Pod koniec sobotniego klasyka w Ekstraklasie bramkarz Legii Warszawa Kacper Tobiasz opóźniał wznawianie gry. Jego zespół grał już wtedy w dziesiątkę, po czerwonej kartce dla Artura Jędrzejczyka, a Lech atakował całym zespołem. Sędzia Piotr Lasyk musiał przerwać grę, bo w kierunku golkipera gości poleciały nawet butelki, co kibice z Poznania tłumaczyli później pokazywaniem znaku "elki" w ich kierunku. Czyli symbolu warszawskiego klubu. Ich zachowanie było skandaliczne, groziło przerwaniem spotkania. "Patologia", "idiotyzm" - to najlżejsze z określeń co do zachowania fanów Lecha z "Kotła". Tobiasz tłumaczył, że w żaden sposób nie prowokował kibiców Lecha, choć zdjęcia z tego spotkania dość wyraźnie przedstawiały fakt, że pokazywał "elkę" w ich kierunku. - Nikogo nie prowokowałem. Kibice Lecha chcieli mnie sprowokować, ale nie udało im się tego zrobić. Były wyzwiska, butelki... jak ktoś spróbuje mnie o to obwiniać, to chyba nie jest zbyt inteligentny - powiedział. Kary dla klubów i dla bramkarza Legii Mecz udało się jednak dokończyć, Lech zremisował z Legią 0-0. Wiadomo było jednak, że ta sprawa będzie wyjaśniania na środowym posiedzeniu Komisji Ligi. Lechowi grozić mogło nawet zamknięcie całej trybuny, z której rzucano przedmiotami w kibiców Legii. Tak się jednak nie stało. Poznański klub otrzymał "tylko" karę finansową, choć jest ona wysoka - aż 40 tys. zł. Połowę tej kwoty musi zapłacić Legia Warszawa, której kibice na początku spotkanie rozpalili pirotechnikę, zadymili boisko i sędzia Lasyk na trzy minuty przerwał spotkanie. Najdziwniejsze jest jednak ukaranie przez Komisję Ligi samego Tobiasza - bramkarz Legii musi zapłacić karę w wysokości 2 tys. zł. Uznano, że jego zachowanie nosiło znamiona prowokacji. Być może jest to też efekt recydywy. Raptem pięć miesięcy temu Tobiasz, jako bramkarz pierwszoligowego Stomilu Olsztyn, zobaczył czerwoną kartkę już po zakończeniu wygranego spotkania w Bielsku-Białej z Podbeskidziem (1-0). Pokazał bowiem miejscowym fanom "gest Kozakiewicza", w kolejnych dwóch kolejkach musiał pauzować. O tym zdarzeniu dyskutowano w poniedziałkowym Studiu Ekstraklasa. Marek Jóźwiak, były obrońca m.in. Legii, a dziś ekspert piłkarski, wskazywał, że do podobnych wybryków dochodziło m.in. we Francji. - Musimy reagować jako środowisko piłkarskie, ponieważ to może się rozlać i pójść zbyt daleko - mówił Jóźwiak. - Komentuję ligę francuską i wiem, jak to daleko poszło. Ale tam była natychmiastowa reakcja, również organów państwowych. Jeśli kibice chcą oglądać mecze przez siatki, to będą do tego zmuszeni, bo kilku gości ma nierówno pod kopułą. Trzeba z tym bardzo mocno walczyć. Dyrektor sportowy Lecha Tomasz Rząsa spodziewał się z kolei kary i taką jego klub otrzymał.