21-letni zawodnik zadebiutował w środę w jej barwach w spotkaniu z Lechem Poznań. Gdańszczanie przegrali w Grodzisku aż 0-3. INTERIA.PL: Mówi się, że czasem trzeba zrobić krok do tyłu, by następnie móc wykonać dwa naprzód. Tak jest w pana przypadku? Bartłomiej Pawłowski: - Zgadza się. Kiedyś tak zrobiłem w Polsce, gdy przenosiłem się do występujących w niższych ligach Warty Poznań i Jaroty Jarocin. Później piąłem się do góry. To naturalna sprawa, że trzeba szukać swojego miejsca - jak nie w jednym, to w innym klubie. Nie miałem już szansy na grę w Hiszpanii, mam nadzieję, że dostanę ją w Gdańsku. Ma pan takie poczucie, że w Maladze nie wykorzystał swojej szansy? Może nie chciano tam eksperymentować z młodymi zawodnikami, bo zespół trochę zawodził i szukał punktów? - Ciężko dyskutować w tym temacie. Poszedłem do Malagi jako zawodnik, który chciał się sprawdzić w nowym środowisku, na znacznie wyższym poziomie. Nie byłem głośnym nazwiskiem na arenie międzynarodowej, raczej cichym. Albo w ogóle nieznanym. Znalazłem się tam jako osoba, która mogła rywalizować na poziomie piłkarzy najlepszej ligi na świecie. Moje występy zaliczam do pozytywnych, choć nie mówię, że wszystkie. Sprawdziłem się, dziś wiem, że stać mnie na więcej. Zamykam już tamten rozdział i otwieram nowy, w Gdańsku. Poznał pan nowy język, kulturę, ludzi. To wszystko powinno pomóc w dalszej karierze. - Zdecydowanie tak. To nowe i fajne doświadczenie, gdy dostaje się taką możliwość. Szczególnie ważny jest zupełnie inny styl piłki nożnej, z którym miałem okazję się zetknąć. Moja adaptacja w Hiszpanii trochę trwała, ale to dobrze, że teraz ten bagaż doświadczeń mam w Polsce. Grając regularnie w Lechii Gdańsk będzie chyba łatwiej o powołania do reprezentacji Polski? Siedzenie na ławce w Maladze wystarczało tylko na reprezentację młodzieżową... - Chciałbym, aby tak właśnie było. Dla każdego ważne jest reprezentowanie kraju, to także moje marzenie. Lechia z początku lipca jest zupełnie innym zespołem niż ta sprzed miesiąca, gdy kończył się sezon. Czasem aż tylu nowych zawodników w jednym okresie nie sprzyja budowie silnej drużyny. - Nie mogę tak powiedzieć. W naszym przypadku na razie nie ma mowy o krystalizowaniu się składu, jesteśmy dopiero dziesiąty dzień w treningu. Dziś każdy z nas zagrał jedną połowę, by odbyć cięższy trening z naprawdę wymagającym rywalem, który bardzo dobrze wyglądał. My wypadliśmy znacznie słabiej, teraz musimy się skupić wyłącznie na pracy w Grodzisku. Lechia pozyskała kilku znanych zawodników. Nikt już chyba nie powie: walczymy o ósemkę. Cele będą pewnie wyższe. - Każdy jest kowalem własnego losu. W poprzednich klubach każdy z nas też stawiał sobie poprzeczkę na jakiejś wysokości i próbował ją przeskakiwać. W nowym klubie dodajemy kolejną wysokość, by osiągnąć to maksimum. Na pewno nikt nie powie, że walczymy o środek tabeli. Wszystko trzeba robić tak, by kiedyś spojrzeć wstecz i móc powiedzieć, że zrobiliśmy wszystko jak należy. Nowego trenera drużyny Joaquima Machado zdążył już pan poznać? - Poznaliśmy się ponad tydzień temu, gdy Lechia zaczynała przygotowania. Byłem już wtedy w Gdańsku, ale trenowałem indywidualnie, bo nie miałem pozwolenia na udział w zajęciach drużyny. W zasadzie to dopiero we wtorek odbyłem pierwszy trening z zespołem i w sparingu z Lechem to mi się dało we znaki. Dlatego nie przykładam żadnej wagi do wyniku spotkania z "Kolejorzem". My jesteśmy na początku zgrupowania, Lech z niego już wychodzi, to główny powód. Rozmawiał Andrzej Grupa