Lech jest wiceliderem tabeli, Bełchatów zajmuje w niej ostatnie miejsce, na dodatek mecz odbędzie się w Poznaniu - trudno o bardziej wyraźne argumenty pokazujące faworyta tego starcia. Ale druga strona medalu także istnieje - poznaniacy przegrali cztery ostatnie spotkania na swoim stadionie, a Bełchatów w tej rundzie jeszcze nie stracił gola. Stąd zapewne bierze się niepewność w poznańskich szeregach. W normalnych warunkach takie spotkanie z mocno przebudowaną jedenastką z Bełchatowa powinno być dla poznaniaków spacerkiem. Lech jednak w Poznaniu zawodzi, nie wygrał tu od ponad pięciu miesięcy, w kolejnych meczach punkty z Bułgarskiej wywoziły: Jagiellonia, Legia, Śląsk i Polonia. Ta cztery mecze oglądało łącznie blisko sto tysięcy widzów. Rumak wierzy, że tym razem jego piłkarze nie zawiodą, a trybuny poprowadzą zespół do zwycięstwa. - Dla nas ten mecz to finał. Jesteśmy przygotowani do spotkania, mamy wyjść na boisko i zrobić swoje. Liczę, że stadion nam pomoże i chciałbym, by kibice nam uwierzyli i pomogli osiągnąć sukces. Dlatego mówię, że to finał, bo jak wygramy, a kibice pomogą, to wszystkich czekać będzie święto - opowiadał szkoleniowiec Lecha. - Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że będziemy 1 czerwca na drugim miejscu, ale po porażkach w meczach u siebie. Chcemy grać dla ludzi, dla poznaniaków, dla Wielkopolan, którzy tu przyjeżdżają. Zawiedliśmy w pięciu poprzednich meczach, teraz chcemy dla nich wygrać - dodał. W felietonie w "Przeglądzie Sportowym" były napastnik Lecha Mariusz Niewiadomski pisał, że byłby bardziej spokojny o przygotowanie mentalne piłkarzy z Poznania, gdyby na Bułgarską przyjechały zespoły Legii czy krakowskiej Wisły. Rumak nie zgadza się: - Nie wydaje mi się, by tak było. Każdy przeciwnik ma swoją jakość, a tabela nie zawsze odzwierciedla dyspozycję w danym dniu. Widzieliśmy drużynę z Bełchatowa w doskonałej dyspozycji przy Łazienkowskiej. Stres jest zawsze, ważne, by był to stres budujący - mówił Rumak. Mecz Lecha Poznań - GKS Bełchatów w sobotę o godz. 18. Andrzej Grupa