Afonso Sousa, jeden z najwyżej wycenianych graczy Lecha Poznań, pojawił się na boisku w 60. minucie, gdy Lech prowadził z ŁKS 2:0. Zastąpił Filipa Marchwińskiego i zajął jego pozycję za plecami Mikaela Ishaka. To on też uczestniczył w początkowej fazie akcji, której finalnym momentem było kapitalne dalekie dośrodkowanie Niki Kwekweskiriego i strzał z woleja Kristoffera Velde. Sousa patrzył jeszcze na to uderzenie, ale z gratulacjami już nie pobiegł. Upadł na murawę, po chwili pojawił się przy nim szef sztabu medycznego "Kolejorza" prof. Krzysztof Pawlaczyk oraz fizjoterapeuta Maciej Łopatka. Sytuacja wyglądała niebezpiecznie, choć klasycznej reanimacji nie było. Po około dwóch minutach Portugalczyk został zniesiony z boiska na noszach - prosto do szatni. Zastąpił go Filip Szymczak. Afonso Sousa został zniesiony z boiska. Trener Lecha mówił, że jest pod opieką lekarza Lech wygrał to spotkanie 3:1, ale dla trenera Johna van den Broma była to informacja drugoplanowa. - Najważniejsze jest, że z Afonso w tym momencie wszystko jest już OK. - Pojedzie na rutynowe badania do szpitala, ale na teraz wygląda normalnie. To dla mnie najważniejsze na dziś - powiedział van den Brom. Sam piłkarz jeszcze przed północą zamieścił wpis w swoich mediach społecznościowych. Podkreślił, że czuje się dobrze, ale "miał chwilę strachu". I podziękował za wszystkie wiadomości. Afonso Sousy niemal na pewno zabraknie we wtorkowym spotkaniu z Jagiellonią Białystok, które może decydować o pozycji lidera Ekstraklasy. Drużynie z Podlasia wystarczy do tego remis, Lech musiałby wygrać pięcioma bramkami. Komplementy za pierwszą połowę od trenera van den Broma. W głowie zostało mu coś innego Trener van den Brom mówił też, że w jego głowie bardziej zaistniał 20-minutowy fragment drugiej połowy, w której ŁKS był w stanie toczyć wyrównaną walkę i zdobył nawet kontaktową bramkę, niż pozostałe 70 minut. A ten okres opisał jako "fantastyczny futbol z jedną z najlepszych połów w tym sezonie". - Nie daliśmy rywalowi szansy, by mógł wejść w to spotkanie, nie mieli żadnej okazji, tylko się nisko bronili. Później zagrali wyżej, agresywniej, nie mieli nic do stracenia. Stało się to na naszą prośbę, bo przestaliśmy utrzymywać się przy piłce, nie byliśmy już tak skoncentrowani. Ich gol nas obudził, a trafienie na 3:1 skończyło mecz - opowiadał holenderski trener Lecha. We wtorek o godz. 18 przy Bułgarskiej Lech rozegra zaległy mecz z Jagiellonią.