Lider grupy drugiej trzeciej ligi jest rewelacją tegorocznej edycji Pucharu Polski. Jesienią wyeliminował kolejno Wartę Poznań (ekstraklasa), rezerwy Lecha (II liga) i Świt Nowy Dwór Mazowiecki (III liga). Wiosną sensacyjnie poradził sobie z kolejną drużyną z krajowej elity - Wisłą Kraków i osiągnął historyczny sukces - półfinał PP. O finał zagra z kolejnym zespołem z Poznania - liderem Ekstraklasy - Lechem. Andrzej Klemba, Interia: Domyślam się, że trzymał pan kciuki, by trafić właśnie na Lecha? Tomasz Kaczmarek: Zgadza się. Przed losowaniem mieliśmy w zespole zabawę w typowanie. Ja stawiałem, że będzie to Lech. Większość w drużynie chciała Legię, która w tym sezonie jest w słabej formie. Zawsze moim marzeniem było zagrać przeciwko Lechowi i powinno się to spełnić. No właśnie - w juniorach i drugiej drużynie Lecha spędził pan sześć lat. Pochodzi pan jednak z Warmii i Mazur. - Tadeusz Jaros, jeden ze skautów Lecha zauważył mnie i trafiłem w wieku 16 lat do akademii Lecha. Zobaczył mnie w meczu kadry wojewódzkiej, zna się z Andrzejem Dawidziukiem, który pochodzi z tej samej miejscowości co ja. On się ze mną skontaktował, potem dostałem maila, pojechałem na testy i został sześć lat w akademii. Wyjazd z dala od domu był problemem? - No właśnie nie, bo jak miałem 13 lat, to wyjechałem do szkółki piłkarskiej w Olsztynie. Rodzice trochę się bali, ale ja chciałem spełniać piłkarskie marzenia. Poznałem tam świetnych kolegów i nie miałem żadnych kłopotów. Dlatego też bez obaw jechałem do Poznania. Za to sportowo to już był poziom wyżej niż do tej pory. Akademia Lecha to w końcu najlepsza szkółka piłkarska w Polsce. Urodziłeś się w 1997 roku. Z kim grałeś w juniorach i rezerwach Lecha? - Razem z zawodnikami, którzy robią karierę - Kamilem Jóźwiakiem, Kubą Moderem, Kuba Kamińskim czy Tymkiem Puchaczem. Z tego samego rocznika jest też Dawid Kowancki, ale z nim się minąłem, bo akurat trafił do pierwszej drużyny. Już w pierwszym sezonie zdobyliśmy mistrzostwo Polski juniorów młodszych. Co ciekawe w turnieju finałowym były cztery drużyny, w tym Concordia Elbląg, której trenerem był wtedy Marcin Płuska, obecnie szkoleniowiec Olimpii. Wspominaliśmy niedawno ten turniej. W Lechu nie dostał pan szansy w pierwszym zespole. Będzie okazja do "zemsty"? - Kilka razy byłem zapraszany na treningi pierwszej drużyny, zagrałem w sparingu, ale nie przebiłem się do pierwszej drużyny .Było kilku innych młodych zawodników na mojej pozycji, którym to się udało jak Jóźwiak, Kamiński czy Tymek Klupś. Nie chodzi o zemstę, ale chcę pokazać się z jak najlepszej strony, udowodnić Lechowi, ale też samemu sobie, że mogłem dostać szansę w ekstraklasie, a może bym sobie poradził. Po odejściu z Lecha szukałem zespołu w pierwszej lidze, ale nie znalazłem. Dlatego zgodziłem się, by przejść do Błękitnych Stargard. To wciąż był poziom centralny. Prezesom Olimpii zależało, by mnie ściągnąć i to był dobry krok, bo czuję się tu dużo lepiej niż w Błękitnych. Jesteście rewelacją rozgrywek. Można to jakoś wytłumaczyć, że pokonaliście Wartę czy Wisłę? - Sprawiliśmy dużą sensacją. Nie czuliśmy się gorsi od drużyn, który przyjeżdżają do Grudziądza. Mamy w składzie kilku zawodników z doświadczeniem w wyższych ligach, co nam ułatwia grę. I waszą siłą są stałe fragmenty. W tym sezonie dzięki nim strzeliliście ponad 30 bramek. Także z Wisłą. - To nasz klucz do sukcesu. To konik trenera Płuski. Często z Marcinem Warcholakiem wykonujemy stałe fragmenty. Dzięki nim strzeliliśmy też dwa gole Warcie. Bramka z Wisłą też padła po ćwiczonym rozegraniu autu. Było też kilka innych pomysłów, ale ich nie zrealizowaliśmy, bo rywal był dobrze zorganizowany. Nie jest jednak tak, że tylko czekamy na stałe fragmenty. Mamy też inne sposoby i pokazujemy, że potrafimy grać w piłkę. W półfinale z Lechem chyba nie macie co liczyć, że was zlekceważy? - Zespoły już wiedzą, że to nie będzie spacerek. Będziemy jeszcze mocniej naładowani niż na Wisłę. Jestem dobrej myśli przed tym półfinałem. Tymczasem w sobotę gracie w okręgowym Pucharze Polski... - No tak, rozmyślamy i marzymy o występie na Stadionie Narodowym. Tymczasem po meczu z Wisłą, trzy dni później gramy w PP z czwartoligową Włocławią. To my trochę będziemy mogli poczuć się jak faworyt. Rywal też będzie chciał sprawić niespodziankę.