Po siódmej wygranej z rzędu poznaniacy mają już 57 punktów, czyli o jeden więcej niż mistrzowski Śląsk rok temu oraz najlepsza dwa lata temu Wisła. Wiadomo, że do zdobycia tytułu będzie trzeba zdobyć grubo ponad 60 "oczek". Dzięki trzem punktom Lech zapewnił sobie co najmniej tytuł wicemistrza Polski, a nigdy w historii nie zajął w ekstraklasie drugiego miejsca. W sobotę na pierwsze miejsce może wrócić warszawska Legia, ale musi przynajmniej zremisować w Białymstoku. Trener Lecha Mariusz Rumak nie będzie obserwował spotkania swojego najbliższego rywala, bo leci na dwa dni rozmawiać z kandydatami do gry w "Kolejorzu". Nie chciał jednak zdradzić dokąd się udaje. Warto pamiętać, że właśnie w taki sposób - także po wcześniejszych obserwacjach i rozmowach - do Poznania trafili m.in. Lovrencics, Tonew, Ceesay czy Haemaelaeinen. Lech był w starciu z Widzewem faworytem, ale trzeba przy tym pamiętać, że w siedmiu poprzednich meczach tych drużyn żadna z ekip nie zdobyła więcej niż jednej bramki. Po 45 minutach wszystko wskazywało na to, że tradycja zostanie utrzymana. Sytuacji było niewiele, a wynik brzmiał 0-0.- Ta pierwsza połowa nie była zła, ale popełnialiśmy za dużo błędów technicznych i nerwów, gdy odbieraliśmy piłkę. Postawiłem na młodych chłopców, może presja spowodowała, że podejmowali złe decyzje - analizował trener Lecha Mariusz Rumak. W jego zespole w podstawowej jedenastce znalazło się dwóch juniorów (Linetty i Kędziora) oraz trzech młodzieżowców (Możdżeń, Teodorczyk i Kamiński). Zabrakło za to Haemaelaeinena (na ławce rezerwowych) oraz Henriqueza i Tonewa. Dwaj ostatni mają drobne urazy, ale informacji o kontuzji Bułgara nikt z klubu nie wypuścił przez cały tydzień. - Jestem bardzo szczęśliwy, że udało nam się zachować to w tajemnicy. To świadczy, że pewne kwestie z szatni nie wychodzą. Aleks ma problemy z mięśniami skośnymi brzucha, a Luis z łydką. Od początku tygodnia było wiadomo, że nie zagrają, ale nie są to poważne urazy - mówił Rumak, który za jednego z największych bohaterów uznał Huberta Wołąkiewicza. - To bohater ostatnich kolejek, bo cały czas ma jakieś urazy, a jednak gra. Dziś też był, brzydko mówiąc, trochę poklejony. Chciałem go nawet zmienić wcześniej, ale nie mogłem, bo dwóch roszad dokonaliśmy już w przerwie. Nie chciałęm ryzykować, byśmy musieli kończyć mecz w dziesięciu. W końcu uznałem, że to Hubert zejdzie, a nie Kebba, który był zagrożony kartkami i pauzą za tydzień. Wejście na boisko Kaspera Haemaelaeinena oraz Bartosza Ślusarskiego znacznie ożywiło grę Lecha. Obaj zdobyli po bramce, często zagrażali rywalom. - Wnieśli doświadczenie, ale i przeciwnik był już podmęczony. To sprawiło, że zaczęliśmy grać lepiej - przyznał szkoleniowiec Lecha. - Smutna była ta druga połowa, tylko tak można na nią spoglądać. Nie wiem co się stało z moim zespołem po stracie tego pierwszego gola. To się nie powinno zdarzyć. Nie byliśmy zespołem, nie było chęci do gry. Po prostu nie spodziewałem się, że tak się możemy rozsypać - mówił trochę przybity trener Widzewa Radosław Mroczkowski. - Mamy dużo materiału, trzeba wyciągnąć wnioski. Zaraz kolejny mecz, kolejny sezon. Dzisiaj było widać, jak słabi byliśmy na tle Lecha w tej drugiej połowie - dodał. W przyszłą sobotę Lech zagra z Legią, być może to spotkanie będzie miało kluczowe znacznie dla losów tytułu mistrza Polski. Rumak zapewnia, że przygotowania Lecha będą takie jak przed innymi meczami. - Sama praca się nie zmieni, będzie jeden otwarty trening dla mediów. Co się zmieni? Może w klubie pojawi się więcej dziennikarzy, to jedyna różnica. Nie popadamy w euforię, nie roztaczamy żadnych wielkich wizji. Z nadzieją patrzymy w przyszłość. A czy dziś zagraliśmy najlepszy mecz? Mam nadzieję, ze ten najlepszy wciąż jest przed nami - zakończył Mariusz Rumak. Andrzej Grupa <a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-polska-ekstraklasa-2012-2013,cid,3">Zobacz wyniki, terminarz i tabelę T-Mobile Ekstraklasy</a>