrego zawodnika, ale również gdy będę o mnie mówić niech powiedzą: ten Kapić jest dobrym człowiekiem. To mój cel. Jesteś Bośniakiem, znaczy wyznajesz islam. - Zgadza się jestem muzułmaninem, tak jak cała moja rodzina. Był w Lechii Gdańsk turecki zawodnik Ilkay Durmus, który też był muzułmaninem - jego najlepsze mecze przypadły na ramadan. Jak ty obchodzisz ten czas? - Poszczę, jak nakazuje religia. Oczywiście staram się jednak coś jeść dzień czy dwa przed meczem, grając w Sarajewie straciłem przytomność na boisku, wtedy bardzo się przestraszyłem. Będąc zawodowym sportowcem trzeba dawać ciału trochę energii. Jak ci się podoba w Gdańsku? - Rodzina była ze mną przez miesiąc, na szczęście już pojechali do domu (śmiech). Oczywiście żartuję. Mówiąc serio, jestem szczęśliwy, że tu trafiłem, tu jest plaża, zabytki, wszystko by prowadzić fajne życie. Jestem zdeterminowany, aby zostać tu na dłużej i grać z Lechią tam, gdzie jej miejsce, to znaczy w Ekstraklasie. Wtedy zapewne otrzymam powołanie do reprezentacji Bośni i Hercegowiny. Dlaczego do tej pory w niej nie zadebiutowałeś? Taki kraj jak Bośnia i Hercegowina, w dodatku podzielony na trzy autonomiczne części, nie narzeka na nadmiar dobrych piłkarzy. - Uwierz mi, że dzwonili do mnie kilka razy, z różnych powodów nie otrzymałem powołania. Może kiedyś o tym opowiem. Rozmawiał Maciej Słomiński, INTERIA