Pucharowe wyczyny Lecha Poznań w XXI wieku to przeplatanka wielkich wyczynów w fazie grupowej Pucharu UEFA czy Ligi Europy z kompromitacjami w eliminacjach tych rozgrywek. Co ciekawe, większość z nich nastąpiła wtedy, gdy Lech przegrywał pierwsze spotkanie na wyjeździe 0-1. Tak właśnie jak teraz z Vikingurem Reykjavik. 2004. Czeczeńcy z Groznego eliminują Lecha. Prosił o to Putin W 2004 roku Lech był klubem biednym - prowadzony przez Czesława Michniewicza właśnie zdobył Puchar Polski, co było wielką niespodzianką. Zwłaszcza, że w finałowym dwumeczu ograł warszawską Legię. W drugiej rundzie eliminacji Pucharu UEFA poznaniacy mogli trafić tylko na klub ze wschodu Europy, to był efekt koszyka geograficznego, w którym się znaleźli. Los nie był zbyt szczęśliwy - jako klub rozstawiony, Lech wylosował rywala z Rosji. Nie jednak Rubin Kazań, ale sensacyjnego zdobywcę Pucharu Rosji, czeczeński Terek Grozny. Prezes Lecha Radosław Majchrzak był w miarę zadowolony, ale realia okazały się dla "Kolejorza" smutne. Pierwsze spotkanie rozegrano na stadionie Lokomotiwu w Moskwie - na ten obiekt Terek dostał licencję od UEFA. W Groznym grać nie mógł, bo trwałą druga wojna czeczeńska, jego obiekty były zniszczone. Co ważne - klub grał wtedy w rosyjskiej drugiej lidze. Wyjazd do Moskwy zakończył się niepowodzeniem - w 70. minucie Waldemar Piątek obronił co prawda rzut karny weterana Dmitrija Chomuchy, ale w ostatniej minucie skapitulował po strzale tego samego piłkarza. Z rewanżem w Poznaniu wiązano spore nadzieje - strata była niewielka, rywal drugoligowy, debiutant w pucharach. Tyle że Lech przy Bułgarskiej nie potrafił nawet poważniej zagrozić rywalom z Czeczenii. Niby prowadził grę, ale w ofensywie był bezzębny. W końcówce stracił jeszcze gola i rewanż też przegrał 0-1. Trener rywali Woit Tałgajew wypalił na pomeczowej konferencji: - mówił zupełnie serio. Terek awansował do pierwszej rundy, ale walkę o fazę grupową przegrał z rosnącym w siłę w tamtych czasach FC Basel. 2010. Sparta Praga zamyka drzwi Ligi Mistrzów po czerwonym rewanżu W 2010 roku "Kolejorz" przebrnął pierwszą przeszkodę w drodze do Ligi Mistrzów, a był nią mistrz Azerbejdżanu Inter Baku. To też działo się w bólach - na wyjeździe poznaniacy wygrali 1-0, a rewanż na swoim stadionie przegrali 0-1. Decydowały rzuty karne, w nich bohaterem był bramkarz poznaniaków Krzysztof Kotorowski. Po dziesięciu seriach był remis 8-8, wtedy strzelali bramkarze. Kotorowski trafił, a po chwili obronił uderzenie rywala. Kolejną przeszkodą była Sparta Praga - w stolicy Czech Lech przegrał 0-1. Mecz był dość wyrównany, ale w kadrze "Kolejorza" raził brak napastnika z prawdziwego zdarzenia po odejściu Roberta Lewandowskiego. Artur Wichniarek nie był gotowy do rywalizacji przez 90 minut, Joël Tshibamba nie za bardzo miał pojęcie o taktyce, a targi z Węgrami i menedżerami o Artjomsa Rudnevsa trwały za długo. W rewanżu powtórzyła się sytuacja z meczu z Terekiem - Lech znów przegrał 0-1. Tym razem gola stracił na początku drugiej połowy po rzucie karnym, a w końcówce trwało już polowanie na kości, z obu stron. W efekcie Lech kończył w dziesiątkę, choć wyrzucono Bartosza Bosackiego, a przewinił Sławomir Peszko, a Sparta - w dziewiątkę. Tamten sezon w pucharach Lech zdołał jednak uratować - w Lidze Europy, gdy awansował z grupy kosztem Juventusu Turyn. 2013. "Polski pan i litewski cham". Kto przed kim klęknął? Niestety, były to ostatnie podrygi tamtego Lecha na pucharowej scenie. W klubie zmieniły się władze, duży minimalizm przy budowaniu zespołu, a może bardziej brak doświadczenia, sprawiły, że nastały lata chude. A wraz z nimi kompromitacje, zwykle po przegranym pierwszym meczu 0-1. W 2013 roku "Kolejorz" w eliminacjach Ligi Europy wyeliminował Honkę Espoo z Finlandii, a później trafił na Žalgiris Wilno, prowadzony przez polskiego trenera Marka Zuba. To była podwójna kompromitacja Lecha - sportowa i kibicowska. Pierwsza, bo Lech przegrał 0-1 w Wilnie i nie potrafił odrobić tych strat w rewanżu. Aż do 87. minuty przegrywał 0-1, w końcówce wbił rywalom dwie bramki, ale odpadł. Dziś w takiej sytuacji grałby dogrywkę, wtedy decydowały gole zdobyte na wyjeździe. Trener Lecha Mariusz Rumak przetrwał jeszcze tę wpadkę - kolejnej, za rok, już nie. A fani Lecha zbłaźnili się transparentem "Litewski chamie, klęknij przed polskim panem", za który klub został ukarany przez UEFA, a jego autorzy otrzymali dwa lata później prawomocne wyroki. 2014. Z Estończykami się udało, z Islandczykami - już nie Latem 2014 roku miały miejsce dwa ostatnie przypadki, gdy Lech przegrał pierwsze spotkanie na wyjeździe 0-1. Najpierw w Tallinie, gdzie zmierzył się z klubem Nomme Kalju. Na sztucznej murawie stadionu Kadrioru poznaniacy dominowali, ale pod koniec meczu stracili gola. W rewanżu, jeszcze przed przerwą trafili Tomasz Kędziora i Kasper Hämäläinen, zrobiło się więc w miarę spokojnie. Na tyle spokojnie, że Estończycy po przerwie rzucili się do ataków i omal nie zdobyli gola, który dawałby im awans! W samej końcówce ruszyli już całym zespołem na pole karne Lecha, wtedy zostali skontrowani i 17-letni Dawid Kownacki w doliczonym czasie ustalił wynik na 3-0. W następnej rundzie Lech wylosował islandzki Stjarnan i tę historię wszyscy już znamy. Vikingur Reykjavik będzie dziś chciał ją powtórzyć i być może sprawić, że los ówczesnego trenera "Kolejorza" Mariusza Rumaka czekać będzie Johna van den Broma.