Lech Poznań zremisował w Norwegii z FK Bodø/Glimt 0-0 po spotkaniu, w którym rywale zdecydowanie częściej byli w posiadaniu piłki, za to poznaniacy wykreowali sobie najlepszą okazję do zdobycia bramki. Zmarnował ją jednak w 53. minucie Filip Marchwiński - przestrzelił z kilku metrów. Mimo to Lech może mieć powód do satysfakcji, bo rewanż rozegra na swoim stadionie, który ma naturalną murawę, a wspierać go będzie zapewne około 40 tysięcy kibiców. - To było interesujące i ekscytujące spotkanie. Spodziewałem się, ze zobaczę dwa zespoły chcące grać w piłkę. Bodø szczególnie w pierwszej połowie było długo w jej posiadaniu, ale nie wykreowało sobie zbyt wielu szans. Zmieniliśmy więc trochę styl gry, wprowadziłem na boisko klasyczną dziesiątkę, by było trochę więcej presji przed ich obrońcami. Jestem usatysfakcjonowany tym wynikiem, nie szczęśliwy, bo to złe słowo. Remis w pucharach na wyjeździe jest jednak cenny. Myślę, że możemy grać lepiej niż dziś, ale Bodø także - mówi szkoleniowiec Lecha John van den Brom, który w rewanżu spodziewa się kolejnych emocji. Lech spodziewał się wielkiego naporu rywala z Norwegii. Dlatego był tak defensywnie ustawiony Czy wicemistrz Norwegii nie zaskoczył trochę Lecha na początku spotkania, spychając go praktycznie w jego pole karne i uniemożliwiając wyprowadzanie piłki? - Nie, byliśmy przygotowani na taką grę z ich strony. Oglądaliśmy ich poprzednie mecze pucharowe w Europie, oni po prostu tak tu grają. Chcieliśmy więc być blisko siebie, a w trakcie meczu i tak stworzyłyby się większe przestrzenie - powiedział van den Brom i zaznaczył, że celem było dokończenie meczu bez utraty bramki. - Jeśli popatrzy się na całe spotkanie, to ten wynik jest dla nas OK. Tyle że za tydzień znów będzie walka i starcie dwóch zespołów grających bardzo intensywnie. Na pewno możemy poradzić sobie lepiej w niektórych elementach - dodał. John van den Brom szczerze o sytuacji Filipa Marchwińskiego Trener Lecha odniósł się także do gry młodych piłkarzy, którym uparcie bardzo często daje szansę. Filip Szymczak i Filip Marchwiński to gracze z rocznika 2002, przy czym pierwszy z nich dopiero w tym sezonie dostał zaufanie w pierwszej drużynie Lecha, a drugi ma je od kilku lat. Dziś stworzyli najlepszą okazję w całym spotkaniu - Szymczak w 53. minucie dośrodkował z prawego skrzydła, a Marchwiński z bliska spudłował. - "Marchewa" trzy ostatnie mecze rozegrał w wyjściowej jedenastce, więc już można go nazwać podstawowym zawodnikiem. Wierzę w niego, ale też w tych bardziej doświadczonych zawodników. Widać, jak oni walczą jako drużyna, jak są zgrani. Dla mnie to najlepsze chwile, gdy patrzyłem na zespół, który razem pracuje na ten wynik. Zobaczymy, co się wydarzy za tydzień, ale jesteśmy w dobrej pozycji - zakończył szkoleniowiec. Rewanż w przyszły czwartek w Poznaniu - początek starcia o godz. 21.