"Niekontrolowany sposób opuszczenia stadionu przez kibiców - nieprawidłowo zaplanowany i nieprzetestowany przez klub". "Brak systemu zarządzania bezpieczeństwem". "Kibice mają władzę! Policja nie widzi szans na szybką zmianę tego stanu". "Doszło do zatłoczenia stosunkowo ciasnego przejścia". "Bramy wyjściowe zostały zamknięte i pozostawione bez nadzoru" - alarmowała UEFA w specjalnym raporcie sporządzonym po meczu Lech - Juventus. INTERIA.PL dotarła do tajnych zdjęć z tego dokumentu. Fotografie te sporządził Kenny Scott, dyrektor zarządzający firmy Sport Safety Solutions (Rozwiązania ds. Bezpieczeństwa w Sporcie). Od 2006 roku UEFA korzysta z pomocy Scotta powierzając mu nadzór meczów wysokiego ryzyka. Scott był także wnikliwym obserwatorem wydarzeń z Areny Poznań podczas czwartkowego meczu 1/16 Ligi Europejskiej Lech Poznań - Sporting Braga (1-0). Rzecz jasna, Kenny'ego Scotta nie interesowało to, co się dzieje na murawie, tylko na trybunach. W asyście pracowników Lecha fotografował kibiców. Nie spodobało się to wszystkim i w kierunku Scotta poleciało kilka kulek śnieżnych, ale nie przejął się tym zbytnio. - Widzę, że dzisiaj w drastyczny sposób przybyło stewardów - uśmiechał się Kenny Scott w rozmowie z pracownikami Lecha Poznań. Najwyraźniej akcja kibiców, spośród których wielu przywdziało żółto-zielone kamizelki, by wyglądać na stewardów przypadła mu do gustu. Akcja ta była nawiązaniem do zarzutu ze wspomnianego raportu UEFA ze spotkania z Juventusem, w którym kilkakrotnie podkreślono niedostateczną liczbę stewardów, czyli ludzi pomagających kibicom, a także reagujących, gdy w przejściach powstaje ścisk, tłok, albo ktoś tarasuje przejście, zamiast siedzieć na swoim krzesełku. Nie ma się co dziwić, że UEFA lustruje nasze stadiony. Po tragediach takich, jak ta na arenie Heysel, gdzie podczas meczu Juventus - Liverpool przez napierający tłum zginęło 39 niewinnych ludzi, którzy przyjechali do Belgii cieszyć się życiem i piłką, UEFA pilnuje z uporem maniaka bezpieczeństwa na stadionach. Czyni to wyjątkowo dokładnie na arenach, które mają gościć sztandarowe rozgrywki organizowane przez Europejską Unię Piłkarską, czyli mistrzostwa Europy. Perypetie, z jakimi spotyka się Arena Poznań, powinny być przestrogą dla innych miast, w których powstają stadiony na Euro 2012, czyli Warszawy, Wrocławia i Gdańska. Tam ciągle jest jeszcze szansa na reakcję, by później nie okazało się, że wyjścia z trybun mają małą przepustowość, krzesełka zdublowaną numerację, a dojścia do nich zbyt wąskie. Prezydent Poznania Ryszard Grobelny broni się argumentem: "Arena Poznań spełnia wymogi polskich norm". Sęk w tym, że zgodnie z nimi, przy Bułgarskiej można zorganizować dożynki, koncert, bądź co najwyżej obchody jubileuszu miasta, ale na pewno nie mecz piłkarski rangi Ligi Europejskiej, Ligi Mistrzów, nie mówiąc już o mistrzostwach Europy. W wypadku tych wydarzeń obowiązują regulacje UEFA i nikt tego nie zmieni. Wszyscy w Polsce wierzymy, że Lechowi uda się awansować do 1/8 finału LE. Wtedy na Bułgarskiej mógłby się pojawić wielki Liverpool (jeśli wyeliminuje Spartę Praga - w Czechach było 0-0). To, ilu kibiców będzie mogło wejść na Arenę Poznań, zależeć będzie w sporej mierze od kolejnego raportu Kenny'ego Scotta. Na ograniczeniu liczby sprzedanych biletów na mecz z Bragą z 43 tys. do niespełna 30 tys., "Kolejorz" stracił ponad milion złotych.