Pięć dni temu minął rok od ostatniego zwycięstwa FK Bodø/Glimt w europejskich pucharach na wyjeździe. Wtedy drużyna Kjetila Knutsena wygrała w Glasgow z Celtikiem 3-1, choć rywale oddali trzy razy więcej strzałów. Kolejnych dziewięć meczów nie przyniosło żadnej wygranej, choć przecież zespół z dalekiej północy Norwegii nie występował tylko na stadionach czołowych klubów europejskich. Latem były to też starcia z KÍ Klaksvík z Wysp Owczych (1-3), Linfield FC z Irlandii Północnej (0-1) czy Żalgirisem Wilno (1-1). W Poznaniu wicemistrz Norwegii teoretycznie nie musi wygrać, aby awansować, bo wystarczy mu do tego remis i później triumf w rzutach karnych. Jakiś problem drużyna Kjetila Knutsena jednak ma. Bolesne przenosiny z trawy sztucznej na naturalną? Trener Bodø/Glimt mówi, jaka jest prawda - Nie zapominajmy, że Glimt to mały klub z małego miasta na północy kontynentu. W pewnym sensie jesteśmy młodszym bratem dla każdego rywala, ludzie często tego nie pamiętają. Nasze wyniki sprawiają, że oczekiwania są coraz większe. Na pewno nadal zaproponujemy taką samą grę: aktywną, wysokim pressingiem, bo to lubimy. Zebraliśmy pewne doświadczenie, postaramy się je wykorzystać - mówi szkoleniowiec. Knutsen zapewnia, że kluczową sprawą nie jest tu zmiana nawierzchni, bo przecież wszystkie domowe spotkania w Bodø jego zespół rozgrywa na sztucznej trawie, a zdecydowaną większość wyjazdowych - na naturalnej. - Na obozie w Hiszpanii trenowaliśmy na naturalnej, na obu typach czujemy się dobrze. Nie ma to dla nas znaczenia - mówi. Z drugiej strony - Lech większość spotkań wyjazdowych w pucharach grał na naturalnej trawie i żadnego z nich nie wygrał, zaś z Bułgarskiej w tym sezonie zrobił europejską twierdzę (sześć zwycięstw i jeden remis). Trener Knutsen spodziewał się, co może zrobić Lech. Po pierwszym meczu pewności już nie ma Tyle że pierwsze spotkanie spowodowało w ekipie z Norwegii mały dylemat - nie wiedzą, czego tak naprawdę mogą spodziewać się po Lechu. Mistrz Polski zagrał bowiem w Bodø bardzo defensywnie, w pierwszej połowie miał problemy z przeprowadzeniem akcji ofensywnych. - Mogę się spodziewać, że będzie inaczej: Lech zechce dominować, bardziej kontrolować spotkanie. Tego się może trochę spodziewam, ale pewności nie mam - mówi Knutsen. Jego zespół zaś bardzo dobrze czuje się w sytuacji, gdy ma sporo miejsca i może skorzystać z szybkości swoich graczy ofensywnych. Stadion większy niż samo Bodø. Będzie atutem Lecha Poznań? Atutem Lecha będzie na pewno publiczność - na stadionie przy Bułgarskiej ma być ok. 35-37 tys. widzów. - Stadion jest fantastyczny, a czy będzie 30, 40 czy 50 tysięcy, to i tak więcej, niż mieszka w Bodø. Mieliśmy okazję grać w takich warunkach, atmosfera nas cieszy. To zmotywuje tak gospodarzy, jak i nas - mówi Knutsen. Gdy jesienią jego zespół grał w Londynie z Arsenalem, na trybunach Emirates Stadium zjawiło się ponad 59 tys. osób. Lider Remier League wygrał wtedy aż 3-0. A słowa Knutsena są bliskie prawdy - w samym Bodø na początku zeszłego roku było zameldowanych 42662 osób, zaś pojemność stadionu Lecha oficjalnie to 42837 miejsca. Cały region Bodø, obejmujący też gminy Gildeskål i Beiarn to już łącznie 53 tysiące mieszkańców. Lech zagra z wicemistrzem Norwegii w czwartek o godz. 21. W pierwszym spotkaniu był remis 0-0, a zwycięzca awansuje do 1/8 finału Ligi Konferencji. Losowanie tego etapu - już w piątek.