Nie można jednak powiedzieć, by był to przypadek. Hurtowe wręcz wprowadzanie młodych graczy do pierwszego zespołu to konsekwencja długotrwałego procesu, na który w Poznaniu postawili tyleż z przekonania co konieczności. Kto wie, jak wyglądałaby dziś kadra trenera Dariusza Żurawia, gdyby klub mógł pozwolić sobie na kolejne drogie transfery zagraniczne. Kto wie, czy na stanowisku pozostałby sam Żuraw, bo przecież doświadczył poważnego kryzysu (pięć porażek po 13 kolejkach poprzedniego sezonu), który w niejednym klubie skończyłby się zwolnieniem. W niedzielę wieczorem Piotr Koźmiński z "Super Expressu" ogłosił niespodziewany wręcz transfer Modera do Brighton & Hove Albion. O tyle zaskakujący, że za 21-letniego pomocnika, który niedawno zadebiutował w reprezentacji Polski, Anglicy mają zapłacić aż 11 mln euro, co jest sprzedażowym rekordem z naszej ligi. Ale to nie koniec, bo Moder ma pozostać do końca sezonu w Poznaniu, a gdyby jego nowy klub zechciał skorzystać z niego już zimą, dopłaci kolejny milion. Ludzie z Wielkopolski słyną z przedsiębiorczości, ale ta transakcja to prawdziwy majstersztyk. Podobnie jak sposób sprzedaży najzdolniejszych piłkarzy. Pewnie krytykowalibyśmy zewsząd Lecha, że pozbywa się najbardziej perspektywicznych graczy, gdyby nie to, że klub nie musi tego robić za wszelką cenę i jest przygotowany na tę okoliczność. Sprzedając wcześniej Roberta Gumnego do Augsburga czy Kamila Jóźwiaka do Derby miał już zakontraktowanych następców - Alana Czerwińskiego i Czecha Jana Sykorę. Na znalezienie alternatywy dla Modera jest jeszcze czas, bo przecież ten zostaje do końca sezonu. Lech sprzedaje, zarabia krocie, ale i realizuje swoje cele sportowe. Mało kto bowiem spodziewał się, że drużyna w tak dużej części złożona z młodych piłkarzy zdoła się przebić przez cztery rundy kwalifikacji do fazy grupowej Ligi Europy. Nie przypadkiem, nie w splocie nieprawdopodobnych okoliczności, ale po czterech bataliach popartych mocnymi argumentami piłkarskimi z bilansem bramkowym 13:1 (!). Oczywiście decydujący mecz z Charleroi nie był rozstrzygnięty od razu, ale też nie dowiódł, że Lechowi ten awans się nie należał. Zakrawa to wszystko na sytuację mało realną, zważywszy jak wielkie problemy Lech miał jeszcze kilkanaście miesięcy temu, będąc w Polsce symbolem klubu z wielkimi aspiracjami, któremu nic się nie udaje. Udało się i to na tyle, by Lecha podziwiać. To absolutny kontrast do tego, co wydarzyło się w kilkanaście tygodni w Legii. Mistrz Polski miał być naszym pewnym reprezentantem w pucharach, nawet w Lidze Mistrzów, to on miał pobić transferowy rekord ligi ze sprzedaży Michała Karbownika, tymczasem dowiadujemy się, że ten także ma trafić do Brighton & Hove Albion, ale za kwotę połowę mniejszą niż Moder. Oczywiście powodem tego nie jest aż połowę mniejszy potencjał legionisty, a sytuacja, w jakiej znalazł się jego klub i konieczność sprzedaży dla ratowania budżetu. Fakty, z jakimi dziś się zderzają kibice, są nie do wyobrażenia wcześniej. A może właśnie na tym polega urok futbolu, że jest się w stanie wywrócić wszystko do góry nogami w zaledwie kilka chwil? Umówmy się co do jednego i warto to powtórzyć; hossa Lecha nie jest przypadkiem, jest świadomie zaplanowaną robotą, w której poświęcono doraźne cele na rzecz długofalowego rozwoju - tak sportowego jak i finansowego. Kandydatów na kolejne transferowe rekordy w Lechu jest więcej - od Tymoteusza Puchacza po Jakuba Kamińskiego i Filipa Marchwińskiego. Modern football - określenie to ma wśród kibiców mocno pejoratywny wydźwięk, jest bowiem synonimem konsumpcji, marketingu i odejścia od tradycji w świeci piłki. W Polsce jednak, w nawiązaniu do Modera i kilku jego kolegów z Lecha gotowych podbijać Europę, mamy do czynienia z całkiem przyjemnym zjawiskiem Polish Moder(n) Football. Oby było to zjawisko trwałe, a nie jednorazowe. A dla innych w Polsce niech stanie się bodźcem, bo przecież i nad Wisłą można wychować klasowych kandydatów na piłkarskie gwiazdy. Trzeba tylko wiedzieć jak i być w tym do bólu konsekwentnym. Przemysław Iwańczyk