Jego drużyna w Krakowie miała szansę wrócić na fotel lidera, ale spisała się bardzo słabo, przegrała 0-2 i spadła na trzecie miejsce. - Trzymaliśmy się dzielnie do 70. minuty, a potem detal zadecydował o rzucie karnym. Ale bez dwóch zdań - karny był, widziałem powtórki... Nie potrafiliśmy odpowiedzieć Cracovii, która była lepsza od nas, choć walczyliśmy, ile mieliśmy sił w nogach. Powiem szczerze, że jestem dumny z tego, co chłopaki pokazali - zapewniał Stokowiec. Szkoleniowiec nie krył jednak żalu ze względu na terminarz. W czwartek jego drużyna grała w finale Pucharu Polski i miał tylko trzy doby na odpoczynek przed starciem z Cracovią. - Szkoda, że nie graliśmy tego meczu w sobotę, bo prosto ze Stadionu Narodowego byśmy przyjechali do Krakowa i może nie musielibyśmy tracić czasu na podróże. Nie umiem sobie wyobrazić tego, że jeden finalista gra w niedzielę, a drugi w poniedziałek. Może ktoś mi to wytłumaczy... - podkreślał Stokowiec. Lechia spadła na trzecie miejsce. Do lidera Legii traci trzy punkty, a do wicelidera Piasta - dwa. - W tym sezonie nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa - zapewnia Stokowiec. PJ