To była powtórka z rozrywki - tak dla Villarrealu, jak i dla Lecha. Poznaniacy taką huśtawkę przeżyli w lipcu w Baku, gdy próbowali przeskoczyć pierwszą przeszkodę w eliminacjach Ligi Mistrzów. Prowadzili w Baku z Karabachem Agdam od 1. minuty 1-0, a przegrali 1-5. Gracze Villarrealu byli wtedy jeszcze na wakacjach, swoją grę w pucharach zaczęli w drugiej połowie sierpnia. Starli się wtedy z Hajdukiem Split, który na tym samym stadionie w Walencji też zaskoczył półfinalistę Ligi Mistrzów w 2. minucie. A jeszcze przed końcem pierwszej połowy stracił cztery gole. "Żółta Łódź Podwodna" nie ma bowiem w tym sezonie litości dla nikogo. Ale w końcu trafiła kosa na kamień. I podobieństwa do tamtych spotkań z lipca i sierpnia zakończyły się na pierwszej połowie. Lech odpalił dynamit na stadionie Levante! Tak jak Hajduk kilka tygodni temu, tak samo mecz w Walencji zaczął teraz Lech. Poznaniacy od razu wyszli wyżej pressingiem, Mikael Ishak wymusił banalny błąd prawego obrońcy Adriana De La Fuente, który chciał zagrywać do bramkarza, ale ostatecznie tylko lekko dotknął piłkę. Szwed sam był chyba tym zaskoczony, ale przejął futbolówkę i dograł ją przed pustą bramkę do Michała Skórasia. Było więc sensacyjne 1-0 dla Lecha, który przez niemal pół godziny grał doskonale pod względem taktycznym. Trener Villarrealu Unai Emery wymienił całą jedenastkę - w porównaniu do niedzielnego starcia z Elche (4-0). Ta dzisiejsza niemal w całości była wtedy w rezerwie - brakowało tylko wspomnianego już De La Fuente, którego w ogóle nie było w kadrze. Tyle że w dwumeczu z Hajdukiem, który Hiszpanie wygrali w sumie 6-2, było podobnie. A dziś przez niemal pół godziny gospodarze nie mogli przejąć kontroli nad spotkaniem. Lech wysoko bronił, świetnie się przesuwał, ale niestety - z każdą minutą tak intensywnej gry poznaniakom coraz bardziej brakowało sił. Szczególnie widać to było w postawie Niki Kwekweskiriego i Radosława Murawskiego. To środkiem Villarreal przeprowadzał coraz częściej akcje. Tam też je kończył, albo skrzydłem na którym biegał Samuel Chukwueze. Trzy trafienia Villarrealu - Lech na łopatkach Hiszpanie w końcu dopięli swego - i to, niestety dla Lecha, wcale nie jeden raz. Nawet nie dwa, a trzy. Wystarczyło im dziewięć minut, by ze stanu 0-1 doprowadzić do 3-1. Najpierw po dośrodkowaniu z lewej strony Johana Mojicy Chikwueze pięknie uderzył z woleja w dalszy róg i Bednarek był bezradny. Lechici coraz mocniej odpuszczali krycie w środkowej strefie, a Villarreal się napędzał. W 36. minucie Alexowi Baenie dopisało szczęście, bo po zagraniu Manu Triguerosa Jose Luis Morales nie przejął piłki, a dość szczęśliwie odbił prosto do Baeny. Strzał napastnika gospodarzy trafił jeszcze w Antonio Milicia i zupełnie zmylił Bednarka. Było więc 2-1, ale Lech się nie poddawał. Mógł wyrównać, gdy po dalekiej wrzutce z rzutu wolnego sam bez krycia został Filip Dagerstål. Uderzył głową z kilku metrów, piłka skozłowała, trafiła w poprzeczkę i opuściła boisko. A po dwóch minutach gospodarze znów się cieszyli. Chikwuezue popisał się wielkimi umiejętnościami, dograł przed bramkę do Baeny i Bednarek znów musiał wyciągać piłkę z siatki. Szkoda, bo Lech za swoją postawę w tej pierwszej połowie zasłużył na coś więcej niż 1-3. Piorunujący kwadrans mistrza Polski. Dwa gole Ishaka! Można się więc było obawiać powtórki z Baku, bo jednak klasa graczy Villarrealu, ich umiejętności i sposób przyspieszania akcji sprawiały, że można było oczekiwać kolejnych trafień. A tymczasem kibice przeżyli szok - to Lech ruszył do ataku. Nie minęła minuta, a już było 3-2 dla Villarrealu. Aissa Mandi zatrzymał ręką strzał Joao Amarala, a Ishak strzałem w sam środek zdobył swojego pierwszego gola. I nie ostatniego! W 61. minucie Skóraś popatrzył, zagrał za obronę Villarrealu, a kapitan Lecha znalazł się sam na sam z Filipem Jörgensenem. Minął go, strzelił do pustej bramki i mocno zapachniało sensacją. Lech miał 3-3, dokładnie tak samo jak na starcie fazy grupowej 12 lat temu w Turynie! Pech Lecha Poznań w samej końcówce Villarreal oczywiście ruszył do ataku, a Lech po 70. minucie mocno się cofnął. Zupełnie niepotrzebnie, bo w każdej chwili mógł zostać za to skarcony. Zwłaszcza, że Emery posłał do boju swoje gwiazdy, m.in. Gerarda Moreno czy Daniego Parejo. Groźnie w 68. minucie uderzał Mojica, ale Bednarek świetnie rzucił się w kierunku i dalszego słupka i złapał piłkę. W końcówce meczu coraz więcej było wrzutek w pole karne Lecha, w 86. minucie celny strzał oddał Moreno, ale bramkarz Lecha złapał piłkę. Niestety, Lech nie utrzymał tego remisu. W 89. minucie poznaniacy zdołali wybić piłkę z pola karnego po rzucie rożnym, ale prosto pod nogi Francisa Coquelina, a Francuz wykorzystał bierność Giorgiego Citaiszwiliego i precyzyjnym uderzeniem przy słupku dał Villarrealowi trzy punkty. Villarreal CF - Lech Poznań 4-3 (3-1) Bramki: 0-1 Michał Skóraś 2., 1-1 Samuel Chukwueze 32., 2-1 Alex Baena 36., 3-1 Alex Baena 40., 3-2 Mikael Ishak 46. z karnego, 3-3 Mikael Ishak 61., 4-3 Francis Coquelin 89. Villarreal: Jörgensen - De La Fuente (63. Kiko), Mandi Ż, Cuenca Ż, Mojica - Chukwueze Ż, Coquelin, Morlanes (63. Parejo), Trigueros (46. Jackson) - Baena Ż, Morales (63. Moreno). Lech: Bednarek - Pereira, Dagerstål, Milić, Rebocho - Murawski Ż, Karlström, Kwekweskiri (90. Sousa) - Amaral (71. Szymczak), Ishak (78. Citaiszwili), Skóraś (78. Velde). Sędzia: Ali Palabiyik (Turcja). Widzów: 10385.