Dziesięć lat temu, na początku maja 2012 roku, Warta rozegrała ostatnie spotkanie w roli gospodarza przy Bułgarskiej. W pierwszej lidze pokonała wtedy Dolcan Ząbki 3-0, a w ostatniej minucie wynik spotkania ustalił Michał Jakóbowski, dziś rezerwowy w ekipie z Wildy. Po 10 latach wróciła na największy stadion w mieście jako gospodarz, bo tak chciały władze Poznania. Oba kluby grały jednak razem - współpracowały przy organizacji meczu, podzielą się zyskami i kosztami. Kibice Warty wywiesili jednak transparent "Jaśkowiak - gdzie nasz stadion?" - kierowany do prezydenta miasta. Oni by chcieli grać mecze domowe na swoim obiekcie przy Drodze Dębińskiej, a nie w Grodzisku Wlkp. Derby Poznania bez celnych strzałów. Poza jednym, z 30 metrów Warta zaczęła to spotkanie dość defensywnie, ale nie aż tak, jak rok temu. Wtedy trener Dawid Szulczek zdecydował się na grę... szóstką obrońców i Lech bardzo długo był bezradny. Ba, nawet mógł stracić bramkę. "Zieloni" przez te 10 miesięcy zrobili jednak spory postęp, nie starają się już tylko rozbijać akcji rywali. Przed Lechem, który trzy dni temu rozbił Austrię Wiedeń, czuli jednak spory respekt. Chyba nawet za duży. Wyszło z tego dość przeciętne widowisko, w którym brakowało przede wszystkim celnych strzałów. Jedyny przed przerwą oddał w 14. minucie Nika Kwekweskiri, ale z 30 m. Mimo tego Adrian Lis miał problemy z dość nisko lecącą piłką, odbił ją przed siebie. Lech przeważał, ale Warta dobrze się broniła. Rzadko zdarzało się, by którykolwiek z piłkarzy Lecha mógł przebywać w polu karnym gospodarzy bez asekuracji dwóch rywali. W 31. minucie "Kolejorz" wreszcie przeprowadził dobrą akcję skrzydłem - przewagę stworzył Michał Skóraś, który dograł na jedenasty metr do Filipa Szymczaka. Ten stał tyłem do bramki, mógł odgrywać do Radosława Murawskiego, ale sam spróbował uderzenia po obrocie. Został jednak zablokowany przez Dawida Szymonowicza, a dobitka Murawskiego była niecelna. Podobnie zresztą jak dwa strzały Skórasia, jeden Ľubomíra Šatki i przede wszystkim - jeden Kristoffera Velde. Norweski skrzydłowy dostał w 35. minucie kapitalną piłkę od Joela Pereiry - uderzył z woleja, ale skiksował. Poprzeczka uratowała Lecha! Warta blisko prowadzenia Warta bardzo rzadko przenosiła akcje w okolice pola karnego Lecha. Raczej był mocno cofnięta, skupiała się na defensywie. W 27. minucie ładnie w pole karne z prawej strony wbiegł Niilo Mäenpää, źle dograł do Adama Zreľáka. Mimo to Słowak po chwili próbował uderzenia półprzewrotką, ale nie trafił bramkę. Jeszcze bliżej szczęścia słowacki napastnik "Zielonych" był w doliczonym czasie. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Miguela Luisa przeskoczył bowiem Barry'ego Douglasa i głową posłał piłkę w poprzeczkę. Być może Filip Bednarek sięgnąłby futbolówki, gdyby leciała ciut niżej. Tego się jednak nie dowiemy. Dobijać próbował jeszcze Mateusz Kupczak, ale uderzył niecelnie. Sousa zaskoczył Lisa! Perfekcyjny strzał, bramkarz był bezradny Po przerwie kibice czekali na lepszą grę, ale najpierw doczekali się kolejnych wyjątkowo niecelnych strzałów - najpierw Szymczaka, później Mäenpää'y. W Lechu dość wyraźnie było już widać potrzebę wprowadzenia João Amarala, a przede wszystkim - Mikaela Ishaka. Inne zdanie mieli jednak ci, którzy pewnie by wówczas zeszli. W 53. minucie akcję Lecha prawą stroną podciągnął z własnej połowy Pereira. Zagrał przed pole karne do Szymczaka, a ten tym razem wybrał najlepsze rozwiązanie - przedłużył akcję na lewe skrzydło do Afonso Sousy. Portugalski skrzydłowy wpadł w pole karne i idealnie dokręcił piłkę przy dalszym słupku, poza zasięgiem rąk Lisa. Na nic zdał się też ofiarny wślizg i próba bloku Dawida Szymonowicza - Lech objął prowadzenie. Sousie to nie pomogło, za chwilę i tak opuścił boisko. Warta bezradna, Lech pewnie szedł po swoje Lecha ten gol zachęcił do lepszej gry, przydusił Wartę przed jej polem karnym. "Zieloni" potrzebowali jakiegoś impulsu z ławki, bo w tym zestawieniu personalnym niewiele mogli zrobić. Wszedł na boisko w końcu Maciej Żurawski, ale to Lech wciąż dominował i niepokoił Lisa. "Kolejorz" oddalił grę od swojej bramki, Warta była bezradna. Do 90. minuty praktycznie ani razu nie zagroziła Bednarkowi, o remisie raczej mogła pomarzyć. A Lech nie szukał już jakoś specjalnie kolejnego trafienia, raczej kontrolował grę i zadowolił się po raz kolejny skromną wygraną w derbach Poznania. Choć mógł za to zostać pokarany, gdyby w 89. minucie Robert Ivanov sięgnął piłki głową po dośrodkowaniu Miłosza Szczepańskiego. Zabrakło mu niewiele. Z kolei już w 92. minucie jedyny celny strzał Warty w tym spotkaniu oddał... bramkarz Lis, który pobiegł w pole karne przy rzucie rożnym. Bednarek pewnie złapał piłkę. Warta Poznań - Lech Poznań 0-1 (0-0) Bramka: 0-1 Afonso Sousa 53. Warta: Lis - Stavropoulos Ż, Szymonowicz, Ivanov - Grzesik, Kupczak, Mäenpää (71. Szmyt Ż), Matuszewski - Kopczyński (62. Żurawski), Luís (71. Szczepański) - Zreľák Ż. Lech: Bednarek - Pereira, Šatka, Milić, Douglas - Murawski, Kwekweskiri (73. Karlström) - Skóraś (73. Czerwiński), Sousa (57. Amaral), Velde Ż (57. Citaiszwili Ż) - Szymczak. Sędzia: Daniel Stefański (Bydgoszcz). Widzów 18755.