Na inaugurację sezonu 2017/2018 Lech podejmował ekipę Radosława Mroczkowskiego, czyli ekstraklasowych żółtodziobów. W połowie lipca, na oczach blisko 19 tys. widzów, poznaniacy zawiedli i tylko zremisowali 0-0. Teraz koszmary powróciły i to ze zdwojoną siłą, bo Lech nie dość, że zagrał bardzo słabo, to jeszcze wysłał kibicom jasny sygnał - kilkanaście dni przerwy niewiele zmieniło w naszej grze. - Te dwa mecze z Sandecją były podobne, bo w obu atakowaliśmy i dominowaliśmy, ale brakowało kropki nad "i", czyli bramki, więc znowu skończyło się 0-0 - przyznał Gumny. A półtora miesiąca temu wydawało się, że Lech dopiero się rozpędza (wygrana z Legią 3-0), ale zaraz po tym przyszedł kryzys, czyli cztery spotkania bez wygranej z rzędu. Złą passę miała zażegnać przerwa na zgrupowanie reprezentacji, a następnie spotkanie z Sandecją w Niecieczy. Tak się jednak nie stało. - Każdy chce zwyciężać i jak nie wygrywamy kolejnego z rzędu, to w szatni jest złość, wkrada się również nerwowość, że musimy zwyciężać, bo czołówka ucieka. Dlatego myślę, że w kolejnym spotkaniu wyjdziemy na murawę jeszcze bardziej zmotywowani - podkreśla Robert Gumny. 19-letni obrońca Lecha spróbował na gorąco przeanalizować powód straty kolejnych dwóch punktów. - Na początku wyszliśmy wysoko na Sandecję i mieliśmy dużo sytuacji, ale z minuty na minutę wyglądało to gorzej, opadaliśmy z sił. Nic nie chciało wpaść, do tego rywale dobrze się bronili. No nic, znów tracimy dwa punkty w Niecieczy - rozkłada ręce Gumny. W następnej kolejce Lecha podejmuje Wisłę Płock, a Sandecję czeka wyjazd do Gdyni na spotkanie z Arką. Z Niecieczy Piotr Jawor <a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-polska-ekstraklasa-2017-2018,cid,3" target="_blank">Ekstraklasa: wyniki, tabela, strzelcy, terminarz</a>