Lech wygrał z beniaminkiem z Bielska-Białej 1-0 i przedłużył swoją świetną serię do ośmiu spotkań - składa się na nią aż siedem zwycięstw i jeden remis. W tych ośmiu spotkaniach poznaniacy stracili zaledwie cztery bramki, wszystkie po stałych fragmentach gry. Przy dużej dozie szczęścia i wpadkach rywali, "Kolejorzowi" udało się odrobić 11 punktów straty do Legii i ją wyprzedzić, a przede wszystkim wygrać wyścig z Koroną Kielce, którego stawką była gra w pucharach. - Mamy w sobie ducha walki, potrafimy walczyć, nawet wówczas, gdy jesteśmy w ciężkiej sytuacji - analizował tuż po spotkaniu pomocnik Lecha Rafał Murawski. - Nie obawiałem się remisu 0-0, w drugiej połowie cały czas napieraliśmy na bramkę rywali. W tamtej rundzie mieliśmy sporo pecha, teraz świeci dla nas słońce, ale tak już jest w sporcie. Nie zawsze wygrywa się po trzy albo cztery do zera, takie triumfy też bardzo cieszą - dodał. Rzut karny dla Lecha tuż przed zakończeniem meczu wywalczył Bartosz Ślusarski. Rosły piłkarz gra ostatnio sporo, ale w tym sezonie... nawet nie strzelił bramki. W szatni piłkarze Lecha zaczęli się już zakładać, czy Ślusarskiemu uda się jeszcze strzelić gola. Podobno ci, którzy uwierzą w kolegę, mogą wygrać sześciokrotnie większą kwotę. "Ślusarz" śmieje się z tego. - Mówią w tej szatni, że skoro ostatnio z Polonią miałem asystę, a teraz wywalczyłem karnego, to można potraktować to jako jedną bramkę. Ale ponoć kurs na portalach bukmacherskich na mojego gola rzeczywiście rośnie - żartuje piłkarz. Na poważnie już dodaje: - Czuję się dobrze na boisku, ale ostatnio nie mam nawet okazji. Mam nadzieję, że te gole jeszcze przyjdą. Przy rzucie karnym Ślusarski wbiegł między bramkarza Podbeskidzia Mateusza Bąka i stopera Damiana Byrtka, a ten pierwszy go sfaulował. - W pierwszej połowie miałem podobną sytuację, gdy ten sam obrońca krzyczał coś do Mateusza, trochę się nie zrozumieli. Za drugim razem poszedłem do końca i dziubnąłem piłkę, karny był ewidentny - ocenił Ślusarski. - Dziś wszystko szło jak krew z nosa. Było bardzo ciężko, ale mamy charakter, tworzyliśmy drużynę i szczęście było po naszej stronie - dodawał Marcin Kikut. Jeśli Lech wygra w niedzielę w Łodzi, zajmie przynajmniej trzecie miejsce w tabeli, już po raz piąty w historii klubu. Jeśli potknięcia w swoich meczach zanotują gracze Śląska Wrocław lub Ruchu Chorzów, poznaniacy mogą wywalczyć po raz pierwszy wicemistrzostwo kraju, a jeżeli obie drużyny nie wygrają - siódmy tytuł. - My mamy tylko jeden cel: wygrać na boisku. Reszta jest od nas niezależna, więc w w trakcie meczu się tym nie interesujemy. Nie znałem innych wyników, zobaczyłem je dopiero po spotkaniu na telebimie. W Łodzi będzie tak samo: wygrajmy, a dopiero później patrzmy co dalej - powiedział Murawski. Trener Mariusz Rumak nawet prosił swoich współpracowników, by nie informowali go o sytuacji na innych stadionach. - Dopiero po ostatnim gwizdku ktoś podszedł i powiedział. Szczerze? Najbardziej to mnie cieszą nasze trzy punkty - stwierdził Rumak. - Nie chcę oceniać szans na coś więcej niż trzecie miejsce. Jeśli wygramy w Łodzi, to już nawet samo podium będzie dla tej drużyny wielkim osiągnięciem - dodał trener Lecha. Andrzej Grupa Ekstraklasa: Wyniki, terminarz, strzelcy, tabela