Trzy lata temu Krzysztof Sachs, były szef Komisji ds. Licencji Klubów w programie "Dobry wieczór Ekstraklasa" powiedział: - Jest jeden klub w lidze, z którym mamy notoryczne problemy. Obiecałem zarządowi tego klubu, że nie będę publicznie mówił, że odstaje od reszty i tego będę się trzymał. Po co ma się cały Gdańsk denerwować. "Gębę" każdemu klubowi daje jego pierwsza drużyna, tak jak gra reprezentacji wpływa na ocenę działań PZPN. Nie inaczej jest w Lechii Gdańsk, przez lata panował rozgardiasz organizacyjny, sytuację ratowali piłkarze, którzy zajmowali wysokie lokaty w Ekstraklasie. Dlatego nikt nie zadawał trudnych pytań. "Zawsze się grubo odpierdzielało organizacyjnie, tylko nigdy nie było takiego kibla w tabeli" - napisał mi ostatnio jeden z byłych piłkarzy. Jakkolwiek dziwnie dziś to nie zabrzmi, obojętnie jak zakończy się ten sezon obecny okres jest najlepszy w historii klubu - 15 kolejnych sezonów na najwyższym szczeblu, Puchar i Superpuchar Polski, trzecie miejsce w Ekstraklasie, dwukrotna gra w Europie. Nigdy nie było tak dobrze. No to dlaczego dziś jest tak źle? Rację ma Leszek Milewski z goal.pl, który pisze, że przez 15 lat gry w Ekstraklasie od 2008 r. Lechia Gdańsk nie zbudowała nic trwałego. Czy dziś Lechia jest w lepszym stanie niż 15 lat temu? Starczy przyjść na stadion albo zobaczyć mecz w TV, żeby mieć na ten temat jasną odpowiedź. Nawet nie trzeba zerkać w tabelę. Trafnie to ujął były pracownik klubu Marek Kosiński, w głośnym artykule w lokalnym portalu trójmiasto.pl, gdzie pisał: "To nie Lechii brakuje kibiców, to kibice tęsknią za Lechią". Przypomnijmy sobie dzień 18 maja 2008 r., gdy drużyna trenera Dariusza Kubickiego wygrała 1-0 ze Zniczem Pruszków z Robertem Lewandowskim w składzie i postawiła stempel na awansie do Ekstraklasy. Przed startem kolejnego sezonu sprzedano 6 tysięcy karnetów i tysiąc koszulek, stadion przy Traugutta, który w końcowej fazie swego istnienia mieścił około 12 tysięcy widzów pękał w szwach. Nie tylko wtedy - trzy lata wcześniej po powrocie do II ligi też często bywały komplety. Na cztery razy mniejszy stadion przychodziło dwa razy więcej ludzi niż dzisiaj. Dlaczego? Na pewno trochę Ekstraklasa Gdańskowi się znudziła, jest plaża, są galerie, kina, teatry, jest Sopot, żużel i siatkówka, ale to nie wszystko. Lechia, na którą chodziły komplety nie była wolna od problemów - w szatni na ścianie był grzyb, płacono tylko czasem, a Pawła Pęczaka zawrócono z dworca we Wrzeszczu, gdy chciał już wracać do Katowic, potem stał się podporą drużyny. Tamta Lechia była jakaś, lepsza, gorsza, ale można się było z nią utożsamiać. O coś w niej chodziło. To był klub odbudowany ze zgliszczy po kolejnej degradacji w 2001 r. Tylko, że wtedy Biało-Zieloni nie spadli z II ligi do III tylko od razu do A klasy. Siedem lat po meczu w Sobowidzu, który był nowym początkiem na Traugutta wróciła Ekstraklasa. Najmłodsze pokolenie kibiców Lechii nie zna gorzkiego smaku degradacji, starsze (jak piszący te słowa) pamięta wspomniany spadek z II ligi w 2001 r., czy liczne relegacje w latach 90. Każda z nich była pochodną niewłaściwych decyzji - personalnych i nie tylko. Po latach przepychu i wielkich planów (lew na murawie, mecze towarzyskie z klubami Bundesligi, lodówka za 24 tysiące i wiele innych fanaberii), gdy wszelkie problemy zasypywano pieniędzmi (najczęściej pożyczanymi z Niemiec) gdzieś koło roku 2017 nastąpiło przestawienie zwrotnicy i oszczędzanie na wszystkim. Apogeum tego stanu rzeczy to przyjście do klubu prezesa Pawła Żelema, który został zatrudniony po to, by wyczyścić finanse klubu, które były w opłakanym stanie. Delikatnie pisząc, misja nie zakończyła się pełnym powodzeniem - klub co prawda po raz pierwszy od lat wykazał minimalny zysk netto, ale za cenę ogromnych cięć i obecnego kryzysu sportowego. Dodatkowo sam Żelem niedawno ogłosił rezygnację ze stanowiska prezesa klubu, z powodu problemów zdrowotnych. Ostatnio mocny film na Instagramie nagrał zasłużony bramkarz Lechii, w plebiscycie uznany za najlepszego na 75-lecie klubu. Atakował w nim odchodzącego Żelema, nazywając go "złym człowiekiem". Jest demokracja i wolność słowa, ale dlaczego nikt się nie zająknie o Adamie Mandziarze? W Lechii Gdańsk ludzie się zmieniali, a on cały czas trwa od 2014 r., to jego projekt. To ludzie są największym kapitałem każdej firmy, a w gdańskim klubie tylu ich już zwolniono, że trzeba by wynająć Teatr Szekspirowski, by wszystkich zgromadzić. Dobrze, że jest przestrzeń wirtualna. Swoją drogą lektura grupy skupiającej byłych pracowników klubu na Facebooku jest bardzo ciekawa i daje do myślenia. Jest wielu winnych obecnej sytuacji. Nie bez winy jest trener Marcin Kaczmarek, który na pewno popełnił wiele błędów, gdyby było inaczej drużyna nie byłaby na przedostatnim miejscu w tabeli. To niespotykanie spokojny człowiek, ale może powinien walnąć pięścią w stół, gdy kilka godzin przed wyjazdem na obóz w Turcji z listy uczestników zimowiska wykreślono Jakuba Kałuzińskiego - "z przyczyn sportowych". Tego stanu rzeczy winni są też piłkarze. Z całym szacunkiem i sympatią dla tych sportowców bronić Ekstraklasy Bassekou Diabate i Dominikiem Piłą to trochę "mission impossible". Kilka ostatnich okien transferowych było fatalnych dla Lechii Gdańsk. Gdy drużyna jeszcze była w czołówce zimą 2021/22 przyszli: Christian Clemens, którego dawno w Gdańsku nie ma, przeszedł do niemieckiego IV-ligowca oraz Henrik Castegren, Michał Buchalik i David Stec (łącznie ZERO minut wiosną 2023 r. w lidze). Po uzyskaniu awansu do eliminacji Ligi Konferencji jedynym nowicjuszem okazał się Dominik Piła z Chrobrego Głogów, a gdy drużyna popadła w tarapaty przyszli Joel Abu Hanna i Joeri De Kamps, a zimą Jakub Bartkowski i Kevin Friesenbichler. Przespano ostatnie okno transferowe, gdy sytuacja stała już krytyczna. Wszystko dlatego, że w ostatnim meczu przed mundialem Lechia cudem opuściła strefę spadkową, po fartownej wygranej z Górnikiem Zabrze. Jeden z piłkarzy mówił wtedy nieoficjalnie, że to najgorsze co mogło się stać - ekipa wyszła ze strefy spadkowej dlatego pewnie sobie sama poradzi, bo przecież pół roku wcześniej była czwarta na mecie. Jakoś zapomniano o tym, że Flavio Paixao i Dusan Kuciak, wieloletni liderzy drużyny mają już blisko 40 lat. Przez wiele lat to na nich opierała się gra, ktoś na górze uznał, że tak będzie zawsze. Patrząc szerzej - nie bez winy jest lokalne środowisko, które w 2009 r. zdecydowało o sprzedaży klubu Andrzejowi Kucharowi, chociaż z dzisiejszej perspektywy nie był to najgorszy właściciel. Jego kadencja zbiegła się z projektem Biało-Zielonej Przyszłości z LOTOS-em, do którego klub nie dopłacał, a przy pewnej dozie cierpliwości mógł przynieść owoce sportowe, dziś ten projekt trwa jako Piłkarska Przyszłość z ORLENEM. Nawet ważniejsze od czysto sportowych byłyby korzyści geograficzne i marketingowe - województwo pomorskie oraz ościenne zostałyby zaszczepione na biało-zielono. Klub piłkarski (Lechia nie jest wyjątkiem) to nie tylko tu i teraz, to jakaś społeczność, która ma przekazać klubową chorągiew kolejnemu pokoleniu. W końcu przy takiej ulicy mieści się Polsat Plus Arena - Pokoleń Lechii Gdańsk. Kolejno Kokoszki (dziś tamtejszy Jaguar ma bazę, za którą dałoby się pokroić wiele klubów Ekstraklasy), Bytów, Starogard Gdański, Ustka, Nowy Dwór Gdański, Krokowa, Kartuzy, Stężyca, Luzino, Chojnice, Malbork, Słupsk, Elbląg - kilkanaście ośrodków i kilkaset dzieci trenowało w szkółkach pod patronatem Lechii, dodając ich rodziny jest to kilkadziesiąt tysięcy nowych kibiców. A to był dopiero początek. Jednoosobowo o zakończeniu projektu w jego dotychczasowym kształcie i rozstaniu z Akademią Lechii i utworzeniu nowej zadecydował Adam Mandziara, mówił nam o tym w wywiadzie Dariusz Krawczyk. To, że Kuchar sprzedał klub w 2014 r. jest zasługą lokalnego środowiska, które miało dosyć gry w środku tabeli, przyszedł Adam Mandziara który mocno szarpnął lejce przyszły sukcesy sportowe, ale i chaotycznym stylem zarządzania przyniósł ujemne punkty w lidze, nadzór licencyjny i niepewność o dalsze losy klubu. Pewnie miał nawet dobre chęci i oko do piłkarzy (w końcu to były agent, który dorobił się na handlu żywym towarem), ale zwyczajnie się zakiwał, żyjąc na kredyt. Powstaje pytanie o koszt tych sukcesów, co zostało z tych pucharów? W jakim miejscu jest Lechia Gdańsk dzisiaj? I nie chodzi tu bynajmniej o miejsce w tabeli. Można oczywiście podnosić, tak jak robi to Adam Mandziara, że mniejszościowi akcjonariusze, którzy reprezentują środowisko lokalne nie współpracują, że ich przedstawiciel zawiesił swoje członkostwo w zarządzie, ale to trochę na zasadzie krytyki płynącej od partii rządzącej w kierunku opozycji. To rząd rządzi dlatego powinien brać odpowiedzialność za decyzje, opozycja jest od recenzowania jego poczynań. "Nawet bez wykrywacza kłamstw było jasne, że z klubu chce mnie pogonić Stokowiec, a nie Mandziara" - pisze Sławomir Peszko w swej "Peszkografii". Z tych, którzy publicznie wieszali psy na Piotrze Stokowcu można by utworzyć może nie "11", ale silną drużynę w lidze szóstek. Błażej Augustyn, Rafał Wolski, Patryk Lipski, Artur Sobiech, wspomniany Peszko. To dość kiepsko świadczy o intelekcie piłkarzy atakujących Stokowca - panowie za każdym razem decyzja o waszym odpaleniu wychodziła od Mandziary, trener był tylko wykonawcą jego woli. To on jest od 2014 r. ojcem tego projektu, który zapewne zakończy się degradacją z Ekstraklasy. Czy utrzymanie Ekstraklasy jest wciąż możliwe? Matematycznie na pewno tak. Czy utrzymanie Ekstraklasy jest możliwe z taką grą jak przez ostatni miesiąc, powiedzmy od meczu z Koroną Kielce? Nie ma na to najmniejszych szans. Co dalej? Pierwsza liga to jeszcze nie jest dramat. Obawiam się jednak, że obecny układ właścicielski już się wyczerpał. W lodówce za 24 tysiące złotych smutno stoją Okocimie, czekając aż Franz-Josef Wernze przyjedzie, bo to przecież dla niego ten sprzęt został kupiony. Na razie był dwa razy od kiedy kupił Lechię w 2014 r. A może to nie on kupił? Maciej Słomiński, INTERIA