Lech Poznań na kolejkę przed końcem może już świętować mistrzostwo Polski. Z obecną kadrą, a już wiadomo, że kilku graczy z niej ubędzie, nie ma jednak szans na pogodzenie gry w Ekstraklasie i europejskich pucharach, które jesienią zostaną przeprowadzone w ekspresowym tempie. Czekanie w tym roku z transferami do końca sierpnia i ewentualnego awansu do fazy grupowej któregoś z pucharów mija się bowiem z celem. Wtedy bowiem zostaną już tylko 2,5 miesiąca poważnego grania. Ruchy kadrowe trzeba więc wykonać wcześniej. Bramkarze w Lechu Poznań: będzie nowa "jedynka" Zmiana w bramce będzie z ważniejszych, jakie dokonają się w drużynie. Kibice Lecha od lat domagają się bramkarza, który byłby ostoją i czołową postacią w lidze. Takiego jednak od dawien dawna nie dostali. Jasmin Burić czy Krzysztof Kotorowski gwarantowali stabilność, ale bez wznoszenia się na wyżyny. Maciej Gostomski miał dobre momenty, zwłaszcza w mistrzowskim sezonie 2014/2015, i nic ponadto. Wydawało się, że mocnym punktem będzie sprowadzony z Ruchu Chorzów w 2016 roku Matúš Putnocký, który zaliczył świetny pierwszy sezon (18 meczów ligowych z 30 bez wpuszczonego gola), ale później nastąpił zjazd Słowaka. Ponad przeciętność nie wyszli też Mickey van der Hart (w Lechu od 2019 roku) i Filip Bednarek (od 2020). Na początku tego roku sztab Lecha długo debatował, którego z nich zostawić na kolejny sezon. Wybór padł na Bednarka, choć wydaje się, że to Holender daje więcej drużynie na boisku. Tyle że brat reprezentanta Polski ma atuty pozaboiskowe: świetnie scala szatnię, pochodzi z Wielkopolski, a do tego - to chyba najważniejsze - pogodzi się z rolą typowej dwójki. Nie jest bowiem tajemnicą, że tego lata Lech sprowadzi bramkarza, który będzie podstawowym przynajmniej w kolejnym sezonie. Do tej roli miał być szykowany Krzysztof Bąkowski, ale nie stanie się to jeszcze teraz. 19-latek bardzo dobrze radził sobie na wypożyczeniu w Stomilu Olsztyn - na początku tego roku doznał kontuzji i wrócił do Poznania. Po rehabilitacji może już trenować, ale zasugerował, że dobrze by mu zrobiło jeszcze jedno wypożyczenie. Co działo się w ostatniej kolejce naszej Ekstraklasy - sprawdź w naszym programie wideo! Obrona Lecha. Żelazna czwórka i... co dalej? W obronie też dojdzie do kilku zmian, ale generalnie podstawowe zestawienie jest już znane. To Pedro Rebocho i Joel Pereira na bokach oraz Antonio Milić i Bartosz Salamon w środku. Jeśli Lech chce jednak dźwignąć ponad 30 spotkań w okresie między lipcem a połową listopada, trener Skorża musi mieć tu znacznie szersze pole manewru. Tym bardziej, że drużynę opuści asekurujący prawą stronę Tomasz Kędziora, który po przepracowaniu pełnego okresu byłby pewnie mocnym punktem drużyny. Gracz Dynama Kijów ma jednak znacznie większe aspiracje. Niepewny jest także los Ľubomíra Šatki - reprezentant Słowacji kończył sezon w podstawowym składzie, ale tylko dlatego, że kontuzji wcześniej doznał Salamon. Z Šatką bowiem trener Skorża miał problem - na boku obrony wolał Pereirę, którego dośrodkowania sieją popłoch w defensywie rywala, a Lech ma inklinacje do gry ofensywnej. Słowak zaś teoretycznie lepiej broni, ale niekoniecznie wtedy, gdy rywal gra z kontrataku. Podobnie zresztą wygląda na środku - Šatka gorzej ustawia się od Salamona czy Milicia (vide: finał Pucharu Polski), mniej daje też w walce w powietrzu. Lechowi oczywiście by się przydał, ale sam reprezentant Słowacji ma ambicje do gry w lepszej lidze. Jest w świetnym wieku (26 lat), grał na ostatnim EURO, wychował się piłkarsko w Anglii (jako 19-latek grał w Pucharze Anglii w barwach Newcastle przeciwko Leicester). Już wcześniej pytały o niego kluby włoskie. I jeśli "Kolejorz" dostanie za niego 1,5-2 miliony euro, przychyli się do transferu. Zwłaszcza, że za rok Šatka będzie już wolnym graczem. Boki obrony w Lechu. Dwaj niepewni zmiennicy Odejście Słowaka będzie jednak oznaczać, że Lech musi zainwestować nie w jednego, ale w co najmniej dwóch środkowych obrońców. Skorża już zimą mówił, że potrzebuje czterech graczy na tej pozycji, ale tego czwartego ostatecznie nie dostał. Teraz, gdy zespół ma mieć letni maraton, ta potrzeba zamieni się już w konieczność. Wątpliwości są też na bokach, bo rezerwowymi w teorii pozostaną Alan Czerwiński i Barry Douglas - mają jeszcze kontrakty do połowy 2023 roku. Ten pierwszy nie łapał się już w ostatnim czasie do meczowej kadry, drugi raczej nie opuszczał ławki rezerwowych. W lidze Szkot, który wciąż ma świetną lewą nogę, ale jest już za wolny, jak na oczekiwania Skorży, zagrał w tym roku tylko w spotkaniu z Górnikiem Łęczna. Wszedł na boisko w przerwie przy stanie 3-0, gdy Rebocho był już oszczędzany na kolejny mecz. Wydaje się, że tu też szefowie Lecha będą musieli poczynić jakieś ruchy. Skrzydłowi w Lechu. Co z rozwojem Velde i Ba Loua’y? W pomocy główna niewiadoma łączy się z odejściem do Wolfsburga Jakuba Kamińskiego. Najlepszy młodzieżowiec Ekstraklasy dawał Lechowi bardzo dużo, przede wszystkim w ofensywie. Już zimą Lech sprowadził za milion euro Kristoffera Velde z Haugesund - właśnie z myślą o tym, by Norweg zastąpił Kamińskiego. Na razie to się nie udało - 22-letni skrzydłowy miał dobre wejście do drużyny, gdy zaliczył asystę z Bruk-Betem Nieciecza, ale później zgasł. W efekcie dość często Skorża nie widział go nawet w rezerwie - piłkarz oglądał spotkania z trybun. Dostał czas na aklimatyzację, zobaczymy, czy jesienią będzie już podstawowym graczem Lecha. Też rozczarowanie, choć trochę mniejsze, można mieć po grze Adriela Ba Loua’y. Iworyjczyk przez cały rok zdobył zaledwie jedną bramkę i zaliczył trzy asysty w 24 ligowych potyczkach. On też dobrze zaprezentował się na początku przygody z Ekstraklasą, ale później było już znacznie gorzej, a niemal cała wiosna - jałowa. Jeśli dodamy do tego trochę chaotycznego Michała Skórasia, to widać, że Lech na skrzydłach imponująco nie wygląda. Czy Jan Sýkora zbawi Lecha? W Czechach zbawił Victorię Szanse dostawać będzie zapewne także 18-letni Maksym Czekała, ale tu mówimy o śladowych minutach w Ekstraklasie. Aby bić się w Europie, niezbędny jest co najmniej jeden transfer skrzydłowego. Do Lecha wkrótce powinien też wrócić z wypożyczenia do Victorii Pilzno Jan Sýkora, ale tu też mówimy o sporej niewiadomej. To bowiem zawodnik, który przez ponad rok pobytu w Lechu zupełnie się nie sprawdził, ale gdy wrócił do swojego kraju, zaczął spisywać się znakomicie. Dla Victorii zdobył trzy bramki, dołożył sześć asyst i był jednym z autorów trochę sensacyjnego, bo zdobytego kosztem bogatej Slavii Praga, mistrzostwa Czech. A do tego piłkarz wrócił do reprezentacji kraju. Jest też jednak pewna różnica - w Lechu był stawiany na skrzydle, w Pilźnie - przeważnie grał na środku, za plecami napastnika. A tu w Lechu mógłby być co najwyżej zmiennikiem João Amarala. Ramirez i Tiba - jeden z nich odejdzie z Lecha Środek pomocy też wymaga w Lechu pewnych zmian, choć to raczej korekty niż przełomowe transfery. Na dziś pozycja tercetu Jesper Karlström - Radosław Murawski - Amaral jest niepodważalna. W rezerwie zostaje Nika Kwekweskiri, być może po wypożyczeniu szansę dostanie młodziutki Antoni Kozubal, wciąż rozwojowego skoku nie zrobił Filip Marchwiński. Nie wiadomo jednak, co zrobić z duetem Dani Ramirez - Pedro Tiba. Ten pierwszy ma jeszcze rok kontraktu, jest w dobrym wieku (29 lat) do podpisania umowy w klubie z być może południa Europy. Na poważniejszą grę w Lechu raczej nie ma co liczyć, bo Skorża nie dawał mu wielu szans już w tym sezonie. Hiszpan ma bowiem tendencję do zwalniania gry, nie potrafi tak jak Amaral znajdować się w przestrzeniach między linią pomocy i ataku. Lech nie będzie mu utrudniał transferu. Z kolei Tibie kontrakt kończy się już teraz, a mimo zaawansowanego wieku (latem skończy 34 lata) wciąż chce godnie zarabiać. Informacje o rozmowach z Legią Warszawa są prawdą, ale Portugalczyk czeka z decyzją do ostatniego meczu w Poznaniu. Umówił się z Lechem, że jeżeli zdobędzie z klubem mistrzostwo Polski, odbędą się jeszcze rozmowy. "Kolejorz" być może zostawiłby piłkarza na rok, zwłaszcza, że będzie potrzebował klasowych piłkarzy do rotacji, ale Tiba chciałby dłuższego kontraktu. Z drugiej strony - to już piłkarz, który też nieco stracił szybkości, a Lech dobrze sobie radził wiosną bez niego. W tym roku w 25 występach Portugalczyk zdobył jedną bramkę i zaliczył jedną asystę, w poprzednim sezonie były to trzy trafienia i siedem asyst w 28 grach. Raczej można się spodziewać, że ktoś z tego duet (Ramirez - Tiba) pożegna się z Bułgarską. Dawid Kownacki - oczko w głowie Macieja Skorży Wiele też zależy od tego, co się stanie z Dawidem Kownackim. To dla Skorży niezwykle wartościowy zawodnik, jakby nie było - potencjalny reprezentant Polski. Zaufanie trenera widać było niemal przez całą wiosnę, a Kownacki - w trudnych momentach - potrafił odwdzięczyć się ważnymi trafieniami (w Szczecinie, Płocku). Lech wykorzystał pod koniec stycznia sytuację piłkarza, który wracał do gry po ciężkiej kontuzji, a walcząca o ligowy byt w 2. Bundeslidze Fortuna Düsseldorf wolała mieć kogoś bardziej pewnego. Teraz Kownacki powinien wrócić do Niemiec, ale czy wróci? Skoro Fortuna wydała na niego blisko siedem milionów euro, chciałaby pewnie jakąś część tej kwoty odzyskać. Lecha jednak nie stać na wydanie trzech czy czterech milionów euro na jednego gracza. Możliwe, że uda się uzgodnić kolejne wypożyczenie i wpisać w umowę liczne profity dla Fortuny, np. za awans do fazy grupowej któregoś z pucharów. Na taką decyzję Skorża będzie czekał z utęsknieniem - Kownacki może mu łatać dziury tak w ataku, jak i na dziesiątce oraz skrzydłach. Wiosną był zmiennikiem Mikaela Ishaka i wywiązał się z tej roli dobrze. W ataku jednak Lech potrzebuje wzmocnienia, bo trudno na jednym Szwedzie - i niepewnym losie Kownackiego - opierać ponad 30 meczów w 5,5 miesiąca. Niby do gry ma wrócić Artur Sobiech, ale czy będzie zdrowy i pokaże to, co kilka lat temu? To duża wątpliwość. Jest za to bardzo prawdopodobne, że swoje okazje dostanie 20-letni Filip Szymczak, który pokazał się z bardzo dobrej strony w pierwszej lidze. W GKS Katowice był najlepszym strzelcem - zdobył do tej pory 11 bramek, w tym aż 10 z gry. Jedno jest pewne - jeśli Lech Poznań chce skutecznie walczyć jesienią na trzech frontach, jego sztab trenerski i dział scoutingu muszą teraz wykonać wyjątkowo ciężką pracę.