Lech prezentuje się przeraźliwie słabo - co do tego nikt nie ma chyba wątpliwości. Z pierwszego spotkania z Honką udałoby się wybrać może pół godziny przyzwoitej gry, z kolejnego ligowego w Chorzowie większą część pierwszej połowy. Rewanż z Finami był już kompletnie nijaki, zaś w spotkaniach z Cracovią i w Wilnie "Kolejorz" prezentował się tragicznie. Piłkarze biegali cały czas w tym samym tempie, po stracie piłki nie wracali, brakowało pressingu, irytowały ich błędy techniczne. Ciężko było znaleźć jakąkolwiek pozytywną postać w drużynie. Jeżeli w słabej formie jest jeden zawodnik czy nawet kilku z danej formacji, można mieć o to pretensje właśnie do nich. Jeśli zawodzi zespół, całą odpowiedzialność ponosi trener. Na tę chwilę wszystko wskazuje na to, że Lech jest źle przygotowany do sezonu. Albo piłkarze mieli zbyt duże obciążenia w pierwszych tygodniach przygotowań i jeszcze nie doszli do siebie, albo nie mają nad sobą właściwej osoby, która potrafiłaby ich zmobilizować i poustawiać. Dokładnie taka sama sytuacja była rok temu - także na początku sierpnia, choć wówczas liga startowała o miesiąc później niż w tym roku. Zanim "Kolejorz" zaczął grę w ekstraklasie, pożegnał się tak z Ligą Europejską, jak i z Pucharem Polski. Dokładnie 2 sierpnia uległ 0-3 w Szwecji AIK Solna, tydzień później nie odrobił strat (1-0), a po kolejnych trzech dniach przegrał w Grudziądzu z Olimpią 1-2. Wygląda na to, że Rumak nie odrobił lekcji z tamtej wpadki i popełnił te same błędy. Na dodatek w tym roku Lech ma jeszcze przed sobą dwa dodatkowe występy w lidze (w niedzielę zagra w Lubinie z Zagłębiem, a po tygodniu podejmie Koronę Kielce). Do tego dochodzi jeszcze rewanż z Żalgirisem Wilno i mecz Pucharu Polski w Niecieczy z Termalicą. Niepowodzenie w starciu z Litwinami może zakończyć przygodę trenera Rumaka z Lechem, bo europejskie puchary mają kluczowe znaczenie dla budżetu klubu. Drugi argument: bez pracy jest Maciej Skorża, widywany zresztą w Poznaniu. To jeden z ulubionych trenerów Jacka Rutkowskiego, w świat startował przecież w kierowanej przez niego Amice Wronki. Rumak ma problem, ale trudno przewidywać, czy znajdzie właściwą drogę do jego rozwiązania. Puszczają mu nerwy, a to już stwarza poważne niebezpieczeństwo. W Wilnie szkoleniowiec Lecha odmówił udzielenia wywiadu stacji Polsat Sport. Później został wezwany przez kibiców, karnie stawił się przed nimi i starał się wyjaśnić słabsza postawę zespołu. Szalikowcy ryknęli na zakończenie spotkania z piłkarzami i trenerem: - Biegać, walczyć i się starać, a jak nie to wyp...". Gdy Rumak wracał do szatni, znów został poproszony o wywiad. W filmie nakręconym przez portal www.wilnoteka.lt wyraźnie słychać, jak wściekły odpowiada: "Nic się nie zmieniło! Ile będę wam k.... powtarzał?", po czym ma pretensje do osoby nagrywającej całą sytuację. Na konferencji prasowej szkoleniowiec Lecha znowu zadziwił. Na gorąco nie chciał oceniać gry drużyny, ale powiedział tak: "Za komentarz po tym spotkaniu niech posłuży jedno zdanie: ciężko jest wygrać spotkanie, jeśli nie wykorzystuje się sytuacji". Ile tych okazji miał Lech? W pierwszej połowie może jedną dobrą (strzał głową Ubiparipa) i jedną średnią (zablokowane uderzenie Teodorczyka), w drugiej znalazłyby się trzy (zepsuta kontra Ubiparipa w sytuacji trzech na dwóch, strzał z 16 metrów Hamalainena i kiks Ślusarskiego, gdy prawie był już sam na sam z bramkarzem). Ostatnia miała miejsce wtedy, gdy ambitni Litwini słaniali się na nogach. Lech przegrał z Żalgirisem, który przewodzi półzawodowej lidze litewskiej, a żaden zawodnik w niej występujący nie może nawet marzyć o połowie pensji Arboledy. Piłkarze Lecha na szczęście nie mówili o niewykorzystanych sytuacjach, a przyczyny porażki widzieli gdzieś indziej. - Zagraliśmy słabo i trzeba to sobie jasno powiedzieć. Pierwszej połowy nie ma co nawet komentować. Teraz zamiast gadać, trzeba wziąć się do roboty - stwierdził Łukasz Trałka. Szymon Pawłowski dodał: - Po tym meczu na pewno każdy z nas musi się mocno walnąć w pierś. Każdy musi sam sobie przemyśleć, co robi źle. Podobnie powinien powiedzieć Rumak i szybko znaleźć receptę. Jeśli jej nie znajdzie, to - w przeciwieństwie do zawodników - straci robotę. To on odpowiada za jakość gry i wyniki. Autor: Andrzej Grupa