Trudno sobie dzisiaj wyobrazić Lecha bez João Amarala - Portugalczyk zdobył w PKO Ekstraklasie aż 13 bramek, dołożył do tego osiem asyst. Do "Kolejorza" trafił latem 2018 roku, dużą rolę w tym odegrał Ivan Djurdjević, który prowadził zespół. Amaral spisywał się nieźle, choć nie był jednym z liderów drużyny, tak jak jest dzisiaj. Gdy zespół przejął Dariusz Żuraw, piłkarz został odstawiony na boczny tor. Nie mógł się z tym pogodzić, klub puścił go do Portugalii na wypożyczenie. Wrócił latem zeszłego roku - następca Żurawia Maciej Skorża chciał się przyjrzeć tak jemu, jak i innym wypożyczonym graczom: Karlo Muharowi i Djordje Crnomarkoviciowi. W Lechu został tylko Amaral - Skorża dostrzegł jego atuty i korzysta z nich do dziś. João notuje swój najlepszy sezon w karierze. I to nie dlatego, że tym razem jest w Poznaniu razem z rodziną. - Mój pobyt tutaj jest inny, ale też inny jest zespół. Ja też się zmieniłem, jestem teraz lepszym piłkarzem. Ważne jest to, że kiedyś więcej występowałem w roli skrzydłowego, a teraz pełnię rolę dziesiątki. To dla mnie najlepsza opcja, choć też czasem mogę grać na skrzydle. Tyle że tam nie mam takiego wpływu na zespół, jaki mam na środku - mówi Portugalczyk. João Amaral: Dzisiejszy Lech Poznań? Najlepszy zespół w jakim grałem Lech w zeszłym roku bardzo mocno zainwestował w stworzenie zespołu, który na stulecie klubu miałby walczyć o trofea - Puchar Polski i mistrzostwo. Powrót Amarala był jednym z elementów tych zmian, ale raczej mniej istotnym. Okazuje się jednak, że dziś piłkarz idealnie pasuje do koncepcji gry trenera Skorży. Niby biega za plecami napastnika, ale często wchodzi w jego rolę - szczególnie, gdy Mikael Ishak cofa się do drugiej linii. - Szukałem takiej chemii, zrozumienia, z Miką Ishakiem, a w tej rundzie też z Dawidem Kownackim, gdy grał jako napastnik. Zalecenia trenera były takie, że oni się cofali, a ja wbiegałem w ich miejsce, bo lubię grać między liniami, robię takie ruchy na boisku. Rola trenera jest bardzo istotna dla mojej dyspozycji. Jeśli mnie rozumie, czuję jego zaufanie, to daje mi komfort. Tak jest z trenerem Skorżą i to chyba powoduje różnicę, że w pierwszym sezonie, który wcale nie był zły, miałem 10 goli u 5 asyst, a dziś to 15 i 8. Dużo lepszy wynik, ale i większa pomoc w zespole - tłumaczy João Amaral. Jego zdaniem obecny Lech to najlepszy zespół, w jakim występował. - Myślę, że tak jest, bo jakość zawodników na wszystkich pozycjach daje trenerowi wiele możliwości. Takiej sytuacji w karierze nie miałem. To też jest istotne dla mnie, bo świetnie się czuję w tej drużynie, jest dobra atmosfera. Kto lepszy: Amaral czy Ivi? Lechita wskazuje rywala Obaj południowcy: Portugalczyk z Lecha oraz Hiszpan z Rakowa, mają ogromny wpływ na ofensywne poczynania swoich drużyn. Lepsze liczby notuje Ivi López - wliczając wszystkie krajowe rozgrywki, zdobył już 19 bramek i zaliczył 12 asyst. Co prawda sześć z tych trafień to gole z karnych, a dwa kolejne Ivi zmarnował, ale dla Amarala to nie ma znaczenia. - Gol jest golem. Ja karnych nie strzelam, od tego jest Mika Ishak, więc chcę mu w ten sposób pomóc w walce o tytuł najlepszego strzelca. Ale patrząc na liczby i statystyki, to Ivi López jest najlepszym graczem ligi. Nie widziałem wszystkich jego meczów, oglądam niektóre i widzę, że ma świetny sezon. Jest po prostu najlepszy - uważa Amaral. Może sytuacja byłaby nieco inna, gdyby na początku lutego Portugalczyka z Lecha nie dopadł koronawirus. Zagrał świetne spotkanie z Cracovią, gdy zdobył dwie bramki i zaliczył asystę, a później ze spotkania z Bruk-Betem Termalicą wyłączyła go infekcja. Po niej miał problem z powrotem do formy - zagrał jedno dość dobre spotkanie w Pucharze Polski z Górnikiem Zabrze (dwa trafienia), ale w lidze nie błyszczał. - Doznałem też kontuzji, co pewnie niewielu pamięta, we Wrocławiu. Lekarz powiedział wtedy, że to będą dwa, trzy tygodnie przerwy, bo zerwałem jakieś więzadła, a tymczasem po siedmiu dniach znowu grałem. Opuściłem tylko spotkanie w Grudziądzu, bo moja noga nie mogła się wtedy zmieścić w bucie - opowiada Amaral i zdradza, że w jednym czasie podobne problemy dopadły kilku kluczowych graczy Lecha. - Tak było z "Kamykiem" i Ishakiem, odpadli w jednym momencie. To właśnie powód, że w pewnym okresie wyniki były słabsze, przyszło zmęczenie fizyczne. W piłce to normalne. João Amaral - dziś piłkarz, kiedyś kelner. Zaskakująca droga na szczyt Choć może to szokować, 30-letni gwiazdor PKO Ekstraklasy nie przeszedł takiej drogi w karierze jak większość piłkarzy. Swój pierwszy profesjonalny kontrakt podpisał w wieku 25 lat z Vitórią Setúbal, czyli dwa lata przed przejściem do "Kolejorza". Wcześniej występował w trzeciej lidze, a do tego pracował. - Pracowałem w barze z obiadami, mój brat był jego menedżerem, a ja robiłem za kelnera, przygotowywałem drinki. Potrzebowałem pieniędzy, a przez pięć lat nie miałem żadnych wakacji. Latem musiałem zarabiać - wspomina Amaral. Kilka lat wcześniej pracował też w fabryce wina, a w międzyczasie ukończył szkołę informatyczną. Portugalczyk rzutów karnych się nie boi Poniedziałkowy finał z Rakowem jest dla João Amarala pierwszą szansą na wygranie czegoś konkretnego w karierze. Kolejna okazja będzie już w najbliższych trzech tygodniach, bo Lech z Rakowem, a także Pogoń Szczecin, walczą o mistrzostwo Polski. W Pucharze Polski "Kolejorz" ma wszystko w swoich nogach, w lidze musi liczyć na potknięcie Rakowa. - Teraz o tym nie myślimy, mamy za sobą naprawdę dobry sezon. Owszem, popełniliśmy pewne błędy, ale one są czymś normalnym w życiu i piłce. Gdyby wszyscy ich nie popełniali, nie byłoby zwycięzców, gole by nie padały. A że Raków nie przegrał jeszcze w tym roku? Zobaczymy, co się zdarzy w poniedziałek i później. Musimy patrzeć na siebie, bo może się zdarzyć, że Raków gdzieś przegra, ale jeśli i my przegramy, to ta porażka rywala nic dla nas nie będzie znaczyć - twierdzi. Niewykluczone, że rywalizacja Lecha z Rakowem zakończy się w rzutach karnych. Czy Amaral podszedłby do ostatniej jedenastki? - Tak, zdecydowanie. Zresztą mogę te karne normalnie też strzelać, choć teraz pierwszym wyznaczonym jest Mika Ishak. Nie boję się presji, mogę spróbować - powtarza. W rzutach karnych przegrał jedyne trofeum, jakie mógł dotąd zdobyć w karierze. W 2018 roku jego Vitória Setúbal dotarła do finału Pucharu Ligi w Portugalii, a tam uległa Sportingowi Lizbona. Zespół Amarala prowadził do 79. minuty 1-0, ale wtedy za zagranie ręką byłego gracza Pogoni Szczecin Tomása Podstawskiego Sporting dostał rzut karny i wyrównał. A w serii karnych jedynym graczem, który się pomylił, był właśnie Podstawski. W Sportingu grali w tamtym meczu m.in. Bruno Fernandes, Rui Patrício, Sebastián Coates czy William Carvalho. Zabrakło niewiele, w poniedziałek João Amaral spróbuje wywalczyć puchar w Polsce. Lech - Raków w finale Pucharu Polski. Gdzie transmisja? Finałowe starcie Fortuna Pucharu Polski odbędzie się na Stadionie Narodowym w Warszawie - początek poniedziałkowego spotkania o godz. 16. Transmisja z meczu Lech - Raków w Polsacie (na otwartym kanale). Transmisja internetowa (stream online) meczu Lech - Raków na Polsat Box Go. CZYTAJ TEŻ: · Przed finałem Pucharu Polski Lech - Raków. Legendarny trener Wojciech Łazarek: Jestem prawie pewien, że Lech pokaże, że jest najlepszy· Puchar Polski. Duże wzmocnienie Lecha przed finałem z Rakowem? "Walka z czasem"