Sadajewowi nie ułożyło się w Lechii, a po brutalnym faulu i czerwonej kartce w jednym z meczów został ukarany przez klub finansowo i zesłany do rezerw. Szybko znalazł się w innym zespole. Obecnie jest piłkarzem "Kolejorza". - Najbardziej zabolało mnie to, że po tej czerwonej kartce zostałem odsunięty do rezerw. To było bezpośrednim powodem, dla którego straciłem ochotę na dalszą grę w Gdańsku, nie chciałem zostawać w Lechii. Zgłosiłem się do menedżera, żeby zadziałał w tym temacie i znalazł mi nowy klub - powiedział Sadajew w rozmowie z "Przeglądem Sportowym". - Jeszcze nie spotkałem się z tym, żeby zawodnika odsuwać od drużyny tylko dlatego, że jest ambitny i stara się na boisku walczyć - dodał. Sadajewa nie dziwi, że nazywany jest boiskowym brutalem. - W Rosji było podobnie - mówi. - Tam także sędziowie byli na mnie mocno wyczuleni. Chociaż różnica jest taka, że tam za taki faul, jaki popełniłem na Łukaszu Trałce, nie dostałbym czerwonej kartki. - Jak byłem młody i niedoświadczony, to zdarzały się nieprzyjemne sytuacje. Ponosiło mnie i podskakiwałem do bramkarza rywali, czy innych graczy - byłem wtedy faktycznie agresywny - zdradza Sadajew. - Potem już w seniorskiej piłce doszło natomiast do jednego nieprzyjemnego zdarzenia. Graliśmy z zespołem z Rostowa nad Donem i zderzyłem się z bramkarzem. Dla niego skończyło się to bardzo źle, bo musieli mu wyciąć jedną nerkę. Od tamtej pory ciągnie się za mną w Rosji niezbyt dobra opinia i sędziowie patrzą na mnie ze szczególną uwagą. Wiem jednak, że coś podobnego już mi się nie przydarzy, bo jestem doświadczony - podkreśla piłkarz Lecha.