Ostatnie miesiące Makuszewskiego były bardzo burzliwe w jego dość spokojnym życiu. Od dłuższego czasu był wyróżniającym się zawodnikiem Lecha, co zaowocowało powołaniem do kadry i debiutem w meczu przeciwko Danii. Zdążył zaliczyć już pięć spotkań w narodowych barwach i stał się poważnym kandydatem do wyjazdu na mistrzostwa świata, które latem rozegrane zostaną w Rosji. Te marzenia zabrała kontuzja - w grudniu w meczu przeciwko Cracovii potknął się o piłkę i upadł na boisko. Nie wstał już o własnych siłach, a dzień później pojawiła się bolesna diagnoza - zerwane więzadła przednie i poboczne kolana. To oznaczało kilka miesięcy przerwy. 28-letni pomocnik poznańskiej drużyny przeszedł operację w klinice w Rzymie. Zabieg przeprowadził Pier Paolo Mariani, który wcześniej dwukrotnie operował Arkadiusza Milika. Jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia lechita rozpoczął żmudną rehabilitację. - Najważniejsze, że nie było żadnych komplikacji, kolano nie puchło, a to mogłoby wydłużyć czas rehabilitacji. Z każdym dniem czuję się coraz lepiej, robimy stałe postępy, choć czasami małymi kroczkami. Zresztą sam widziałem jak to wszystko się zmieniało. Rano do łazienki kuśtykałem, a potem już zaczynałem normalnie chodzić. Po czterech tygodniach od operacji zacząłem biegać, podczas gdy człowiek przy normalnej rehabilitacji robi to po 10-12 tygodniach - opowiadał Makuszewski. Zanim przystąpił do ciężkiej pracy nad kontuzjowanym kolanem, przeżył małe załamanie, był żal i też kilka nieprzespanych nocy. - W życiu są upadki i wzloty. Człowiek musi się podnosić, a takie sytuacje czasami budują. Wiem już dziś, że zdrowie jest najważniejsze, a w moim przypadku można je naprawić. Bóg chciał, żebym pokazał charakter, no i ja ten charakter chcę pokazać - tłumaczył. Makuszewski zapewnił, że na boisko wróci mocniejszy nie tylko mentalnie, ale także fizycznie. - Będę przygotowany w 100 procentach i nie ma innej opcji. Nigdy jeszcze nie pracowałem tyle na siłowni, co teraz. Ludzie zwykle rehabilitują się dwa-trzy razy w tygodniu po dwie godziny. Ja pracuję co najmniej dwa razy tyle, dlatego to jest normalne, że wrócę do zdrowia szybciej - zaznaczył. Pomocnik "Kolejorza" nie ukrywał, że niezwykle budujące dla niego było ogromne wsparcie, jakie otrzymał ze strony rodziny i kibiców. - Kibice wysyłali do mnie sms-y, pisali na portalach społecznościowych. Wiele ciepłych słów dostałem także od sympatyków... Legii Warszawa. Dlatego nie mam prawa się poddawać - podkreślił. Kilka dni temu w życiu Makuszewskiego miało miejsce kolejne ważne wydarzenie. Został tatą, a narodziny syna były dla piłkarza ogromnym przeżyciem. - W momencie, gdy po raz pierwszy zobaczyłem syna, zapomniałem, że mnie noga boli, że mam kontuzję. Cieszę się, że mogłem być przy narodzinach syna, przyjechać z nim ze szpitala do domu. Zakochałem się w nim od razu i jest on dla mnie dodatkowa motywacją. Chciałbym, kiedy mój syn będzie już w pełni świadomy, wiedział, że tata się nie poddał i był ze mnie dumny. I żeby miał przykład do naśladowania - przyznał. Krótko po operacji temat mundialu w Rosji był dla niego zamknięty. Dziś jest już światełko w tunelu, choć ma świadomość, że nie wszystko od niego zależy. "Cieszę się, że mam ten cel. Dopóki jest szansa, będę walczył. Chciałbym jeszcze zagrać w tym sezonie i pomóc Lechowi w walce o mistrzostwo kraju. Gdzieś mam w głowie taką umowną datę powrotu, ale spokojnie, nie chcę nic przyspieszać. To musi mieć sens" - podsumował Makuszewski. Marcin Pawlicki