Przed meczem odbyła się uroczystość z okazji zakończenia kariery przez Jacka Dembińskiego. Były już napastnik "Kolejorza" otrzymał od prezesa klubu Jacka Kadzińskiego pamiątkową koszulkę z nr 304 - tyle bowiem spotkań 38-letni Dembiński rozegrał w pierwszej lidze, zdobywając 95 goli. Karierę zakończył z trzema mistrzowskimi tytułami - dwukrotnie z Lechem i raz z Widzewem Łódź. Oba zespoły stworzyły ciekawe widowisko, ale tylko w pierwszej połowie. Lechici już od pierwszych minut zaatakowali bramkę bełchatowian, to jednak goście mogli pierwsi objąć prowadzenie. W 8. minucie na moment przysnęła defensywa Lecha, lecz Tomasz Wróbel w sytuacji sam na sam nie potrafił pokonać Krzysztofa Kotorowskiego. Riposta gospodarzy była natychmiastowa i skuteczna. Piotr Reiss idealnie zagrał do Marcina Zająca, a ten w dość dziecinny sposób ograł obrońcę oraz bramkarza GKS i posłał piłkę do pustej bramki. Lechici cieszyli się z prowadzenia zaledwie 11 minut. Janusz Dziedzic - wydawało się, że w niegroźnej sytuacji - strzelił zza pola karnego. Piłka odbiła się od nogi interweniującego Zlatko Tanevskiego i wpadła Kotorowskiemu "za kołnierz". Kolejorz częściej atakował, lecz bliżej strzelenia bramki byli bełchatowianie. Przed szansą zmiany wyniku stanął Wróbel, który z siedmiu metrów nie potrafił pokonać bramkarza gospodarzy. Tymczasem widzowie w Poznaniu solidarnie przyłączyli się do ogólnopolskiego protestu kibiców i w 35. minucie opuścili trybuny. Stadion, na którym w niedzielę zasiadło ponad 23 tysiące sympatyków, opustoszał niemal błyskawicznie. Ostatnie 10 minut pierwszej odsłony przy pustych trybunach przypominało bardziej mecz sparingowy niż walkę o ligowe punkty. Druga połowa zaczęła się fatalnie dla wicemistrzów Polski. W 51. minucie Mariusz Ujek został po raz drugi ukarany żółtą kartką i w konsekwencji musiał opuścić boisko. Poznaniacy zwietrzyli szansę i grając w liczebnej przewadze posiadali wyraźną inicjatywę. Piłkarze Lecha nie grzeszyli też skutecznością, a ich ataki przypominały bicie głową w mur. I to w solidny mur, bo bełchatowianie bronili się niemal perfekcyjnie. Goście oprócz solidnej defensywy zaprezentowali w Poznaniu dobrą grę z kontry. W 85. minucie Lechici tylko bohaterskiej interwencji Kotorowskiego zawdzięczają, że nie stracili gola. Najpierw bramkarz Lecha instynktownie sparował piłkę po strzale Tomasza Jarzębowskiego, a po chwili narażając się na kontuzję, rzucił się pod nogi nadbiegającego Carlo Costly'ego. Powiedzieli po meczu: Franciszek Smuda (trener Lecha): - Moi zawodnicy włożyli w to spotkanie mnóstwo sił, żeby je wygrać. Dużo było walki, ale brakowało składnych akcji. Napastnicy otrzymywali za mało prostopadłych podań, aby coś strzelić. Szkoda straconej bramki, bo padła w momencie, kiedy gra zaczynała nam się układać. Remis uważam za wynik sprawiedliwy. Orest Lenczyk (trener PGE GKS): - Mecz był brzydki. W obu zespołach brakowało indywidualności, które wniosły by jakość do gry. Szczęśliwe dla nas, że miejscowy idol nie był w najlepszej formie. Lech Poznań - PGE GKS Bełchatów 1:1 (1:1) Bramki: 1:0 Marcin Zając (9.), 1:1 Janusz Dziedzic (20.). Żółta kartka - Lech Poznań: Marcin Dymkowski, Ivan Djurdjević. PGE GKS Bełchatów: Mariusz Ujek, Dariusz Pietrasiak. Czerwona kartka za drugą żółtą - PGE GKS Bełchatów: Mariusz Ujek (51). Sędzia: Grzegorz Gilewski (Warszawa). Widzów 23 000. Lech Poznań: Krzysztof Kotorowski - Marcin Kikut, Marcin Dymkowski, Zlatko Tanevski, Ivan Djurdjević - Marcin Zając (80. Dawid Florian), Rafał Murawski, Henry Quinteros (64. Dimitrije Injac), Jakub Wilk (79. Przemysław Pitry) - Hernan Rengifo, Piotr Reiss. PGE GKS Bełchatów: Piotr Lech - Marcin Kowalczyk, Edward Cecot, Maciej Stolarczyk, Jacek Popek (86. Rafał Grodzicki) - Tomasz Wróbel, Dariusz Pietrasiak, Łukasz Garguła (60. Carlos Costly), Tomasz Jarzębowski, Mariusz Ujek - Janusz Dziedzic (90. Dawid Nowak). *** Gorące spięcia pod bramką! Najciekawsze sytuacje! Kontrowersje Orange Ekstraklasy! Tylko u nas! Zobacz Magazyn Ligowy. Skróty meczów możesz obejrzeć na naszych stronach, możesz też ściągnąć na telefon komórkowy!