Sebastian Staszewski, Interia: - Co było większym wydarzeniem: otwarcie Centrum Badawczo-Rozwojowego Akademii Lecha we Wronkach, czy podpisanie nowej umowy z kapitanem Kolejorza, Mikaelem Ishakiem? Piotr Rutkowski: - Co prawda bardziej atrakcyjne medialnie było przedłużenie umowy z Ishakiem, ale dla nas zakończenie rozbudowy akademii to coś niesamowicie ważnego. Pozwoli nam to osiągnąć przewagę konkurencyjną nad rywalami, wzmocni pierwszy zespół i przyspieszy rozwoju klubu. Infrastruktura, którą we wtorek oddaliśmy do użytku, powinna stymulować akademię Lecha przez następne dziesięć czy piętnaście lat. O waszej akademii od lat mówi się, że jest najlepsza w Polsce. W takim razie to, co teraz zrobiliście, to powiększenie dystansu dzielącego was od reszty stawki? - Tak uważamy. Konkurencja nie śpi, w Polsce powstają piękne obiekty, ale to, co zbudowaliśmy, daje nam przewagę. Jednocześnie nie chcemy tylko uciekać polskim klubom. Chcemy także gonić ekipy europejskie. Stąd budowa skills.labu, który w Europie ma tylko kilka klubów, w tym Bayern Monachium. Może zabrzmi to górnolotnie, ale to wasz pomnik? - To rzeczywiście coś, co zostanie po nas na wiele, wiele lat. Zbudowaliśmy to dla kilku pokoleń piłkarzy. Celem każdej akademii jest przygotowywanie piłkarzy dla pierwszego zespołu, a finalnie ich sprzedaż za granicę. Waszym towarem eksportowym jest obecnie Michał Skóraś, który dziś znajdzie się w kadrze na mistrzostwa świata. To kolejny dowód na to, że akademia funkcjonuje na odpowiednich obrotach? - Przykład Michała jest wzorcowy. Pokazuje on, że ciężka praca przynosi efekty. W głównym budynku akademii mamy zresztą kolejowe szyny, na których wypisane są nazwiska wychowanków, którzy zadebiutowali w pierwszej reprezentacji Polski. Są tam Karol Linetty, Kuba Moder, Janek Bednarek. Trochę na wyrost dopisaliśmy Filipa Marchwińskiego i Filipa Szymczaka, chociaż wierzę, że oni także w końcu trafią do reprezentacji. Skóraś też ma tam swoje miejsce, na które szczerze zapracował. Jesteście pogodzeni z tym, że Skóraś w tej formie latem będzie musiał opuścić Bułgarską? - Po pierwsze: pamiętajmy, że Michał jest dwa lata starszy niż Kuba Kamiński. Po drugie: rozegrał znacznie więcej meczów w pierwszej drużynie niż "Kamyk", ma już ich ponad sto. Uważamy więc, że jest gotowy na zagraniczny wyjazd. On sam także dojdzie do momentu, kiedy będzie chciał iść dalej. Teraz liczymy na to, że pomoże nam wiosną, a latem zobaczymy co się wydarzy. Wspomniałem o przedłużeniu kontraktu Ishaka. To były trudne negocjacje czy wręcz przeciwnie? - Rozmowy szły sprawnie od samego początku. Bardzo pomogła nam determinacja Miki, który w pewnym momencie uznał, że zostanie w Poznaniu. Szwed czuje się tu bardzo dobrze, czuje się kochany, jego dzieci i żona uwielbiają miasto. Do tego jako piłkarz jest gwiazdą, liderem, kapitanem. Cieszy mnie to, że Ishak posłuchał serca i zdecydował się pozostać z nami. Musieliście przepłacić za jego kontrakt? Bo nie jest tajemnicą, że miał kilka atrakcyjnych ofert. - Zapłaciliśmy za jego wartość rynkową, wszystko odbyło się na rozsądnych warunkach. Szwed miał wiele innych propozycji? - To pytanie do Ishaka, ale mogę potwierdzić, że latem mieliśmy kilka ciekawych możliwości. To był głównie kierunek arabski. Mika rozważał te opcje, ale myśmy mu powiedzieli, że teraz absolutnie nie zgodzimy się na żaden transfer i chcemy iść razem dalej. To był przypadek jak Christiana Gytkjæra: uznaliśmy, że wolimy 20 bramek Ishaka i zero euro niż pieniądze, ale brak klasowego napastnika. Jesienią sytuacja się jednak zmieniła, zaczęliśmy negocjować i doszliśmy do porozumienia. Natomiast prawda jest też taka, że gdybyśmy mieli licytować się z Arabami, to nie mielibyśmy żadnych szans. Mika na szczęście patrzył na coś więcej niż tylko na kasę. I to było decydujące. Przedłużyliście umowę Ishaka, a wcześniej także Niki Kwekweskiriego i Antonio Milicia. Kolejnym celem będzie pozyskanie na stałe Filipa Dagerståla? - Będziemy o tym rozmawiać. Ale chcecie go zatrzymać? - Tak. Filip zasłużył na to, aby dalej grać w Lechu. Czy tak się stanie? To się okaże. Pamiętajmy, że wciąż jest piłkarzem Chimki Moskwa i wiele zależy od sytuacji międzynarodowej i od przepisów FIFA. Jesteśmy w trakcie rozmów, ten temat cały czas się przewija. Zimą będziecie wydawać pieniądze? Bo latem mieliście, ale wam nie wyszło. - Proszę pamiętać, że my pieniądze wydajemy cały czas. Premie za przedłużenie umowy Milicia czy Ishaka to kasa, która w innych okolicznościach byłaby przeznaczona na transfery gotówkowe. I nie są to małe kwoty. Zimą musimy być więc rozważni. Sezon mistrzowski zakończyliśmy przecież z dziurą budżetową na poziomie minus 11 milionów złotych, a mimo to wydaliśmy jeszcze kilka milionów na transfery... Ale i zarobiliście - na przykład na grze w Lidze Konferencji. - Zgadza się. Dlatego też zdecydowaliśmy się na przedłużenie wspomnianych umów. Nie chowamy tych pieniędzy do szkatułki, cały czas je inwestujemy w zespół. Planujemy już kolejne kroki. Mogę zdradzić, że w pewnym sensie wolimy pozostawienie zawodników sprawdzonych, którzy już u nas są, niż kupowanie nowych, nieznanych, których transfery obarczone są ryzykiem. Na otwarciu akademii pojawili się między innymi wasi wychowankowie: Kamil Jóźwiak z Charlotte FC czy Marcin Kamiński z Schalke Gelsenkirchen. Może warto porozmawiać z nimi na temat ewentualnego powrotu? - Na pewno coś w tym temacie będzie się działo - nie wiem tylko kiedy. Oczekujemy, że obaj kiedyś wrócą do gniazda. A że gniazdo wygląda coraz lepiej, to tym bardziej warto o tym pomyśleć. W tym momencie każdy z nich marzy jednak jeszcze o grze na zachodzie i nie będziemy im tego zabierać, ale cierpliwie czekamy. Wrócił już Bartek Salamon i kolejni też będą wracać. We Wronkach rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia