Eksperymenty w składzie Lecha, mimo trudnej sytuacji w lidze, zaskakują chyba nawet tych kibiców, których teoretycznie nic nie powinno już zaskoczyć. W meczowej kadrze na starcie ze Śląskiem Wrocław zabrakło czterech podstawowych stoperów, nawet sprowadzonego niedawno Filipa Dagerståla, a także Alana Czerwińskiego, który awaryjnie pełnił tę rolę. Dziury musieli więc kleić 19-letni Maksymilian Pingot i środkowy pomocnik Nika Kwekweskiri. Choć o tym pierwszym można już powiedzieć, że to podstawowy defensor mistrza Polski w Ekstraklasie. Jak się okazało, Gruzin za to popełnił kluczowy błąd, w efekcie którego Lech przegrał pierwszą połowę 0-1. Choć nie tylko on zawinił w tej akcji. Lech - Śląsk. Goście w defensywie. I obejmują prowadzenie W ofensywie Lech prezentował się co najmniej dobrze, czego nie można powiedzieć o zespole gości. Śląsk oddał środkową strefę - Lech tu zdecydowanie dominował. Na dobrą sprawę można wymienić tylko trzy ofensywne akcje wrocławian w pierwszej połowie. W 9. minucie John Yeboah uderzył pół metra obok słupka, chwilę później Piotr Samiec-Talar zagrał agresywną piłkę przed bramkę i Filip Bednarek interweniował nogą. Śląsk miał ogromne problemy z utrzymaniem się przy piłce, Lech zaś bez problemu przedostawał się w okolice pola karnego rywali. Aktywny był Giorgi Citaiszwili, który w 18. minucie ograł Víctora García i z dość ostrego kąta uderzył na bramkę. Pięć minut później Gruzin z kolei mocno uderzył po rzucie rożnym, ale nie trafił w bramkę. Śląsk wyprowadził zaś jedną jedyną akcję, która dała jego graczom ogromną radość. W 26. minucie Śląsk najpierw stracił piłką na swojej połowie, na rzecz Afonso Sousy, ale Portugalczyk nie zabrał się z akcją, przegrał przebitkę. Futbolówkę przejął Petr Scharz i z własnej połowy boiska zaczął biec w kierunku bramki Lecha. O dziwo, nie napotkał żadnego z dwóch defensywnych pomocników Lecha, a Sousa wracał bardzo wolno. Tuż przed polem karnym do Czecha wyskoczył Kwekweskiri, ale został łatwo ograny. Schwarz uderzył z 16 m tuż przy słupku i Bednarek był bezradny. Lech - Śląsk. Napór mistrza Polski, Szromnik ratuje Śląsk Po stracie gola nic się nie zmieniło - Lech nadal atakował, Śląsk był już w całkowitej defensywie. Poznaniacy próbowali w różny sposób zaskoczyć rywala, ale świetnie w bramce spisywał się Michał Szromnik. W 34. minucie zbił piłkę na słupek po strzale z wolnego Kwekweskiriego, a cztery minuty obronił strzał tego samego gracza, na dodatek z rykoszetem. Do tego próbował Citaiszwili, minimalnie przy "wkrętce" pomylił się Sousa, a w 41. minucie po rzucie rożnym Marchwiński trafił piłką w słupek. Lech był zespołem znacznie lepszym od Śląska, ale nie potrafił tego przełożyć na wynik. A trzeba pamiętać, że we wszystkich wcześniejszych meczach w lidze jako pierwszy tracił gola i żadnego z nich nie wygrał. Lech - Śląsk. Goście mogli wygrać wyżej Druga połowa wyglądała mniej więcej tak samo. Dokładnie tak samo aż do zmian, które przeprowadził przed 60. minutą trener John van den Brom. Wpuścił niby podstawowych pomocników, m.in. Joao Amarala, Kristoffera Velde czy Michała Skórasia, ale kreatywność mistrza Polski właśnie wtedy znacznie spadła. Jedynie w 65. minucie Barry Douglas dograł piłkę w polu karnym do Skórasia, ale ten skiksował. Śląsk dość długo skupiał się tylko na wybijaniu piłki gdzieś w okolice środka boiska, choć jeden taki wypad był nawet groźny. Strzał Erika Expósito z dystansu zbił jednak w bok Bednarek. Po 70. minucie goście mogli rozbić podłamanego już swoją niemocą mistrza Polski. W 71. minucie piłkę na połowie boiska stracił Pingot, Yeboah kapitalnie zagrał do Expósito, a ten znalazł się sam przed Bednarkiem. Problem w tym, że nie trafił w bramkę. Chwilę później skrzydłowy Śląska mógł zaliczyć jeszcze jedną asystę, tym razem przed bramkę nie trafił w piłkę Martin Konczkowski. Mało tego, jeszcze Sebastian Bergier szarżował w 82. minucie, ale też nie trafił w bramkę. Lech coś tam starał się zdziałać, ale nie miał pomysłu, jak rozbić bardzo dobrze ustawioną defensywę wrocławian. Jeszcze w doliczonym czasie Szromnik popisał się świetną paradą po strzale Kwekweskiriego i w końcu trzy punkty pojechały do Wrocławia. Trener Ivan Djurdjević znalazł więc sposób na klub, z którego cztery lata temu został wyrzucony. A Lech znów ma problem, który jesienią pojawia się regularnie wtedy, gdy w poprzednim sezonie osiągnął jakiś sukces. Teraz jest ostatni w Ekstraklasie. Lech Poznań - Śląsk Wrocław 0-1 (0-1) Bramka: 0-1 Petr Scharz 26. Lech: Bednarek - Pereira, Kwekweskiri, Pingot, Douglas - Murawski, Karlström (56. Amaral) - Citaiszwili (63. Velde), Sousa (56. Skóraś), Marchwiński - Ishak (63. Szymczak). Śląsk: Szromnik - Janasik, Poprawa, Grétarsson, Víctor García Ż - Olsen Ż, Schwarz - Samiec-Talar (60. Konczkowski), Quintana Ż (46. Leiva), Yeboah Ż (75. Hyjek) - Expósito (80. Bergier). Sędzia: Piotr Lasyk (Bytom). Widzów 11627.