Maciej Słomiński, Interia: Po rozwiązaniu kontraktu z Rakowem Częstochowa zniknął pan z pola widzenia. Co słychać? Żarko Udovicić, były piłkarz Lechii Gdańsk i Rakowa Częstochowa: - Dziękuję, wszystko dobrze. Od 3 miesięcy przebywam w Zlatiborze, to takie serbskie Zakopane. Cały czas jestem w treningu, uczestniczę w zajęciach z lokalną drużyną, Slobodą Użice, która awansowała na drugi poziom ligowy. Zaraz po rozwiązaniu kontraktu z Rakowem miałem dwie rozmowy kontraktowe z dyrektorem sportowym Korony Kielce. Rozmawiałem z 3. drużyną ligi czarnogórskiej, która wystąpi w eliminacjach Ligi Konferencji, dzięki pomocy Milosa Krasicia negocjowałem z Vojvodiną Nowy Sad. Zapytań z Indonezji czy Malezji nie traktuję poważnie. Po rozwiązaniu umowy z Rakowem miałem czas pomyśleć i odpocząć. Odpoczynek jest prawie tak samo ważny jak trening, ale już trochę za dużo tego odpoczynku, jestem gotowy do gry. Serbskie Zakopane brzmi zachęcająco. - Zlatibor to miejsce, gdzie na obozy przyjeżdżają masowo bałkańskie zespoły ligowe, były m.in. Crvena Zvezda. Widziałem też w akcji m.in. macedońską Akademiję Pandew, z którą w kwalifikacjach Ligi Konferencji zagra mój były klub, Lechia Gdańsk. No właśnie, macedoński piłkarz Aleksandar Todorowski powiedział mi, że Biało-Zieloni powinni odnieść dwie łatwe wygrane z Macedończykami. - Ma rację. On lepiej ode mnie zna się na macedońskiej piłce. Tym bardziej, że Akademija to klub z krótką historią, nie ma rzeszy fanatycznych kibiców, nie zagra na swoim stadionie, tylko w Skopje. Wszystko w tej parze przemawia za Lechią Gdańsk. Schody pojawią się w kolejnej rundzie, gdy polscy zawodnicy zagrają z Rapidem Wiedeń. To silny rywal, chociaż nie na poziomie Brondby, z którym toczyliśmy zacięte boje w 2019 r. Słyszę, że wciąż świetnie mówi pan polsku. - Tego się nie zapomina, tak jak dośrodkowań lewą nogą! Powiem nawet więcej - jestem na etapie szukania klubu i gdybym miał na stole dwie oferty - wybrałbym ligę polską, nawet pierwszą, prędzej niż serbską Superligę. Z powodów czysto piłkarskich, ale również dlatego, że w waszym kraju byłem już 7 lat i bardzo dobrze się czułem. Brakuje mi roku pobytu w Polsce, by uzyskać paszport. A jak z pana zdrowiem? Głośno było o problemach kardiologicznych zimą 2020 r. - Wyniki były złe, ale ja czułem się normalnie. Za miesiąc w Europie wybuchła pandemia koronawirusa, wtedy w Turcji było wiele drużyn piłkarskich, w tym te z Azji, być może złapałem jakąś wczesną odmianę wirusa? Być może byłem jedną z pierwszych ofiar COVID-19? Czarny humor dopisuje, ale czy wtedy bał się pan, że jest chory? Że nie będzie mógł grać w piłkę nożną? - Nie, po tym co przeszedłem w życiu, niewiele rzeczy jest mnie w stanie przestraszyć. Raz nawet otarłem się o śmierć, gdy jeden z kibiców FK Novi Pazar mierzył do mnie z naładowanego pistoletu. Wtedy w 2020 r. wszystko się przeciągało, musiałem około miesiąca czekać na wyniki rezonansu magnetycznego. Groziło mi zawieszenie na kilka miesięcy kariery piłkarskiej, ostatecznie skończyło się na strachu. Gdy dostaliśmy wyniki, razem z lekarzem skakaliśmy w górę jakbym zdobył jakieś cenne trofeum. Przy transferze do Rakowa Częstochowa badali mnie wyjątkowo dokładnie pamiętając o mojej przeszłości. Wszystkie wyniki miałem na medal, jestem zdrów jak ryba. Nie zaglądam w metrykę, ale niebawem kończy pan 35 lat, to sporo jak na skrzydłowego, pewnie szybkość już nie ta. Czy wobec tego teraz szuka pan gry na lewej obronie, gdzie szybkość nie jest aż tak potrzebna? Grał pan na tej pozycji w przeszłości. - Czuję się tak samo jak podczas pucharowych meczów Lechii z Brondby. Moja pozycja to lewa pomoc, lewe skrzydło, ewentualnie wahadło. Oczywiście na grę w obronie też się nie obrażę. Wszystkie wyniki wytrzymałościowe i szybkościowe mam na dobrym poziomie, chociaż wiadomo że brakuje mi ogrania meczowego. Żaden trening nie zastąpi meczu, a mecz to najlepszy trening. Proszę się nie obrazić, ale usłyszałem, że taki "street footballer" jak pan mógł mieć problemy z wpasowaniem się w szlifowany od lat system Rakowa Częstochowa trenera Marka Papszuna. Stąd przedwczesne rozwiązanie kontraktu. - Nie obrażam się, wprost przeciwnie, jako "street footballer" poczułem się przez chwilę jak Brazylijczyk! Zawodnikom, którzy grali na skrzydle w Rakowie, brakowało trochę konkretów - bramek i asyst. Można to porównać ze statystykami Jakuba Kamińskiego i innych zawodników Lecha Poznań, który zdobył mistrzostwo Polski. Samym "zamykaniem przestrzeni" nie wygra się mistrzostwa. Gdy podpisałem kontrakt, przez 3 miesiące codziennie słyszałem co robię nie tak. Generalnie cokolwiek zrobiłem, było niedobrze. Po wygranym Pucharze Polski na Stadionie Narodowym wydawało się, że Raków sięgnie po pełną pulę. - Byłem na tym meczu, nawet dostałem medal i mam wpisane trofeum na Transfermarkt. Złożyłem gratulacje chłopakom z Rakowa, zabrakło tak niewiele, druga taka okazja może się nie powtórzyć. Napisałem w mediach społecznościowych, że przegrane mistrzostwo "to nie ich wina". Osobiście myślę, że to czasem niedobrze, gdy jest za dużo zasad, a za mało wolności. Przecież piłka nożna powinna być ofensywna, powinna cieszyć i bawić. Gdyby Raków miał trochę więcej szaleństwa, zdobyłby mistrzostwo. Już dziś Raków Częstochowa zagra w sparingu z Lechią Gdańsk, dla której wciąż gra "Generał mafii bałkańskiej" Mario Maloca. Czy macie kontakt i jak pan wspomina pobyt w Gdańsku? - Oczywiście, że mamy kontakt, ostatnio spotkaliśmy się na kolacji przed weselem Zlatana Alomerovicia w Sarajewie. Mój pobyt w Lechii Gdańsk to był splot nieszczęśliwych przypadków, prawdziwa huśtawka. Wystrzałowy początek sezon, Superpuchar w Gliwicach, dobre mecze z Brondby, super współpraca z Filipem Mladenoviciem na lewej stronie boiska, która potrwała niestety tylko chwilę. I potem wszystko się posypało, jedna czerwona kartka, potem druga w derbach Trójmiasta. Potem problemy zdrowotne. Na sam koniec pierwszego mojego sezonu w Gdańsku finał Pucharu Polski i asysta przy bramce Omrana Haydary’ego. Szkoda, że wtedy w Lublinie w meczu z Cracovią nie doszło do rzutów karnych, bo mając w bramce Zlatana Alomerovicia na pewno byśmy wygrali. W najczarniejszych snach nie myślałem, że dostanę w Lechii tak mało minut. Jednak mam czyste sumienie, czas gdy byłem na boisku wykorzystałem maksymalnie, dawałem z siebie to co miałem. Pobyt nad morzem wspominam pozytywnie. Rozmawiał Maciej Słomiński, Interia