Radosław Nawrot: Namnożyło się ekspertów od Johna van den Broma. Każdy coś o nim pisze, a mam wrażenie, że jeszcze tydzień czy dwa tygodnie temu był u nas postacią mniej znaną niż chociażby Denny Landzaat, który ma być jego asystentem w Lechu. Mariusz Moński, specjalista od piłki Beneluxu piszący dla Retrofutbol: Naprawdę, jednak Denny Landzaat? Takie są pogłoski. - Bardzo dziwne. Van den Brom raczej z nim nie pracował w tej roli. Owszem, działali razem w Arabii Saudyjskiej przez dwa miesiące, ale głównie dlatego, że nikt inny tam nie chciał pojechać. John van den Brom pracował niemal zawsze ze swoimi przyjaciółmi, np. Peterem Van Vossenem czy Dennisem Haarem. To dla niego ważne. Dziwne, że ciągnie za sobą Landzaata, no chyba że nikt inny obecnie nie może. CZYTAJ TAKŻE: Lech Poznań z Holendrami. Słynny piłkarz ma dołączyć do sztabu Może Polska ma status Arabii Saudyjskiej? Status peryferialny? - Wątpię. Jak daleko jest z Poznania do Beneluxu? Godzina samolotem, kilka godzin samochodem. Nie róbmy z nas końca świata. Niemniej o van den Bromie chyba słyszało niewielu, udając teraz, że wszystko o nim wiedzą. Nie jest chyba powszechnie znany, ale uważa się go za trenera markowego. - Nieznany jest może w Polsce, ale w Beneluxie to trener bardzo znany, zarówno w Belgii, jak i Holandii. Jeżeli ktoś jest najdłużej pracującym trenerem AZ Alkmaar, jeżeli zdobywał mistrzostwo z Anderlechtem i puchar z RC Genk, to jest to trener znany. U nas po prostu mało kojarzy się szkoleniowców z tej części Europy, poza tymi, którzy prowadzili reprezentacje, duże kluby, Ajax, PSV czy Anderlecht. Sięganie po trenerów z Beneluxu to z perspektywy polskiej ekstraklasy dobry pomysł? - Z jednej strony - dobry, bo to z reguły trenerzy stawiający na ciekawą, ofensywną grę. Nie boją się stawiać na młodych piłkarzy i grać dla ludzi. Z drugiej strony - grozi im zderzenie z polską rzeczywistością, w której nie każdy umie prosto piłkę kopnąć. Ci trenerzy nie są do tego przyzwyczajeni. Zakładają, że mają w klubie zawodników, którzy to potrafią. Mogą być bardzo zdziwieni, także tym, że nie mogą grać takiego futbolu, jaki planowali. Lech Poznań na pewno przedstawił van den Bromowi wizję klubu dobrze zorganizowanego, z potencjałem, zdolnego do zdobywania trofeów w kraju i gry na dobrym poziomie w Europie. On pewnie na tym założeniu bazuje. - Możliwe, ale nakreślić wizję to jedno, a zobaczyć na własne oczy - to drugie. W Polsce mamy bardzo wyolbrzymione zdanie na własny temat. Tak było chociażby z Kacprem Kozłowskim, gdy wyjechał do Belgii po drogim transferze. Mówiło się, że czołowy piłkarz naszej ligi z miejsca tam będzie grał. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Skoro nasz przekozak tam się nie łapie, to nie dziwmy się, że trenerzy z Beneluxu nie są w stanie do końca zrealizować u nas swoich wizji. Akurat w wypadku Lecha jest na to szansa, bo przecież Lech się wyróżnia w polskiej lidze. Nie tylko mistrzostwem, także tym że gra ciekawą piłkę, jest w nim sporo jakości, ma interesującą akademię dostarczającą ważnych graczy reprezentacji. A to ważne, gdyż van den Brom to trener, który bardzo, ale to bardzo korzysta z młodych zawodników. Od samego początku jego pracy tak było, gdy zaczynał jako szef wyszkolenia w Ajaxie Amsterdam. Nawet w swojej pierwszej pracy w amatorskim AGOVV Apeldoorn stawiał na osiemnastolatków i nie bał się ich wystawiać. Szesnastoletniego Tielemansa wysyłał do boju, to taki trener. Van den Brom w ofensywie stawia na dużą samodzielność piłkarzy. Oni nie muszą grać dokładnie tak, jak im kazał, liczy na ich własne decyzje. Jeżeli więc któryś z naszych piłkarzy jest od dziecka nauczony, by nie podejmować ryzyka i słuchać instrukcji, to może być tu kłopot. Kolejna rzecz to język. Van den Brom oczywiście włada angielskim i pewnie wielu młodych graczy Lecha z akademii - również, jednakże to dla żadnego z nich nie jest język ojczysty. A gdy mówisz w języku obcym, masz ograniczony poziom rozmowy o szczegółach. Tymczasem van den Brom w Belgii i Holandii stawiał na bardzo detaliczne rozmowy zwłaszcza z młodymi zawodnikami, na dużym stopniu uszczegółowienia. W twoim tekście na RetroFutbol przeczytałem wypowiedź samego Johna van den Broma, który twierdził, że jeżeli ma do wyboru nieco słabszego nastolatka i lepszego gracza starszego, postawi na młodego. - Tak, gdyż wychodzi z założenia, że on się może rozwinąć, a starszy będzie schyłkowy. Takich graczy jak Robert Lewandowski, którzy po trzydziestce są bez porównania lepsi niż dawniej nie ma zbyt wielu. Z reguły z wiekiem gracze stają się słabsi i wolniejsi z uwagi na fizyczność, przebyte kontuzje itd. Przestają się rozwijać i van den Brom to wie. Trzydziestolatek raczej lepiej grać nie będzie, a ten młody może się doskonalić z dnia na dzień. Ciekawe, co powiedziałeś o Ajaxie, bo przecież van den Brom miał spore nieprzyjemności związane ze śpiewaniem wulgaryzmów na Ajax. - To nie on śpiewał, to piłkarze ADO den Haag, którzy to Ajaxu nie znoszą, a których trenował. Poszedł z nimi do klubu kibiców i tam rozpoczęły się śpiewy. On tam był, nic nie zrobił, nie zaprotestował i został za to ukarany. Nie za samo śpiewanie. Czy jednak można powiedzieć, że Lech sprowadzając van den Broma, kupuje kawałek szkolenia Ajaxu Amsterdam, w którym ten zaczynał? - Chyba jednak aż tak nie można powiedzieć. On rzeczywiście przez dwa lata był piłkarzem Ajaxu. Co prawda, tego wielkiego Ajaxu z lat dziewięćdziesiątych, w związku z czym van den Brom jest zwycięzcą Ligi Mistrzów. A takich trenerów nie mieliśmy w Polsce zbyt wielu. Co prawda, w samym meczu finałowym nowy trener Lecha nie zagrał; był na trybunach, gdyż w tamtych czasach na ławce zasiadało tylko pięciu zawodników. Do tej pory to dla niego przykre wspomnienie, ale van den Brom często sięga do tej sytuacji, by tłumaczyć piłkarzom, dlaczego w jakimś meczu nie mogą grać. Van den Brom nie do końca przekłada szkolenie Ajaxu, on przekłada szkolenie holenderskie jako takie. On był legendą Vitesse Arnhem, nie Ajaxu. Vitesse to jego najważniejszy i ukochany klub, tam spędził najlepsze lata kariery. Trenował go tylko przez rok, taka była decyzja właścicieli. Tych klubów prowadził w Belgii i Holandii całkiem sporo. - Często kibice wyciągają argument, że on często zmieniał kluby. Cóż, ja też często zmieniałem pracę, ale nie zawsze to były moje decyzje. U van den Broma wyglądało to tak, że w ADOVV zwolnili mu po trzech latach całą kadrę trenerską, bo brakowało pieniędzy. Poszedł do ADO Den Haag i zrobił z nim wynik najlepszy od 35 lat, ale dostał ofertę ze swego klubu marzeń, czyli Vitesse Arnhem. Skorzystał, ADO dostało za to pieniądze. W Vitesse zrobił puchary, ale właściciel uznał, że to za mało. Z Arnhem poszedł do Anderlechtu i tam zwolnili go piłkarze. Następnie aż przez pięć lat pracował w AZ Alkmaar, dalej w FC Utrecht. Tam wyszło nieszczęśliwie, bo szybko się zaczął Covid-19. Akurat FC Utrecht był najbardziej poszkodowany z tego powodu, bo gdy zakończono rozgrywki w Holandii rozgrywki zakończono po 26 kolejkach, miał mecz zaległy i trzy punkty straty do miejsca pucharowego. Co więcej, znajdowali się w finale pucharu, który nie został rozegrany. Dwie szanse na puchary i dwa razy zostali wykolegowani, zostało tylko odszkodowanie finansowe. Potem van den Brom poszedł do KRC Genk, czyli wrócił do Belgii, w której się bardzo dobrze czuł. Miał tu świetne warunki, młodych i utalentowanych piłkarzy, wszyscy pragnęli ofensywnej piłki. Zabrakło mu punktu do mistrzostwa i zdobył puchar. Potem podczas przygotowań piłkarze chcieli odejść do innych klubów, więc mieli głowy w chmurach. Nowy trener zresztą też wyniku nie zrobił, już wyleciał. CZYTAJ TAKŻE: To nie koniec zmian w Lechu Poznań. Będą następne ruchy Nie można więc powiedzieć, by John van den Brom kiedykolwiek i gdziekolwiek zawiódł. W każdym klubie robił puchary, robił wynik, wprowadzał nowych zawodników. Anderlecht też zostawił na trzecim miejscu. Nie ma się do czego przyczepić, a facet w klubach wprowadza atmosferę domową. Ma takie podejście, że trenować i grać musisz z radością, inaczej nie ma to sensu. Wymaga uśmiechów, optymizmu. Mało tego, sam był świetnym piłkarzem, więc osobiście bierze udział w treningach w tym sensie, że gra ze swymi piłkarzami. Tak też buduje autorytet. Pozwala graczom na wiele, bo np. w Genk mieli pretensje do niego, że gdy drużynie źle szło, zezwolił na jakąś imprezę zawodnikom zaraz po przegranym meczu. Tłumaczył wtedy, że wydał na nią zgodę dużo wcześniej, nie wiedział że przegrają i teraz nie będzie sobie z gęby robił cholewy. Potrafi być także surowy. Kiedyś taki Norweg Kristian Thorstvedt z Genku zszedł zmieniony z boiska, nikomu nie podał ręki, nie podziękował. Van den Brom powiedział mu wtedy: "Jeszcze raz i więcej u mnie nie zagrasz". Van den Brom ma zasady. Przede wszystkim wymaga szacunku, to u niego bardzo ważna rzecz. W Lechu zadaniem Holendra nie będzie walka o puchary, jak w jego wielu poprzednich klubach, ale o mistrzostwo. I pogodzenie gry w lidze z pucharami. Wykonalne? - Pewnie, że wykonalne. Poza FC Utrecht zawsze łączył ligę z pucharami, potrafi to robić. Co więcej, grywał na trzech frontach, bo przecież dwukrotnie jako trener AZ Alkmaar wszedł do finału Pucharu Holandii, oba zresztą przegrał. Z Anderlechtem był w półfinale Pucharu Belgii. Kibice Lecha mówią złośliwie: jeżeli tak przegrywa finały krajowych pucharów, to do Lecha pasuje idealnie. - Łatwo się mówi, ale on nie trenował zespołów, które w kraju były faworytami rozgrywek. Poza może Anderlechtem. Nie można więc tak na to patrzeć. Van den Brom gra to swoje 1-4-3-3, ale nie jest szkoleniowcem, który skupia się na nowinkach taktycznych, analizach. Nie jest aż tak do tego przywiązany. Bardziej podchodzi do tego tak, by wszystko piłkarzom wytłumaczyć, aby rozumieli. Żeby była jasność, u van den Broma nie ma w defensywie żadnej wolnej amerykanki, ale w ofensywie swobodę daje dużą. Sam powiedziałeś, że van den Brom nie trenował zbyt wielu klubów uważanych za czołówkę w kraju, może poza Anderlechtem. Raczej szkolił pretendentów. A Lech jest mistrzem kraju, zatem to w jakimś sensie sytuacja dla niego nowa? - To nie tak, że on woli pretendentów. Po prostu taką miał pracę, innej nie dostał. Pamiętaj, że w KRC Genk też były wymagania mistrzowskie. Był poddawany presji, radził sobie z nią. Oczekiwania to jednak jedno, a możliwości to drugie. W Anderlechcie miał gwiazdy, koło których piłkarze Lecha nawet nie stali - Mitrović, Jovanović, Matias Suarez, gwiazdy piłki belgijskiej. I radził sobie z nimi. Nie widzę więc problemu tego typu, że nie będzie sobie radził z presją, z gwiazdami, z wymaganiami. Zresztą Lech też nie zdobywa mistrzostwa co roku, raczej co kilka lat. Ja bym go raczej porównał raczej do KRC Genk niż do Anderlechtu. Na ile van den Brom był związany z Louisem van Gaalem? - Czy ja wiem... To był dla niego wzór. Van Gaal był otwarty dla piłkarzy, interesował się nimi, ich rodzinami, jak się czują. Van den Brom też taki jest. Nie myśli tylko o meczu, ale o całości klubu, myśli kompleksowo o przyszłości. Van Gaal nie jest jakąś jego wielką miłością, po prostu wzorem pod względem trenerskim, autorytetem. Za ten finał Ligi Mistrzów żal ma cały czas. CZYTAJ TAKŻE: Czy wiesz, co się działo, gdy Polska ostatni raz wygrała z Holandią? Sprawdź się