Fatalna atmosfera związana z niegodnymi mistrza Polski wynikami w Ekstraklasie, w której Lech zajmuje ostatnie miejsce, sprawiła, że na stadionie przy Bułgarskiej zjawiło się mniej niż 10 tys. widzów. To frekwencja skandaliczna dla Poznania, świadcząca, że klub stracił całe to zaufanie, które wywalczył sobie w maju mistrzostwem Polski. Szalikowcy z Kotła wywiesili zresztą cztery transparenty uderzające w klubowe władze. W trakcie meczu skupili się jednak na dopingu, wyzwisk nie było. Lech - Dudelange. Idealny początek Kristoffera Velde Może też dlatego, że Lech dość szybko objął prowadzenie. Kristoffer Velde to wciąż piłkarz-zagadka: w Ekstraklasie jest pośmiewiskiem, a błyszczy w pucharowych starciach poznaniaków. Już w 4. minucie był bliski zdobycia gola efektownym szczupakiem, po wrzutce Pedra Rebocho - minimalnie spudłował. Chwilę później dostał kapitalne zagranie wzdłuż linii od João Amarala, wbiegł w pole karne i postanowił sam kończyć akcję strzałem. Szkoda, bo na piłkę czekał pozostawiony bez opieki Mikael Ishak. Skończyło się więc na rogu, a po nim... Velde triumfował! Obrońca Dudelange Aldin Skenderovic za blisko wybił piłkę, a norweski skrzydłowy przymierzył z linii pola karnego niemal w okienko. Było więc 1-0 dla Lecha. Niestety, później już tak dobrych akcji mistrza Polski było niewiele. Poznaniacy cofnęli się, oddali inicjatywę, zaczęli wybijać piłkę. Goście wyszli na boisko piątką obrońców - szukali więc początkowo szans w kontrach i po stałych fragmentach. Tych pierwszych nie mieli, po drugich mocno kotłowało się w szesnastce Lecha. Dudelange miało też rzut wolny z 17 m na wprost bramki, ale Filip Bojic trafił w mur. Generalnie - Filip Bednarek nie miał wielu okazji do interwencji. Z czasem goście coraz lepiej radzili sobie na połowie Lecha, ale nie przekładało się to na jakieś groźniejsze sytuacje. Brakowało dograń w pole karne, ale też jakości u napastników. Gra gości do tego stopnia zirytowała trenera Carlosa Fangueiro, że jeszcze przed przerwą dokonał dwóch zmian... Akcje Lecha też były bardzo chaotyczne, w kiepskim tempie. To jednak poznaniacy mieli więcej okazji do podwyższenia prowadzenia. Jak choćby Ishak, który w 18. minucie uderzył piłkę głową. W 36. minucie tuż nad poprzeczką, z obcierką od nogi rywala, przymierzył z kolei Rebocho, a przed samą przerwą nie popisał się Amaral. Miał 17 metrów do bramki, był sam i... przerzucił piłkę nad trybuną. Lech - Dudelange. Mecz niegodny tej rundy Lech z poprzedniego sezonu tak grającego rywala bez problemu by ograł co najmniej 3-0. Goście, nawet gdy zaczęli przejmować inicjatywę, to niczym nie imponowali. Lech niby chciał grać, ale też nie potrafił mocno przyspieszyć gry. Irytowało właściwie wszystko, nawet Joel Pereira zagrywał do Mikaela Ishaka tak, że Szwed nawet nie próbował ruszyć do piłki. Ani jednego dobrego słowa nie można powiedzieć o João Amaralu - poza meczem z Dinamo Batumi w Poznaniu, Portugalczyk ma za sobą fatalny początek sezonu. Po godzinie zastąpił go Filip Marchwiński i bynajmniej Lech nie stracił na jakości. Gorsze dla mistrza Polski był to, że kontuzji doznał też Jesper Karlström - może to oznaczać dłuższą przerwę reprezentanta Szwecji. A Dudelange? Nawet gdy w 65. minucie świetnie wyprowadzili kontrę, było czterech na czterech, to przed polem karnym spartolił ją Dejvid Sinani. Zamiast grać do kolegi na wolne pole, uderzył z ok. 20 metrów, a piłka ledwie dotoczyła się do linii końcowej, daleko od bramki Bednarka. Lech - Dudelange. Ishak trafia ze spalonego. I jest... 2-1 I w tej całej boiskowej przeciętności nagle Lech dopiął swego. Była 66. minuta, gdy Pedro Rebocho wrzucił piłkę w pole karne, a Mikael Ishak kapitalnie uderzył z woleja nad stojącym przed bramką Lucasem Foxem. Sędzia zaliczył trafienie, ale problem w tym, że kapitan mistrza Polski był na dość wyraźnym spalonym. Na tym poziomie w Lidze Konferencji nie ma systemu VAR, co tym razem pomogło poznaniakom. Los oddał teraz to, co zabrał w lipcu w Baku w starciu z Karabachem Agdam, gdy arbiter uznał ważnego gola na 3-1 ze spalonego dla rywali. Lech kontrolował już wydarzenia, ale przy sprzyjającej sytuacji, mógł praktycznie załatwić sprawę awansu w pierwszym meczu. Taką okazję dostał. W 80. minucie Giorgi Citaiszwili zagrał na wolne pole do Filipa Szymczaka, ten znalazł się sam przed Foxem, ale kopnął prosto w bramkarza. Pięć minut później Szymczak drugi raz strzelał, ale trochę za późno, dał się wygonić na ostry kąt i Fox złapał piłkę. Wynik się utrzymał, ale niestety - Lech stracił kluczowego zawodnika. W 88. minucie Antonio Milić taktycznym faulem zatrzymał wybiegającego na czystą pozycję Samira Hadjicia i zobaczył za to czerwoną kartkę. Z wolnego Mehdi Kirch strzelił tuż obok słupka. To była zresztą zmora Dudelange - mistrz Luksemburga po prostu nie trafiał w bramkę. Lech Poznań - F91 Dudelange 2-0 (1-0) Bramki: 1-0 Kristoffer Velde 6., 2-0 Mikael Ishak 66. Lech: Bednarek - Pereira, Pingot, Milić Cz-88., Rebocho - Skóraś (90.+1 Douglas), Karlstrom (61. Kwekweskiri), Murawski, Velde (68. Citaiszwili) - Amaral (61. Marchwiński) - Ishak (68. Szymczak). Dudelange: Fox - Gashi (38. Ouassiero), Skenderovic, Diouf Ż, Morren, Kirch - Bruno Frere (38. Vova Ż), Sinani (72. Agovic), Bojić - Hadji (90.+2 Mendes, João Magno (72. Ninte Junior). Sędzia: Manfredas Lukjančukas (Litwa). Widzów 9150.