Pod koniec maja wydawało się, że John van den Brom będzie pierwszym trenerem Lecha Poznań od czasu Franciszka Smudy, który przepracuje z tym klubem dwa pełne sezony. Ta sztuka nie udała się wielu późniejszym następcom, z Jose Mari Bakero, Nenadem Bjelicą czy Maciejem Skorżą na czele. Mimo, że szefowie Lecha - Piotr Rutkowski i Karol Klimczak - są dość cierpliwi, nie wyrzucają trenerów po pierwszych błędach. Tak jak kiedyś Rutkowski mówił: aby podjąć tak radykalną decyzję, musi zostać stwierdzony rozkład wewnątrz drużyny. Teraz może jeszcze takiego nie ma, ale jesienne wyniki pokazały, że po zimowej przerwie wcale nie musi być lepiej. Lech zaś nie chce popełniać błędów z przeszłości, gdy niektórzy szkoleniowcy dostawali jeszcze "ostatnią szansę" wiosną, ale nic się nie zmieniało. "Kolejorz" nie może bowiem pozwolić sobie na kolejny sezon już nawet nie tyle poza europejskimi pucharami, co poza ich fazą grupową. Stąd tak radykalny ruch z van den Bromem już teraz. W sytuacji, gdy zespół ma najdroższą kadrę w historii. Porażka z Piastem pogrążyła trenera Lecha. John van den Brom zaklinał rzeczywistość Dla kibiców Lecha Poznań ostatnie pół roku było bardzo trudne do strawienia. Klęska w eliminacjach Ligi Konferencji, bo tylko tak można nazwać kompromitację 1:3 w Trnawie z drużyną złożoną w znacznej części z piłkarzy, którzy nie sprawdzili się w Ekstraklasie. 0:5 w Szczecinie z Pogonią, 3:3 z Jagiellonią, mimo prowadzenia 3:0 na początku drugiej połowy, wreszcie dwie ostatnie domowe porażki z Widzewem Łódź i Piastem Gliwice - to przelało czarę goryczy. Van den Brom nic o tym nie wiedział, uczestniczył nawet w czwartek w spotkaniu z dziennikarzami, podczas którego zdążył się zresztą zdenerwować na Damiana Smyka z portalu goal.pl. - Nie będę o tym rozmawiał, nie potrzebuję takich danych, mam od tego swój sztab - irytował się na dziennikarza, który pokazał mu wykresy ze spadającymi statystykami drużyny. - Widzisz tylko negatywne rzeczy, a ja chcę rozmawiać o tych pozytywnych - mówił. W sobotę poprawy jednak nie było. Lech, choć wygrywał 2:0, to jednak stracił dwa punkty w meczu z Radomiakiem, do ostatnich sekund rozpaczliwie się bronił. I w 96. minucie został skarcony przez Leonardo Rochę, mecz zakończył się remisem 2:2. - Tak, mam tę pewność, że będę trenerem - mówił na konferencji pomeczowej van den Brom i roztaczał wizję, co należy poprawić wiosną. Dziś po godz. 9 szkoleniowiec został zaproszony do klubu przez dyrektora Tomasza Rząsę i dowiedział się o swojej dymisji. Przyjął ją spokojnie, choć nie zgadzał się z taką decyzją. Krótko po tym Lech opublikował komunikat. Indywidualności a nie drużyna. Lech był kiepsko przygotowany taktycznie, rywale go rozgryźli Dlaczego Holender został zwolniony? Mimo ogromnego potencjału kadrowego, Lech bowiem rozczarowuje. Gra naiwnie, nie jest przygotowany na różne warianty mniej lub bardziej głębokiej obrony rywali, sam zaś zaskakująco łatwo daje się ogrywać w defensywie. Przygotowanie taktyczne leżało i leży w całości, a przecież Lech nie musiał tej jesieni grać co trzy dni. I to właśnie najbardziej... zaszkodziło trenerowi. Rok temu Lech łączył grę w Ekstraklasie z występami w pucharach, ale co ważne - całość zmagań zakończył już do połowy listopada, wtedy zaczynały się przygotowania do mundialu. Piłkarze od początku lipca właściwie żyli w trybie autokar, rozruch, mecz, samolot - czasu na normalne treningi praktycznie nie było. A mimo tego jakoś sobie radzili, choć do stylu gry też było sporo uwag. Podobnie było wiosną - grali z Bodø/Glimt, Djurgårdens IF, Fiorentiną, nadrabiali zaległości w środku tygodnia. Teraz usprawiedliwienia nie ma już żadnego, a gdy gra Lecha została rozczytana, van den Brom nie potrafił temu zaradzić. Stąd coraz gorsze rezultaty i zaledwie 10 punktów zdobytych w ośmiu ostatnich spotkaniach. Mariusz Rumak ma jedno zadanie na całą wiosnę. Kluczowy będzie już luty Szefowie Lecha, Piotr Rutkowski i Karol Klimczak, uznali w tej sytuacji, że trzymanie Holendra na posadzie nie ma już sensu - van den Brom nie daje gwarancji, że poprzez Puchar Polski czy Ekstraklasę Lech zdoła się zakwalifikować do pucharów. I tak klub nie przedłużyłby wygasającego latem kontraktu, ale obawiam się podobnej stagnacji wiosną. Stąd decyzja o przekazaniu roli Mariuszowi Rumakowi - dziś pracującemu w roli wicedyrektora w Akademii Lecha, w przeszłości trenera poznańskiej drużyny. On z kolei nieźle radził sobie w krajowych zmaganiach, dwukrotnie sięgnął po wicemistrzostwo Polski, ale razem z zespołem kompromitował się w pucharach. Bo tylko tak można nazwać wpadki z Żalgirisem Wilno czy islandzkim Stjarnanem Gardabaer. Rumak ma podstawowe zadanie - zdobyć Puchar Polski (zostały trzy rundy), ale też wycisnąć ile się da ze zmagań ligowych. Czeka go szalenia ciężki, ale zarazem kluczowy początek rundy: najpierw domowy mecz z Zagłębiem Lubin, będący jakby rozgrzewką, ale później kolejno starcia z: Jagiellonią Białystok (wyjazd), Śląskiem Wrocław (Bułgarska), Pogonią Szczecin (Bułgarska, Puchar Polski) i Rakowem Częstochowa (wyjazd). To one pozwolą określić, o co walczy "Kolejorz". Nowy-stary trener, "wychowanek" Lecha, najprawdopodobniej poprowadzi zespół tylko do końca tego sezonu. W każdej chwili otwarte drzwi przy Bułgarskiej miałby z kolei Maciej Skorża, który kończy właśnie pracę w japońskim Urawa Red Diamonds, ale on akurat chce odpocząć przez kilka miesięcy, a później podjąć się bardziej ambitnego zadania. Docelowo latem drużynę ma przejąć inny trener, tu raczej w grę wchodzi tylko opcja zagraniczna. Lech ma już na oku kilku wyselekcjonowanych szkoleniowców, ale każdy z nich ma podstawową wadę: będzie dostępny dopiero w lipcu.