Dla Jacka Zielińskiego ten sezon jest pasmem wielkich niepowodzeń, których finał może nastąpić w rywalizacji z Dnipro Dniepropietrowsk w Lidze Europejskiej. Lech zdążył już przegrać Ligę Mistrzów i Superpuchar, nie wygrał także dwóch pierwszych meczów ligowych, choć rywalizował z beniaminkiem i drużyną, która niemal cudem utrzymała się w poprzednim sezonie. Trener Arki Dariusz Pasieka mówił po meczu z Lechem, że jego drużynie brakuje skuteczności. - Dziś Labukas i Ivanovski mieli świetne sytuacje, podobnie jak w Krakowie. Mogliśmy tu wygrać. Jeżeli będziemy jednak dalej pracować, to takie wygrane mecze przyjdą - mówił Pasieka. Zieliński dość nieoczekiwanie stwierdził, że skuteczność jest też piętą achillesową jego zespołu. To dziwne, bo od dłuższego czasu Lech stwarza co najwyżej jedną, dwie sytuacje bramkowe w meczu. Bramkarz Arki Norbert Witkowski ani razu nie musiał łapać bądź odbijać piłkę lecącą w kierunku jego bramki, bo Lech nie oddał ani jednego celnego strzału. W sumie poznaniacy uderzali aż 11 razy, ale w zdecydowanej większości były to mizerne próby z dystansu. - Dalej niewiele nam wychodziło i to mimo tego, że zagrała już cała formacja ofensywna. Nie mam pretensji do zaangażowania zawodników, bo chcieli grać. Ale chcieć nie zawsze znaczy móc - przyznał Zieliński. Poznański szkoleniowiec wierzy w swój zespół, choć w samego Zielińskiego coraz mniej wierzą kibice, którzy wygwizdali go po meczu, gdy schodził do szatni. - W sporcie, a w szczególności w piłce nożnej jest tak, że z euforii przechodzi się do szaleństwa, z nieba do piekła i tak dalej. Ja w ten zespół wierzę, nie czuję załamania. Przecież to drużyna, która dwa miesiące temu zdobyła mistrzostwo Polski! Jesteśmy w dołku, ale próbujemy z niego wyjść. Posuwamy się jednak małymi kroczkami, a takie remisy to są dla nas jak porażki - mówił Zieliński, który zgadza się ze słowami kibiców: - Do naszej drużyny można przenieść jedną rzecz - zacząć grać i zapie..., jak śpiewają kibice. W Lechu brakuje zawodnika, który w trudnych chwilach, a tych jest sporo, pociągnąłby za sobą drużynę. Zwłaszcza wtedy, gdy brakuje kapitana Bartosza Bosackiego. W beznadziejnej formie jest Semir Stilić, którego celne podania można policzyć na palcach. - Cały czas uważam, że Semir umie grać w piłkę. W ostatnim tygodniu porozmawialiśmy sobie, wyjaśniliśmy pewne sprawy. Wiosną w meczu z Arką wykorzystał podanie Lewandowskiego i strzelił bramkę, później dograł piłkę na głowę Wojtkowiaka. Dziś takiego Semira z wiosny nie widziałem, ale ten remis to nie tylko jego wina - mówi Zieliński. Jedynym przywódcą w Lechu jest Manuel Arboleda, ale to obrońca, który jednak coraz odważniej próbuje uczestniczyć w akcjach ofensywnych. - Manu próbuje, jest wojownikiem, ale my potrzebujemy paru takich wojowników. Szukamy przywódcy, próbujemy różnych sposobów motywacyjnych, by wpłynąć na tę drużynę. Przede wszystkim musimy jednak zacząć grać w piłkę - kończy Zieliński. Kolejna okazja do tej "gry" już w czwartek w Dniepropietrowsku.