Były zawodnik Cracovii zdaje sobie sprawę, że w Poznaniu będzie początkowo tylko rezerwowym. - Każdy ma swoje ambicje, wierzę, że moja karta też się odwróci - mówi. INTERIA.PL: Przez te siedem lat w Poznaniu od twojego odejścia niemal wszystko się zmieniło. Bartosz Ślusarski: - To prawda, tylko z Bartkiem Bosackim grałem kilka lat temu w jednej drużynie, znam też Kubę Wilka i "Kotora" (Krzysztofa Kotorowskiego - red.). Skład się zmienił prawie cały, stadion i klub też. No, ale to Lech, cieszę się, że tu wróciłem. Wtedy, w 2004 roku, odchodziłem w niezbyt miłych okolicznościach. Odszedłem w zgodzie, ale pamiętam co się działo w klubie. Ratowałeś ten klub, a właściwie te pieniądze z transferu. - Bez przesady, ale pamiętam, że przez kilka miesięcy były problemy z wypłatami, więc z tej kwoty transferu można było choć część zaległości uregulować. Byłem też troszkę niezadowolony ze swojej sytuacji, bo nie grałem dużo. Stwierdziłem, że trzeba spróbować gdzieś indziej. Grało się raz lepiej, raz gorzej, ale spróbowałem. Teraz sytuacja jest taka , że wracam. Jak będzie, to zobaczymy. Jestem pełen zapału, optymizmu, chciałbym sobie udowodnić, że jeszcze mogę dobrze grać w piłkę. Twoja kariera to też taka sinusoida, raz jest lepiej, a raz gorzej. W Cracovii było chyba bardzo źle? - No, tak, zdecydowanie, to chyba największy dół z możliwych, jeśli spojrzymy na tę sinusoidę. Dużo więcej wyniosłem z gry w Anglii, może gry w cudzysłowie, ale jednak te kilkanaście spotkań zagrałem. I myślę, że tam się więcej nauczyłem niż przez dwa lata w Krakowie. Trudno oczywiście mówić, że w wieku 28 lat można się wielu rzeczy nauczyć, ale myślałem, że wracając do Polski jakiś postęp jeszcze zrobię. Jakoś się nie udało. Masz wobec siebie wielki oczekiwania? - Na pewno tak. Każdy zawodnik ma jakieś umiejętności, w jednej drużynie łatwiej mu je pokazać, w innej trudniej. Ja wiem, że sporo potrafię. Wcześniej grałem lepiej w piłkę. Zdaję sobie sprawę, że mogę wchodzić z ławki, że będzie ciężko o pierwszy skład i grę, ale szanse będą. A jak ją dostanę, to muszę wykorzystać. Dziwna ta zmiana, bo pod koniec listopada zostałeś zesłany do drużyny Młodej Ekstraklasy z najgorszej ekipy ligi, a kolejny mecz rozegrasz być może w 1/16 finału Ligi Europejskiej. - Tak jest w życiu, nie tylko w piłce, że są gorsze dni, a nagle nadchodzą takie pogodne, których się nawet nie spodziewaliśmy. Mogło być różnie, ale tak się akurat złożyło, że jestem w Poznaniu. Cieszę się, że to wszystko rozwiązało się przed świętami i moje problemy w Cracovii już są za mną. Teraz trzeba patrzeć na okres przygotowawczy i najbliższe mecze. Trafiłem do Lecha, lepiej nie mogłem trafić. Rozmawiałeś już z trenerem Bakero? - Nie, nie było kiedy. Zamieniłem z nim dwa słowa, chłopaki poszli na trening, a ja z inną grupą na badania. Dogadasz się z Hiszpanem, skoro grałeś w Portugalii? - Kiedyś uczyłem się hiszpańskiego, jest podobny do portugalskiego. Portugalskiego może już trochę zapomniałem, ale spokojnie. Do tego on mówi coraz lepiej po angielsku, więc nie będzie problemu. Na pewno porozmawiam z trenerem o mojej roli w zespole. Ta rola to zmiennik Artjomsa Rudnevsa, tak się mówi. - Też to słyszałem. A nie korci, by być tym pierwszym? - Korci, wiadomo. Rudnevs w ostatnim czasie był objawieniem, to bardzo dobry napastnik. Każdy ma jednak ambicje, ja też. Zobaczymy co liga pokaże. Czasem byłeś rzucany po boisku, gdzieś na bok. - To pozytyw gry w Anglii, bo tam stawiali mnie z boku. Stałem się bardziej uniwersalnym zawodnikiem niż byłem wcześniej. Wtedy grałem jednego z dwóch napastników lub tego wysuniętego. Teraz mogę też na skrzydle, ale to już decyzja trenera. Przy taktyce 4-2-3-1 i po odejściu Peszki możesz dostać szansę gry właśnie z prawej strony. - W Cracovii też starałem się grać z boku, chyba u trenera Ulatowskiego i nie czułem się źle. Żadnych wniosków nie będę jednak wysuwać. Ile bramek strzelisz wiosną? - Nie chce mówić głośno, tego co sobie cicho powiedziałem. Zostawię to dla siebie. Mam nadzieję, że wreszcie ta karta się u mnie odwróci, podobnie jak Lechowi w lidze.