Dla Rakowa Częstochowa było to spotkanie "o być albo nie być" w dalszej walce o mistrzostwo Polski. Gdyby zespół Marka Papszuna przegrał w Poznaniu, jego strata do Lecha wynosiłaby już sześć punktów, a do tego "Kolejorz" miałby lepszy bilans bezpośrednich spotkań. Goście jednak zdobyli lechową twierdzę i sprawili, że wszystko znów jest możliwe. Liderem jest Pogoń Szczecin, a Raków i Lech tracą do niej punkt. Lech Poznań - Raków Częstochowa. Pierwsza połowa do zapomnienia Jak na ligowy hit, pierwsza połowa była koszmarna. Wyróżnili się jedynie kibice, których 27,5 tys. pojawiło się na poznańskim stadionie. Piłkarze zaś starali się przede wszystkim nie stracić gola, tempo przeważnie było ślamazarne, emocji niewiele. Mało też było strzałów, więc obaj bramkarze - Filip Bednarek z Lecha i Vladan Kovacević z Rakowa - solidnie się wynudzili. Być może przez 30 minut delikatnie częściej przy piłce byli goście, ale niewiele z tego wynikało. Ostatni kwadrans to już lepsza gra Lecha, jedna jedyna też jego okazja i... jeden jedyny w pierwszej połowie celny strzał. W 35. minucie Bartosz Salamon zagrał 40-metrowe podanie w poprzek boiska, a Jakub Kamiński idealnie piłkę przyjął przed polem karnym Rakowa. Po czym ograł dwóch obrońców, zbiegł do środka boiska, ale uderzył prosto w Kovacevicia. I emocji byłoby właściwie na tyle. Lider Lecha Joao Amaral co chwilę ślizgał się po murawie, napastnik Rakowa Vladislavs Gutkovskis był całkowicie odcięty od podań. Lech Poznań - Raków Częstochowa. Ivi Lopez trafia dla gości To, czego było potrzeba do ożywienia tego spotkania, to gol. I dość szybko zdobył go Raków, który w piorunujący sposób rozpoczął drugą połowę. W 50. minucie Patryk Kun w bardzo rozsądny sposób zmienił stronę gry - zagrał na prawe skrzydło do Frana Tudora. Chorwat dośrodkował na dalszy słupek, ale piłka leciała dość długo. Wydawało się więc, że powinien ją złapać bramkarz Lecha Filip Bednarek, który jednak stał, jakby był przyspawany do linii. Z podobnego założenia wyszedł chyba Joel Pereira, który nie ruszył od razu za Ivim Lopezem, a hiszpański as Rakowa z bliska wepchnął piłkę głową do bramki. Raków miał więc to, po co przyjechał do Poznania. I mógł się skupić na obronie. Piątek, Zieliński, Szczęsny - zobacz, jak grali w Serie A Lech po stracie gola był dość mocno wstrząśnięty. Rzucił się do ataku, ale początkowo bardzo chaotycznie. Goście mądrze ustawiali się przed swoim polem karnym i tu rozbijali kolejne ataki poznaniaków. Aż do 71. minuty, gdy Lech wzorowo wyprowadził piłkę od swojego bramkarza. Już na połowie Rakowa Adriel Ba Loua zagrał na prawo do Pereiry, ten dośrodkował w pole karne, a Dawid Kownacki idealnie przyjął piłkę, czym zwiódł rywala. Miał 10 metrów do bramki i uderzył metr obok słupka. Lech Poznań - Raków Częstochowa. Szturm poznaniaków w końcówce Te ostatnie 20 minut już zdecydowanie należało do Lecha. Niecelnie uderzali: Kamiński, Salamon, Ba Loua, wzdłuż bramki piłkę kopnął Rebocho. Raków bronił się całym zespołem i swój cel ostatecznie osiągnął, choć w ostatnich minutach goście wybijał piłkę byle dalej. Lech oddał wtedy pewnie około dziesięciu strzałów, ale niemal każdy był blokowany. Zwycięstwo Rakowa oznacza, że walka o mistrzostwo Polski rozpoczyna się więc jakby od nowa, a Lech nie jest w niej już głównym faworytem. Liderem jest teraz Pogoń Szczecin (49 pkt), drugi Raków (48 pkt), a trzeci Lech (48 pkt). Poznaniacy mają już za sobą wszystkie spotkania z zespołami z czołowej szóstki, Pogoń z Rakowem zagrają zaś 29 kwietnia. Lech Poznań - Raków Częstochowa 0-1 (0-0) Bramka: 0-1 Ivi Lopez 50. Lech: Bednarek - Pereira, Salamon Ż, Milić, Rebocho - Velde (46. Kownacki Ż), Karlström (82. Kwekweskiri Ż), Murawski (76. Tiba), Amaral (61. Ba Loua), Kamiński (82. Skóraś) - Ishak. Raków: Kovacević - Niewulis, Petrášek Ż, Arsenić Ż - Tudor, Lederman (84. Czyż), Papanikolau Ż, Kun Ż (90. Rundić) - Wdowiak (84. Arak), Lopez (77. Sturgeon) - Gutkovskis (84. Musiolik). Sędzia: Damian Sylwestrzak (Wrocław). Widzów: 27534.