Jeszcze nie wybrzmiały fanfary radości po tytule dla Lecha, a już nowy mistrz Polski nie ma dwóch największych gwiazd. Aż 26 goli i 18 asyst - zdobyli w mijającym sezonie Robert Lewandowski i Sławomir Peszko. Bez nich klub z Poznania zająłby może szóste miejsce, gdzieś między Koroną Kielce i GKS Bełchatów. Piłkarze Lecha strzelili 51 bramek w sezonie - łatwo policzyć, że wymieniona dwójka to ponad połowa ofensywnej siły drużyny. Realnie patrząc - nawet więcej. Ileż to nasłuchaliśmy się ostatnio o wyjątkowości nowego mistrza Polski, który jest klubem zdrowym, zamożnym, opartym na rozsądnych zasadach, za którym stoją władze miasta i fanatyczna publiczność wypełniająca stadion do ostatniego miejsca. Minęły trzy dni święta w Poznaniu (od soboty do wtorku) i już Lech sprzedał piłkarzy, którzy dawali mu jakąś nadzieję na skuteczną walkę o Ligę Mistrzów. Znów przeżywamy to, co zawsze - przez 14 lat kolejni mistrzowie kraju byli przed tym wyzwaniem osłabiani. Kolejne kluby i kolejni prezesi rozkładali bezradnie ręce tłumacząc, że nie mają siły przebicia, by utrzymać skład mistrzowski. A co dopiero go wzmocnić. Mimo wszystko wyjątkiem bywała Wisła umiejąca znaleźć argumenty trafiające do Macieja Żurawskiego, Tomasza Frankowskiego, czy Mirosława Szymkowiaka. Ale nawet to, na awans do Champions League nie wystarczyło. Lech miał być wyjątkowy jeszcze bardziej, ale już widać, że nie jest. Działacze z Poznania opowiadają bajki o czterech "mocnych" transferach, ale zanim Jacek Kiełb z Korony Kielce, Artur Sobiech z Ruchu i ewentualnie Mateusz Cetnarski z GKS Bełchatów dadzą drużynie tyle, co Lewandowski i Peszko eliminacje Champions League będą przegrane. Oby tylko te najbliższe. Można znaleźć sto argumentów na usprawiedliwienie Lecha. Lewandowski i Peszko wyjechać chcą sami, ich menedżerowie palą się do tego jeszcze bardziej - transfer to przecież pieniądze. Część z tych pieniędzy będzie służyła klubowi. Zarobki w Champions League też są jednak godne uwagi - trzeba tylko wiary, charakteru i konsekwencji, by je zdobyć. Tych wartości w polskich klubach wciąż nie znają.