28-latek w kilku sytuacjach uratował swoją drużynę, skutecznie zatrzymując strzały rywali. Najbardziej spektakularną interwencję zanotował w 51. minucie, gdy obronił rzut karny, wykonywany przez Kaweha Rezaeiego. - Jakkolwiek głupio i skromnie to nie brzmi: Taka jest moja rola. Na tym to polega. W pierwszej połowie byłem bezrobotny, rywale nie oddali strzału na bramkę. W drugiej tak to się ułożyło, że podyktowany został rzut karny. Dzięki trenerowi bramkarzy i analitykom wiedziałem, jak może zachować się napastnik, więc chwała im, że mi w tym pomogli i dali narzędzia, z których mogłem dobrze skorzystać. Jeśli chodzi o resztę meczu, to nie wiem, co się wydarzyło, bo film mi się urwał - zdradził po spotkaniu golkiper "Kolejorza". W drugim spotkaniu Charleroi nieustannie nękało defensywę Lecha, który od 77. minuty musiał radzić sobie w osłabieniu, po tym jak z boiska wyleciał kapitan drużyny Lubomir Szatka. - Graliśmy o wysoki cel - o awans do Ligi Europy. Jeżeli drużyna z którą grasz przegrywa 1-2, to wiadomo, że będzie się starała coś jeszcze zdziałać, skoro gramy w dziesiątkę. Dzięki Bogu przetrwaliśmy ten sztorm i awansowaliśmy - przyznał Bednarek, który komplementował ekipę lidera belgijskiej ekstraklasy. - Ich miejsce w tabeli ligi belgijskiej oddaje to, jaką są drużyną i jaką prezentują jakość. Nie ukrywam, że mieliśmy parę momentów, w których pomogło nam szczęście. Choćby wtedy, gdy piłka w pierwszej połowie przeleciała obok słupka lub gdy po uderzeniu głową na nim wylądowała. To są sytuacje stuprocentowe. Szczęście nam sprzyjało. Być może sprawdziła się reguła, że pomaga ono lepszym.