Obecna czołówka tabeli Ekstraklasy wygląda niemal jak odwrócenie wyników uzyskanych przez prowadzące ekipy w bezpośrednich meczach na boisku. Oto Lech Poznań rozbija Pogoń w Szczecinie aż 3-0, więc wydawać by się mogło że będzie ponad nią w tabeli. Jednocześnie jednak przegrywa u siebie 0-1 z Rakowem Częstochowa, a wobec remisu Rakowa z Pogonią 0-0 to szczecinianie są na czele, o punkt przed Rakowem i Kolejorzem. Jednocześnie o każdym z tych meczów można powiedzieć, że mógł się potoczyć inaczej, więc i układ czołówki mógłby być inny. Jak widać, wpływ na niego mają nie tyle bezpośrednie mecze zainteresowanych drużyn, ale rezultaty z resztą ligowej stawki. Pogoń Szczecin prowadzi, gdyż przegrała - i o wszem - dotkliwie z Lechem, ale poza ta klęską ma jeszcze tylko dwie przegrane. Raków i Lech zanoto0wały ich już cztery, z czego poznaniacy dwa razu ulegli w zaledwie ostatnich trzech tygodniach. To nasunęło w Poznaniu wiele komentarzy z gatunku: Lech tradycyjnie zawala wiosnę, marnuje wielką szansę i wywraca się na ostatniej prostej. Kolejorz jednak niczego jeszcze nie zawalił, a jego obecna pozycja ligowa jest wypadkową procesu tworzenia jakościowej drużyny, na jakim się on obecnie znajduje. Latem Lech dokonał wielu spektakularnych transferów, z rekordowym Adrielem Ba Louą za 1,2 mln euro na czele. Dzisiaj widać, że to nie transfery i wydane na nie pieniądze są czynnikiem kluczowym w walce o mistrzostwo, ale zmyślna budowa zespołu. W obecnym Kolejorzu większą rolę od drogiego Adreial Ba Louy odgrywają zawodnicy kupieni taniej i ciszej, bez medialnej hucpy. Budowa zespołu to bowiem sztuka niezwykle trudna, a pieniądze wspomagają jej, ale nie załatwiają sprawy. Lech Poznań z potencjałem, ale powstawał najkrócej O Lechu Poznań mówi się, że z grona trzech najwyżej notowanych ekip ma największy potencjał i najliczniejszą oraz najmocniejszą kadrę. To całkiem możliwe, ale jednocześnie ma najmniej czasu poświęconego na zespolenie drużyny. Także czasu netto, a zatem po odliczeniu kontuzji, chorób i infekcji, a wykorzystanego nie na nadrabianie zaległości, ale na grę na boisku w pełnym składzie i zdobywanie doświadczenia oraz trofeów. Raków Częstochowa może aż takiej kadry nie ma, ale za to do tegorocznej walki o tytuł mistrza Polski wystartował po zdobyciu uprzednio Pucharu Polski. O tym, że sięgnięcie po to trofeum jest dobrym wstępem do mistrzostwa przekonało się już wiele ekip robiących furorę w lidze, łącznie z samym Lechem Poznań. W 1982 roku budowę swej wielkości rozpoczął on właśnie od pucharu, by po jego zdobyciu stać się najlepszą drużyną w kraju. CZYTAJ TAKŻE: Lech Poznań jak Hernan Cortes - spalił swoje statki Dzisiaj Raków korzysta z kapitału, jaki dały mu poprzednie sezony i dotychczasowe zdobycze. Pogoń Szczecin tradycyjnie po trofea nie sięga, ale doświadczenia i zgromadzonego kapitału odmówić jej nie można. Trener Kosta Runjaić pracuje z portowcami od listopada 2017 roku, Marek Papszun prowadzi częstochowian od kwietnia 2016 roku, podczas gdy Maciej Skorża objął Lecha raptem wiosną zeszłego roku. Ani o Papszunie, ani o Runjaiciu nie można powiedzieć, że są lepszymi szkoleniowcami niż Maciej Skorża, ale nie sposób zauważyć, że mieli więcej czasu, by zespoły zbudować, ugruntować i przygotować. Mieli go w zasadzie nieskończenie wiele. Lech Poznań tytuł zdobyć musi Lech działa dodatkowo w warunkach sporej presji. W Rakowie czy Pogoni także ona występuje, skoro te kluby nigdy nie były mistrzem kraju, a teraz nadarza się im życiowa szansa, ale w wypadku Lecha to w zasadzie ustawienie się pod ścianą konieczności wywalczenia tytułu, bez którego wszystko w Poznaniu może się rozsypać. W Częstochowie czy Szczecinie będą pracowali dalej, może przez kolejne pięć czy cztery lata; Poznań natomiast sukces musi mieć już tu i teraz, na stulecie klubu. Bez tego będą poważne kłopoty. Jest więc Lech klubem, który musi zdobyć tytuł, do zdobycia którego tak do końca nie jest jeszcze gotowy. Wszyscy widzieliśmy, jak dużo biedy napytały mu braki kadrowe, trudne do nadrobienia nawet przy tak szerokiej kadrze. Jak mówił bowiem trener Skorża, nie jest problemem to, że wypadają mu piłkarze, ale że wypadają mu w ostatniej chwili. W efekcie mimo istotnej przewagi na koniec zeszłego roku teraz kwestia wywalczenia mistrzostwa przez Lecha stoi pod solidnym znakiem zapytania. W każdym razie na dzisiaj nie ma on więcej szans niż dłużej budowane Raków i Pogoń. Ma jednak Lech jeden poważny atut, którego nie mają rywale - to odwody i zaplecze. Przy pełnej dyspozycji mocy jest on w stanie nadrobić braki czasowe i w szybszym tempie przejść przemianę z zespołu obśmiewanego jeszcze w zeszłym roku aż do drużyny, z której jesienią kibice byli wreszcie dumni aż po kulminację - zespół, który zapisze się w historii.