Najmniej wiemy o Standardzie Liege, ale wiele wyjaśni już w sobotę, kiedy w derbach Walonii przeciwnik Lecha zmierzy się na wyjeździe z dobrze znanym nam od wczoraj Charleroi. Na razie Standard ma cztery zwycięstwa, dwa remisy i porażkę (z beniaminkiem Oud-Heverlee Leuven), a w drodze do grupy LE pokonał w meczach u siebie walijskie Bala Town (2-0), serbską Vojvodinę (2-1 po dogrywce) i węgierski Fehervar (3-1). Dla Belgów Liga Europy to sprawa naturalna, w XXI wieku wystąpili w niej dziewięć razy, a przed dekadą zagrali nawet w Lidze Mistrzów. To właśnie w tym klubie pracował przed przyjściem do Legii Ricardo Sa Pinto. Słowem drużyna z doświadczeniem, ale bez gwiazd, które rzucałyby na kolana. Powiedzmy sobie wprost: jeśli Lech zagra ze Standardem tak, jak brawurowo szedł przez wszystkie rundy kwalifikacji Ligi Europy, powinien poradzić sobie z Belgami z przytupem. Znacznie większym wyzwaniem będą Rangersi. W szkockich mediach zapanowała radość z takiego losowania grup. Zdaniem dziennikarzy Rangersi mogą zagrozić wszystkim. I to prawda. Dość powiedzieć, że to zespół niepokonany w ostatnich 11 meczach przeciwko portugalskim drużynom w pucharach (sześć zwycięstw, pięć remisów). Ostatni raz przegrali z Maritimo w Pucharze UEFA w sezonie 2004/2005. Akurat z Benficą Szkoci nie grali, ale mają na koncie zwycięstwo i remis z FC Porto w ubiegłorocznej Lidze Europy. O tym, jak niewygodny to przeciwnik, przekonała się Legia, której Rangersi stanęli w zeszłym sezonie na drodze do Ligi Mistrzów, a później dużo mocniejsi rywale - wspomniane Porto, Feyenoord Rotterdam czy Braga. Po finansowym i organizacyjnym upadku klub z Glasgow podnosił się metodycznie, budując drużynę w oparciu o zawodników nie dość silnych na Premier League, ale na tyle wartościowych, by wojować w Europie. Ciągle kluczowe role odgrywają obrońca James Tavernier, pomocnicy Scott Arfield i reprezentant Finlandii Glen Kamara, a w ataku Ryan Kent czy Kolumbijczyk Alfredo Morelos. Co ważne komfort pracy ma nieustająco Steven Gerrard, któremu stuknęło już dwa lata w tym klubie i 126 meczów (aż 78 zwycięstw). Mimo tych niewątpliwych atutów w Szkocji od dziewięciu lat z koroną mistrza nosi się Celtic. I tę przeszkodę Lech może pokonać bezboleśnie, warunek jest jednak jeden: poznaniaków nie może dotknąć syndrom podyktowanego troską o korzystny wynik asekuranctwa. Drużyna trenera Dariusza Żurawia ma tyle ofensywnych atutów, że jest w stanie spokojnie rozmontować być może mało widowiskowych, ale taktycznie poukładanych Szkotów. Benficę i słów kilka o niej zostawiam na koniec, niejako w ostrzeżeniu, by nie popadać w coraz powszechniejsze przeświadczenie, że portugalska piłka klubowa przeżywa kryzys. Owszem, Sporting poległ wczoraj u siebie z austriackim LASK Linz 1-4, ale od 63 minuty grał w dziesiątkę. Rio Ave odpadło po rywalizacji z AC Milan, ale pamiętajmy, że miało to miejsce po 12 seriach rzutów karnych. Ale Benfica, niezależnie od jej niepowodzenia w kwalifikacjach Ligi Mistrzów z PAOK Saloniki, wciąż pozostaje mocna. A może nawet silniejsza niż przed rokiem z jasną deklaracją, by wygrać Ligę Europy w sezonie 2020/2021. To przecież jeden z nielicznych klubów na świecie, który wydał tego lata na transfery około 100 mln euro. Brazylijczycy Everton (wzięty z Gremio 14-krotny reprezentant), Pedrinho i Gilberto (pozyskani z (pozyskani z Corinthians) są gwarancją jakości, podobnie jak pozyskany z Freiburga napastnik Luca Waldschmidt czy weteran Premier League, Argentyńczyk Nicolas Otamendi. Aż 24 mln euro lizbończycy zapłacili za urugwajską gwiazdę LaLiga 2 Darwina Nuneza. Bez odstępnego przyszedł za to reprezentant Belgii Jan Vertonghen. Stratą jest na pewno odejście Rubena Diasa do Manchesteru City, ale dzięki temu Portugalczycy zarobili blisko 70 mln euro. Dziś niepowtarzalna szansa, by sprzedawać Europie za grubą kasę pojawia się przed Lechem. Ale nie może to być jego cel sam w sobie, a konsekwencja gry, do której poznaniacy przyzwyczaili nas w tych eliminacjach. Mają przecież dość atutów, by nie rezygnować z otwartej, widowiskowej gry. Wiele mówi to, jak cała Polska kibicuje teraz Lechowi, trochę w głodzie europejskiej przygody, ale przede wszystkim na nieznany nam w Polsce od lat ofensywny styl. Pamiętając, że Benfica to wciąż jeden z najsilniejszych klubów w Europie, a Rangersi są solidnym i nieprzyjemnym rywalem, widzę tę jesień Lecha w pucharach bardzo optymistycznie. W powodzi klęsk, jakich doznaje polski futbol klubowy, jestem optymistą, wierząc, że Lech zbudował drużynę zdolną walczyć z powodzeniem w Europie. Powiem więcej, Kolejorz w pucharach może zaśpiewać: wiosna, ach to ty... Przemysław Iwańczyk, Polsat Sport