Niespodziewany lider z Płocka, aby zachować pierwszą pozycję, musiał w Poznaniu wygrać. Tyle że nie z Wartą, którą ograł łatwo przed tygodniem, ale z mistrzem kraju Lechem, z którym zawsze na tym stadionie szło mu jak po grudzie. Ten mecz miał pokazać, czy świetna dyspozycja płocczan na początku sezonu jest przypadkiem, czy niekoniecznie. Lech miał wszystkie statystyczne liczby po swojej stronie. Nigdy nie przegrał z Wisłą w Ekstraklasie jako gospodarz, z dziesięciu ostatnich potyczek wygrał aż dziewięć. A skoro zespół z Mazowsza potrafił przełamać się akurat w tej chwili, gdy Lech jest mistrzem Polski, dobrze to o nim świadczy. I o jego dyspozycji. Bardzo dobry początek gości. Aż do kontuzji Szwocha Zespół z Płocka od początku był bardzo zmotywowany. Trener Pavol Staňo posłał do boju dokładnie ten sam zestaw piłkarzy, który dziewięć dni temu rozbił w Grodzisku Wartę aż 4-0. I Wisła miała dobry pierwszy kwadrans, świetnie radziła sobie w środku pola - aż do pechowej kontuzji Mateusza Szwocha, który został sfaulowany przez Filipa Marchwińskiego. Już w 2. minucie Łukasz Sekulski źle trafił piłkę głową, po bardzo dobrym dośrodkowaniu Davo. W 6. minucie piłkę stracił Afonso Sousa, Dominik Furman zagrał do Sekulskiego, a ten znów przestrzelił. To były mocne ostrzeżenia dla lechitów, którzy dokonali siedmiu zmian w porównaniu do ostatniego spotkania w Batumi. Eksperymentalny środek obrony, z debiutującym w klubie Filipem Dagerstålem oraz młodym Maksymilianem Pingotem, był wielką niewiadomą. Lech przejmuje inicjatywę, Wisła trafia do szatni Po 20 minutach sytuacja się jednak zmieniła, to Lech przejął inicjatywę, ale nie prezentował nic wielkiego. Brakowało przyspieszenia akcji czy strzałów. Dopiero w 28. minucie Mikael Ishak oddał pierwsze celne uderzenie, ale w środek bramki. Cztery minuty później gospodarze mieli najlepszą szansę przed przerwą - po zagraniu Ishaka uderzał Marchwiński, ale też tam, gdzie stał Bartłomiej Gradecki. Zdecydowanie lepiej w zespole z Poznania wyglądała prawa strona, gdzie akcje napędzali Alan Czerwiński i Michał Skóraś. Po drugiej brakowało Marchwińskiego - sam Pedro Rebocho niewiele mógł zrobić. I gdy wydawało się, że przeważający Lech zejdzie do szatni z wynikiem 0-0, bramkę zdobyli goście. Aleksander Pawlak zagrał do Rafała Wolskiego, ten podcinką wrzucił piłkę w pole karne, a Kristian Vallo wbiegł między Czerwińskiego i Dagerståla - głową pokonał Filipa Bednarka. Szok i niedowierzanie przy Bułgarskiej! Drugi cios Wisły - Lech pogrążony! Przed tygodniem Wisła zdołowała Wartę golem do szatni, a później dobiła ją zaraz po przerwie. Teraz tak być nie mogło, bo jednak wówczas Davo trafiał w 45. i 47. minucie na 3-0 i 4-0, ale częściowo sytuacja się powtórzyła. W 50. minucie płocczanie znów się bowiem cieszyli, po kapitalnym uderzeniu zza pola karnego w wykonaniu Rafała Wolskiego. Bednarek rzucił się, ale nie sięgnął piłki. Lech był pod ścianą, kibice skandowali już żądania pod adresem władz klubu i piłkarzy. Raz błyskiem popisał się Joao Amaral, który z 25 m potężnie huknął w poprzeczkę, ale i Wisła mogła definitywnie rozstrzygnąć to spotkanie. Choćby w 58. minucie, gdy Davo wbiegł przed Czerwińskiego i minimalnie spudłował. Albo cztery minuty później, gdy po stracie Pingota i odbiorze Sekulskiego, napastnik Wisły znalazł się sam przed Bednarkiem. Sekulski mógł strzelać, ale zdecydował się na odegranie do środka, a tam piłkę piętą wybił Czerwiński. Wisła dobiła Lecha. Kibice zbulwersowani Płocczanie mieli to spotkanie pod kontrolą, ale sami dali tlen mistrzom Polski. Grali momentami z Lechem w podwórkowego dziada, zmuszali rywali do biegania, ale w końcu Filip Lesniak popełnił błąd. Zagrał piłkę w środek pola, tam przejął ją Skóraś, podbiegł kilkanaście metrów i uderzył do siatki. Lech miał kontakt i ruszył do szturmu. Zamykał gości w polu karnym, w 84. minucie dostał wymarzoną sytuację do wyrównania. Ishak zagrał w tempo do Kristoffera Velde, ten znalazł się pięć metrów przed bramką - miał mnóstwo czasu, a Gradecki stał na linii. Norweg... kopnął prosto w rywala! Po chwili młody bramkarz Wisły jeszcze raz okazał się lepszy po strzale skrzydłowego Lecha. A w 89. minucie Wisła w końcu dobiła Lecha - świetnie po raz kolejny pokazał się w ofensywie Pawlak, rezerwowy Rasak zagrał do rezerwowego Kolara, a ten strzelił do siatki. - Gdzie są transfery, Rutkowski, gdzie są transfery? - zaczęli skandować kibice Lecha. I domagali się odejścia dyrektora sportowego Tomasza Rząsy. Lech ma spory problem w lidze, a Wisła na wszystkich znów może patrzeć z góry. Lech Poznań - Wisła Płock 1-3 (0-1) Bramki: 0-1 Kristián Vallo 45., 0-2 Rafał Wolski 50., 1-2 Michał Skóraś 69., 1-3 Marko Kolar 89. Lech: Bednarek - Czerwiński (73. Pereira), Dagerstål, Pingot (73. Douglas), Rebocho - Karlström Ż (57. Kwekweskiri Ż), Sousa (57. Murawski) - Skóraś, Amaral, Marchwiński (57. Velde) - Ishak. Wisła: Gradecki - Pawlak, Michalski, Kaupadi, Tomasik Ż - Vallo (66. Kocyła), Furman Ż, Szwoch (14. Lesniak), Wolski Ż (66. Rasak), Davo (78. Šulek) - Sekulski (78. Kolar). Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa). Widzów 14131.