To był moment. Joel Pereira już szykował się do dośrodkowania piłki w pole karne, gdy Mikael Ishak krokiem w tył zwiódł pilnującego go obrońcę, uwolnił się spod jego, by z bliska, całkiem spokojnie, wpakować piłkę do bramki Karabachu Agdam. To był moment, który może się okazać kluczowy dla awansu Lecha Poznań do drugiej rundy eliminacji Ligi Mistrzów. CZYTAJ TEŻ: Wszystko o meczach Lech - Karabach! Newsy, opinie i analizy o eliminacjach Ligi Mistrzów w jednym miejscu Lech - Karabach. Mikael Ishak, znaczy kapitan To był pierwszy z kilku wybuchów euforii, która opanowała Poznań na początku maja. Lech na trzy kolejki przed końcem sezonu Ekstraklasy grał w Gliwicach z Piastem. Długo mu nie szło, długo było 1-1 po golu niechcianego w Lechu Damiana Kądziora. Aż w końcu zwycięskiego gola w 87. minucie strzelił kapitan Mikael Ishak. Z otwartych okien na wielu poznańskich blokowiskach słychać było krzyki i piski radości. Tydzień później były derby Poznania. Warta prowadziła, Lech wyrównał, ale interesowała go tylko zwycięstwo. Znów zapewnił je skuteczny strzał Mikaela Ishaka. Szwed nie jest typem, który gra pod publiczkę, zarówno na samym boisku, jak i w relacjach z kibicami. Nie całuje herbu Lecha, nie pije "kaw nienawiści do Legii" (jak Duńczyk Nicki Bille Nielsen), nie zapewnia o swojej wielkiej miłości do Lecha na każdym kroku, nie był kluczową postacią mistrzowskiej fety Lecha. Nie jest też chłopakiem stąd, z Dębca, Jeżyc, Wildy czy Łazarza. W tym sensie trudno mu o miano "lokalnego idola". Mikael Ishak robi zwyczajnie wszystko, by Lech wygrywał, bo jest po prostu wielkim profesjonalistą, piłkarzem o wielkim pozytywnym wpływie na kolegów z drużyny. Kapitanem, czy raczej - jak mówią o nim poznańscy kibice - Panem Kapitanem. Gdyby poszukać jednego słowa, które najlepiej opisuje uczucia kibiców Lecha do Mikaela Ishaka byłby to chyba "szacunek". Lech - Karabach. Mikael Ishak, gol i plotki transferowe Z tych wszystkich powodów, raczej tylko w kategoriach ciekawostki trzeba traktować doniesienia Hamburger Morgenpost, że Mikaela Ishaka chce sprowadzić do siebie klub niemieckiej 2. Bundesligi, St. Pauli. Klub ze słynnej "dzielnicy czerwonych latarni" z Hamburga ponawia swoje zainteresowanie Szwedem, którego chciał jeszcze wtedy, zanim przeszedł on do Lecha Poznań. St. Pauli zdaje się jednak nie mieć ani argumentów sportowych, ani chyba też finansowych (przy obecnym, niezłym budżecie płacowym Lecha), by skusić szwedzkiego napastnika. Jasne, można porównywać tę sytuację do transferu Christiana Gytkjaera do włoskiej Serie B, ale Szwed chyba jest jeszcze na innym etapie kariery niż Duńczyk wówczas. CZYTAJ TEŻ: Lech i Karabach przestały grać. To przez ptaka Na dodatek, gdy jakiś czas temu pytały o niego zachodnie kluby, Mikael Ishak przyznawał, że on i jego rodzina w Poznaniu czują się dobrze. To informacja, która - jak każdy gol szwedzkiego napastnika - jest powodem do wielkiego oddechu ulgi dla kibiców Lecha.