Maciej Słomiński, INTERIA: Dziewięć meczów do końca sezonu, Lechia Gdańsk jest w strefie spadkowej Ekstraklasy i walczy o życie. Czy był pan w równie trudnej sytuacji wcześniej w karierze? Marco Terrazzino, pomocnik Lechii Gdańsk: - O tak, dla mnie to nie pierwszyzna. Przez większą część mojej przygody z piłką gram w klubach, które biją się o utrzymanie w 1. bądź 2. Bundeslidze. Tak było dwukrotnie z Karlsruhe, prawie cały czas z Freiburgiem. Była też dramatyczna walka o utrzymanie z Dynamem Drezno w sezonie covidowym na zapleczu Bundesligi. Z powodu kwarantanny musieliśmy rozegrać 8 meczów w 21 dni, co ostatecznie zakończyło się degradacją. Inny z pana byłych klubów, TSG Hoffenheim też walczy o życie w Bundeslidze. - Taki jest futbol, nigdy nie wiemy co przyniesie. Lechia Gdańsk w poprzednim sezonie zakwalifikowała się do pucharów, a teraz jesteśmy blisko dna tabeli. Na szczycie tabeli też jest niespokojnie, wiele lat temu w Hoffenheim spotkałem się z trenerem Julianem Nagelsmannem. Byłem zaszokowany, gdy go niedawno zwolniono z Bayernem Monachium, długo o tym rozmawialiśmy z Joelem Abu Hanną i Kevinem Friesenbichlerem, którzy tak jak ja pilnie śledzą Bundesligę. To jest brzydka twarz futbolu, jedziesz na urlop, wracasz i ktoś inny przejmuje twoją posadę. Ciężko mi zrozumieć taką decyzję - Nagelsmann wciąż miał szanse na trzy trofea, nie jest łatwo być trenerem tak wielkiego klubu jak Bayern Monachium. Bardzo mi przykro, ale Julian znajdzie dobrą pracę, to niesamowity trener, który idzie cały czas wyżej: Hoffenheim, Lipsk, teraz Bayern. Czy pan i drużyna czujecie odpowiedzialność za losy Lechii Gdańsk? Jeśli spadniecie z ligi, mogą minąć długie lata zanim klub do niej powróci. - Oczywiście wiemy, jak poważna jest sytuacja. Cały klub musi się zjednoczyć wokół celu, ale to my wychodzimy na boisko i to od nas najwięcej zależy. Czujemy ciśnienie, jeśli wyjdziemy z kryzysowej sytuacji będziemy mogli być bardzo z siebie dumni. Co jest pana zdaniem decydujące w walce o utrzymanie w lidze? Sprawy czysto boiskowe czy sfera mentalna? - Myślę, że to drugie. Gramy praktycznie w tym samym składzie co sezon temu, nie staliśmy się przez rok gorszymi piłkarzami. W decydującej fazie sezonu musimy się zjednoczyć, wyczyścić nasze głowy i skoncentrować na celu jaki przed nami stoi. Możemy to zrobić tylko pod jednym warunkiem - drużyna musi być razem, musimy być jak rodzina. Tylko razem wyjdziemy z kłopotów, wówczas będziemy mieli przyjemność z gry w piłkę, bo przecież o to chodzi w tym sporcie. Łatwo powiedzieć trudniej zrobić, natomiast jestem przekonany, że stać nas na utrzymanie w Ekstraklasie. Lechia Gdańsk zagra ze Śląskiem Wrocław w sobotę o godz. 20 Myśli pan, że zmiana trenera na tym etapie rozgrywek to dobra decyzja? - Nie da się ukryć, że poprzednie tygodnie nie były dla nas udane, czegoś brakowało, zmiana w postaci nowego trenera może być pozytywnym impulsem. To może być nowy start, zmiana może zmienić nasz styl na bardziej ofensywny. Z tego co widzę trener David Badia chce grać bardziej do przodu, co mnie akurat odpowiada. Trener z Hiszpanii jest już waszym czwartym szkoleniowcem w tym sezonie. Moim zdaniem, Lechia popełniła błąd zwalniając Tomasza Kaczmarka. Zanotował kiepski start do sezonu, ale gdyby dostał wsparcie i czas, mógłby wyjść z tej sytuacji silniejszy i bardziej doświadczony. - Jestem tylko piłkarzem, nie do mnie należą takie decyzje, muszę się im podporządkować i tyle. Tomasz Kaczmarek wychował się w Niemczech, dlatego pewnie wasza relacja była wyjątkowa. - Nie tylko moja, myślę że cała drużyna identyfikowała się z jego podejściem do piłki nożnej. Mimo młodego wieku Tomek jest już bardzo dobrym trenerem, zajęcia piłkarskie i komunikacja z drużyną były na wysokim poziomie. Kiepsko się złożyło, że był taki natłok meczów na początku sezonu, były eliminacje Ligi Konferencji na początku lipca, przegraliśmy kilka meczów w lidze, wpadliśmy w dołek i sprawy potoczyły się zbyt szybko. Gdy przychodził pan do Lechii, ówczesny bramkarz Lechii Zlatan Alomerović, który znał pana z Niemiec mówił, że będziemy na trybunach oblizywać palce, gdy dojdzie pan do formy. Były dwa gole z Zagłębiem Lubin, dwie bramki ze Stalą Mielec, dobre momenty na wiosnę poprzedniego sezonu, ale tych rozgrywek jak cała drużyna nie może pan zaliczyć do udanych. - Nie lubię szukać wymówek i mówić kontuzjach, które mnie nie oszczędzały. Zmiana trenera nie wpłynęła na mnie korzystnie, nie miałem dobrych relacji z Marcinem Kaczmarkiem, nie potrafiłem się odnaleźć w jego systemie gry. To była dla mnie trudna sytuacja, od września do końca rundy zagrałem jeden mecz od pierwszej minuty. Na wiosnę grałem więcej, ale nie mogłem się odnaleźć na boisku w defensywnym stylu preferowanym przez poprzedniego trenera. Nie uciekam od odpowiedzialności, moja forma też bywała wyższa. Żałuje pan przyjścia dla Lechii Gdańsk? - W żadnym wypadku! Postanowiłem coś zmienić w moim życiu i karierze. Polska to nie jest dla mnie zagranica - stąd pochodzi moja żona, mój brat tu mieszka, tu się urodził mój syn, bardzo dobrze nam się tu żyje. To nie przypadek albo ślepy los, że przyjechaliśmy do Gdańska, a nasz świadomy wybór. Jesteśmy bardzo z niego zadowoleni. Jaka będzie pana przyszłość? - Mówiłem to już przedtem, jestem otwarty na propozycje. Wychodzę jednak z założenia, że najpierw trzeba dać coś od siebie. Poprawmy swoją grę, utrzymajmy się w lidze, potem będzie rozmawiać. Miałem nie pytać o brata, ale to pan wspomniał o Stefano. Jakie są wasze relacje? - Bardzo dobre, rozmawiamy przez telefon co dwa dni, staramy się mówić po włosku, pamiętając o naszych korzeniach. Brat często pyta o piłkę nożną, martwi się niską pozycją Lechii Gdańsk w tabeli. W najbliższy poniedziałek przyjeżdża do mnie, mam nadzieję, że będziemy w dobrych humorach po zwycięskim meczu ze Śląskiem Wrocław. Jeszcze jedno pytanie rodzinne - ojcem pana żony jest słynny polski zapaśnik, Adam Sandurski, brązowy medalista igrzysk olimpijskich w Moskwie, znany ze swych gabarytów. Mierzy aż 214 cm. - Nie wiedziałem o tym, gdy poznawałem swą żonę. Powiedziała mi dopiero na którejś z pierwszych randek (śmiech). Pan Adam dziś przebywa w Niemczech, ze względu na swój wzrost ma trochę problemów ze zdrowiem. Mamy dobrą relację, zresztą cała nasza rodzina jest liczna i głośna jak na Włochów przystało! Rozmawiał Maciej Słomiński, INTERIA