25-letni Tamas Kadar trafił do Poznania na początku tego roku. Lech szukał zawodników o cechach przywódczych, a jednocześnie mających już spore doświadczenie. Kadar się w tę tendencję wpisywał, w swoim węgierskim klubie był kapitanem, wcześniej występował w Newcastle United i lidze holenderskiej, w reprezentacji Węgier rozegrał do tego momentu 20 spotkań. Liderem Lecha jednak nie został - miał i ma problemy z utrzymaniem miejsca w składzie. Popełniał sporo błędów, przesiadywał na ławce rezerwowych, a mimo tego i tak wciąż był jednym z filarów kadry narodowej. W tym roku, mimo zawirowań w klubie, wystąpił we wszystkich sześciu spotkaniach reprezentacji Węgier w eliminacjach do Euro. Ba, nie opuścił w nich ani minuty! Na początku tego sezonu Maciej Skorża też stawiał na Kadara, gdy Paulus Arajuuri leczył jeszcze kontuzję. Węgier popełniał jednak proste błędy w spotkaniach z FC Basel czy Wisłą Kraków, znów stracił miejsce w składzie, przestał rozmawiać z dziennikarzami. Teraz gra często, ale na dwóch pozycjach. Tu właśnie tkwi cały problem. Kadar woli bowiem występować na środku obrony, a lepiej spisuje się na lewej stronie. - Moja najlepsza pozycja to środek defensywy, ale sytuacja w Lechu jest taka, że wielu zawodników może grać na kilku pozycjach. Na lewej obronie mamy tylko Barry’ego Douglasa, a każdego tygodnia rozgrywamy dwa spotkania. Trener stosuje rotację, każdy dostaje szansę, ale w przyszłości chciałbym grać tylko na środku - mówi Kadar, który w Poznaniu porozumiewa się głównie w języku angielskim. - Na pewno dobrze przetłumaczył? - zaśmiał się trener Jan Urban i pokazał w kierunku rzecznika prasowego klubu Łukasza Borowicza, który tłumaczył słowa Kadara. Szkoleniowiec Lecha wywołał tym salwę śmiechu. - Nie jest łatwo z Kadarem rozmawiać, jest troszkę uparty - powiedział o swoim piłkarzu. - Widziałem go w dwóch spotkaniach pod moją wodzą na pozycji stopera i lewego obrońcy. Na dzień dzisiejszy uważam, że byłby lepszym bocznym obrońcą, ale co przyszłość pokaże, to zobaczymy. Może zmienię zdanie - mówi Urban, który trochę dziwi się reprezentantowi Węgier. - Wolałbym, aby nie był tak uparty. Nawet jak się logicznie spojrzy na to co się dzieje w dzisiejszej piłce, gdy trudniej jest pozyskać lewego obrońcę niż stopera. Zobaczymy. Najważniejsze, by robił to z przyjemnością, a nie na siłę - dodaje szkoleniowiec. - Gdy przyjechałem do Poznania, to moim założeniem była regularna gra, zwłaszcza, że w ostatnich latach nie opuszczałem spotkań. Frustrowało mnie siedzenie na ławce. W poprzednim sezonie Paulus doznał kontuzji, to dało mi szansę gry w okresie przygotowawczym. W mojej opinii dobrze spisałem się w Sarajewie czy w Superpucharze Polski, ale z czasem czułem postępujące zmęczenie. A jeśli jesteś zmęczony na umyśle, to masakra - twierdzi Kadar, wypowiadając ostatnie słowo po polsku. - Paulus wrócił, trener go wstawił, a ja musiałem znów walczyć na treningach. Co było powodem słabszej postawy drużyny według reprezentanta Węgier? To, że mistrz Polski rozgrywał sporo spotkań, a trener Skorża korzystał głównie z 13-14 piłkarzy. - Wyjazd, mecz u siebie, wyjazd, granie co trzy dni, postępujące zmęczenie. To bardzo trudne dla każdego zawodnika, niektórzy z nas byli mocno przemęczeni. Nie ma sensu już do tego wracać, problemy naszej słabszej postawy powinny zostać w szatni - uważa Kadar, ale jednoznacznie wrzuca kamyczek do ogródka Skorży. Po meczu z FC Basel Kadar przestał udzielać wywiadów, później nadal był nerwowy, za scysję z jednym z asystentów Skorży po meczu z Termalicą Nieciecza dostał karę finansową. - Dotknęło mnie wiele krytyki, a też bywam krytyczny wobec siebie. Odciąłem się wtedy od mediów, dziękuję, że to uszanowaliście. Chciałem się skoncentrować na poprawie gry, próbowałem wyjść z dołka. Chcę tu zwyciężać, piłka nożna to moja praca i pasja. Teraz mój umysł jest czysty, wiele zmieniłem. Zmianę dał też nowy trener, bardzo różni się od poprzedniego. Nieważne co teraz mówimy, ważne co robimy na boisku. Na treningach jest więcej dobrego humoru, przyjaznego nastawienia, każdy stara się walczyć za drugiego. Nie liczy się tylko tych 13-14, ale wszyscy w kadrze - chwali roszady Urbana Tamas Kadar. W swojej reprezentacji Kadar też stoi przed wielką szansą - już wkrótce Węgrzy rozegrają dwa mecze barażowe z Norwegią. Niewiele brakowało, by już cieszyli się z awansu do francuskiego Euro. Tak by było, gdyby Turcja nie wygrała ostatniego meczu z Islandią. Selcuk Inan strzelił jednak gola na 1-0, spychając Węgrów do baraży. - Nie jestem zły czy rozżalony, bo nasz los nie był już wtedy w naszych rękach. My możemy mieć do siebie żal za mecz z Irlandią Północną, gdy straciliśmy bramkę w ostatniej minucie. To było ważniejsze dla nas - tłumaczy Kadar. We wrześniu w Belfaście Węgrzy prowadzili bowiem 1-0 aż do 93. minuty, a grający w osłabieniu Irlandczycy zdobyli gola na 1-1 za sprawą Kyle Lafferty’ego. - Teraz mamy dwa mecze z Norwegią. Będzie ciężko, choć oni nie mają gwiazd, ale są mocni fizycznie i silni jako zespół. Musimy skoncentrować się przy rzutach rożnych i wolnych - twierdzi 25-letni zawodnik. W sobotę Kadar na pewno zagra przeciwko Śląskowi Wrocław - i nie na ulubionym środku obrony, ale na lewej stronie. Za cztery żółte kartki pauzuje bowiem Barry Douglas. Andrzej Grupa